21, 22 lutego 2018 Rozgrzana izraelskim (palestyńskim) słońcem postanowiłam pewnej nocy wsiąść w pociąg do Wrocławia, by mimo niebotycznych mrozów zdobyć kolejny szczyt z Korony Gór Polski - Ślężę. Zastanawiałam się, czy dam radę, czy nie zamarznę, ale mam taki okropny problem, że nie znoszę monotonii, nudy, tych samych tras. Zwłaszcza, gdy wracam z miejsc, w których kipiało od wrażeń, nowości, emocji. A tak było w Izraelu/Palestynie...Ale o tym nie tutaj...Postanowiłam, że muszę gdzieś wybyć. Zewnętrzne warunki spróbuję pokonać. Co z tego wyjdzie zobaczymy. Wsiadłam w nocny pociąg jadący 5 godzin. Pośpię...Choć w pociągu, choć 5 godzin. Zawsze coś. Nie pospałam nic...Zainfekowana rowerową przygodą do szpiku kości myślałam o kolejnej wyprawie - gdzie. W zasadzie to wymyśliłam sobie pewne miejsce, które zaczęłam czuć wewnętrznie mocno, jednak czy zewnętrznie jest to wykonalne? Chyba nie...Tak, czy siak zamiast spać zajęłam się grzebaniem w Internecie, gadaniem ze znajomymi na ten t...
Twoje akcje ze znakami są jedyne w swoim rodzaju!:)
OdpowiedzUsuńWyobrażam sobie jak gramolisz się na ten znak by zdążyć przed samowyzwalaczem zapewne widok nieprzeciętny:).
Miejscowość piękna na pewno będę pamiętać o niej jak będę przejeżdżał prywatnie lub służbowo w okolicy.
no...muszę szybko biec...szybko się wspiąć i czasami tak kilka razy...(a'propos Kielc - moja najlepsza "fota ze znakiem" powstała przy znaku: województwo świętokrzyskie..wygląda to jak pole dance z rowerem...).
Usuń