Przejdź do głównej zawartości

BAŁKAŃSKA PRZYGODA cz.2 - Belgrad

28 czerwca 2015

Następnego dnia dojechała do nas trzecia uczestniczka naszej dziewczyńskiej (...tylko jeśli chodzi o płeć...) bałkańskiej przygody rowerowej.

Ruszamy zwiedzać Београд


Rzut okiem na mapę,... 


 ...ale ja chyba bardziej zajęta aparatem (mam podzielną uwagę...i manię robienia zdjęć "reportażowych" dokumentujących co, jak, gdzie się stało..etc...).


Obieramy kierunek na Kalemegdan - najstarszą część miasta.
 

Gdy dotarłyśmy do 30hektarowego parku - ulubionego miejsca spacerów, odpoczynku (już poprzedniego dnia wieczorem można było to zauważyć) Belgradczyków rozpadało się...


 

Gdy przestało ruszyłyśmy raczyć się pięknym widokiem na ujście rzeki Sawy do Dunaju.


Taka panorama widziana ze wzgórza wznoszącego się na 125 metrów nad poziom morza  - CUDO.


Ruszamy dalej zwiedzać Kalemegdan. 

Pieszo...


...i rowerem.



Niesamowite miejsce, bo ma taki współczesny wymiar (miejsce spotkań ludzi), ale jest takie historyczne. Fortyfikacje pochodzą już z czasów celtyckich. Jednak obecne zabudowania powstały głównie w XVII wieku.
Nie jest stricte miejscem turystycznym, zwyczajnym "must see" w stolicy Serbii (których pseudohispterzy pragnący być tacy "prawdziwi", czasem bardziej niż lokalsi będą się "bać"..."och każdy turysta tu bywa...to takie pospolite...turystyczne..".
Tak! Ale też takie prawdziwe, bo oprócz tego spędzają tu czas mieszkańcy Belgradu (np siedząc wieczorami na ławeczkach racząc się trunkami przy muzyce z pobliskiego klubu i światłach laserów, co obserwowałyśmy dnia poprzedniego, gdy zupełnym przypadkiem dotarłyśmy w to miejsce..Fajny klimat! Ale my byłyśmy takie śpiące...ech...).

 

 

 Podziwiamy, fotografujemy....



Omawiamy...



Za nami: Novi Beograd (dzielnica miasta).



"A teraz pojedziemy tam...do Nowego Belgradu"


Kupujemy znaczki, kartki, magnesy a tu etniczna parada. Idą i grają a przy tym śpiewają serbskie pieśni.


Doszli do centrum i..."podkręcili bit" (było głośniej, radośniej). 
Przyjemne dla ucha (etniczna muzyka z instrumentami na żywo, śpiewem) i oka (serbskie stroje, narodowe tańce) widowisko w centrum Belgradu.



Nawet pop oglądał...



"Kiss Happiness"!


I will!


Wyglądała zachęcająco...Bardzo! Jak widać...


Miasto to nie tylko centrum..Jedziemy poczuć inny klimat Belgardu...


Trzeba, więc użyć lift za bicykle, żeby dostać się "na górę". Pan windziarz uruchomił i nas wywiózł z naszymi bicyklami. 



Wow! Ogromne blokowiska, które pomieszczą milion osób. Wszak Belgrad ma mnóstwo mieszkańców. Komentowałyśmy, że pewnie dlatego miasto jest ciągle, również o dziwnych nocnych porach pełne ludzi, bo zwyczajnie nie mieszczą się w swoich domostwach...i przebywają tam na zmianę...

  

Ogromne również wzwyż.


Urzędnicy pomyśleli o rowerzystach (..i rowerzystkach z Polski..)...


... - są ścieżki rowerowe.


Trafiłyśmy w takie dziwne miejsce. Z drugiego brzegu słychać było bałkańską muzykę.



Ruszyłyśmy dalej, ale nie było wyjazdu nigdzie. Tylko..beczki na drodze...


Zawróciłyśmy.



Park (nie wiem, jak się nazywa..).


                                             Iznajmljivanje bicikla.
My mamy swoje!




Meksyk...

Pekara! Czyli jem..burka!


Cygańskie dzieci, które nie chciały stanąć do zdjęcia, tylko uciekały, jak ja próbowałam je sfotografować. W końcu się ustawiły.



Ciekawe miejsce (np. na sesję fotograficzną). Pełno napisów, graffitti. Belgrad kipi tego typu street art'em wszędzie. Uwielbiam!


Znów trzeba użyć windy dla bicyklów, żeby dostać się na górę (choć chyba coś z nią nie tak było..).


Trasa wśród torów...Jechać ciężko...


Pierwsza usterka.


Komunikaty z belgradzkich murów.


Wynik bombardowań Belgradu. Robi wrażenie. To było tak niedawno...To wciąż się ciągnie, choć konflikt nie jest już tak silny, jak był. Kosovo jest państwem niepodległym (w wyniku jednostronnej deklaracji). 
 Ulica Kneza Miloša




W związku z  nieskutecznością działań dyplomatycznych, w 1999 roku NATO przeprowadziło operację militarną Allied Force (Sojusznicza Siła) - bombardowanie Jugosławii. Jej celem było zakończenie czystek etnicznych, prześladowań ludności albańskiej na terenie Kosova (obrona praw człowieka była uzasadnieniem tej militarnej akcji), a także wymuszenie demokratyzacji w Federalnej Republice Jugosławii na prezydencie Slobodanie Milosevicu. 


NATO nie uzyskało zgody ONZ na przeprowadzenie tego typu akcji. 
Bombardowania trwały przez 78 dni (była niszczona wojskowa infrastruktura, miasta, szpitale, cerkwie etc.). Zginęło ok. 2 tysięcy osób.





W związku z nalotami prześladowania albańskiej mniejszości w Kosovie nie ustały.Więc..? ech...


Nagle widzimy, że idzie całe miasto...


Gdzie oni zmierzają taką hordą?


I po co ta policja...? W takiej ilości...Tak uzbrojona...Opancerzona...Będzie jakaś gruba akcja..


Podeszłam do jednego pana policjanta pytać, co to się szykuje...Nie dowiedziałam się...Choć paru policjantów się zaangażowało w wyjaśnianie...To mówię: "Idę zobaczyć..". Dziewczyny stwierdziły, że pewnie jakieś walki będą, że może być niebezpiecznie (jakieś koktajle Mołotowa i takie takie...pałki..).  W sumie ilość policji zdecydowanie to sugerowała. No tyle policjantów tak ustawionych to ja nie widziałam nigdy wcześniej (..chyba wszyscy funkcjonariusze z miasta tam byli..).
Poszłam i trafiłam na...mszę...Było to odsłonięcie pomnika Gavrilo Principa (tego, który zamordował arcyksięcia Franciszka Ferdynanda w 1914 roku). Jest to niezwykle kontrwersyjna postać w historii, a dla Serbów jest on bohaterem (widziałam na własne oczy, jak prawie całe miasto szło na odsłonięcie pomnika...). Fajnie uczestniczyć w historycznym wydarzeniu tak przypadkiem...Bo wpadło się pojeździć na rowerze...


Wracamy odstawić rowery. Znów nasz belgradzki punkt orientacyjny...
Kolejna kontrowersyjna historyczna postać...Serbowie chyba lubują się w takowych...Jakby nie było, jedna i druga postać z historycznego punktu widzenia miała znaczenie dla ich kraju. Wydaje mi się, że oni są tacy radykalni i swoiście nacjonalistyczni. W jakiś sposób podoba mi się to. Nie są tacy "rozmemłani"...Oczywiście ma to szereg odnóg. Zdecydowanie nie jest jednoznacznie pozytywne (car Mikołaj II to zaborca mojego kraju...Gavrilo może być postrzegany jako morderca, ale akurat on przyczynił się do odzyskania niepodległości Polski - historia jest fascynująca...a zwiedzanie miejsc na rowerze i chłonięcie tego tak na żywo jeszcze bardziej!)


Wejście przez sklep z butami (...jak "Wyjście przez sklep z pamiątkami"...)


Piwo w belgradzkiej knajpce na świeżym powietrzu w centrum miasta! Klimat obłędny, bo wokół kręciło się pełno samochodów z flagami serbskimi, z okrzykami etc etc etc...Ale...po setnym przejeździe zaczęło to być męczące....


Zagłuszali pięknie śpiewającego na żywo pana z gitarą. Podejrzewałam, że to Cygan, ale pan kelner powiedział mi, że nie....Ale ja i tak myślę, że był to Cygan, a pan się bał, że wyjdziemy, jak powie prawdę...


Kolejny tłusty burek (..ale z innym nadzieniem, bo są różne - mięsne, szpinakowe, krumpirowe, czyli ziemniaczane i ten chyba taki był...) przed snem...


Tylko, że tak się zagadałyśmy z pracownikami hostelu przy rakji, że zrobiła się mega późna godzina...A planowałyśmy wyjechać wcześnie następnego dnia...ech...ale...było warto, bo strasznie fajni i ciekawi ludzie. Właśnie podczas tej rozmowy dowiedziałam się, że Gavrilo Princip jest bohaterem Serbów. Też tak naturalnie padło, że Kosovo jest serbskie. Wiem też, że muszę odwiedzić miasteczko Mokra Gora, bo to jakby miasteczko Emira Kusturicy, jednego z moich ulubionych reżyserów od zawsze etc etc etc...


...btw, tak a'propos polecam "Underground" w reżyserii Kusturicy, w którym ja się zakochałam po pierwszym obejrzeniu jakieś 15 lat temu. Film o BELGRADZIE...


cdn...


Komentarze

  1. Kolejna super relacja! A zdjęć zawsze warto zrobić dużo, bo później, w zimowe wieczory jest co wspominać :)
    Pozdrawiam i czekam na kolejne części :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Była Jugosławia to jeden z terenów, który mnie inspiruje. Ale w pojedynkę raczej nigdy się tam nie wybiorę :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam! Ja zakochałam się w Bałkanach podczas tej wyprawy! W tym roku chyba tam (tzn nie dokładnie w te same miejsca..) wracamy.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

"Nad morze" cz.1 - Kraków-Gdańsk

 Moja najdłuższa przejażdżka rowerowa w 2014 roku to wycieczka z Krakowa na Hel. W ciągu 9 dni (dojazd + pokręcenie po okolicy) przejechałam 1087 km, więc dystans w stosunku do czasu nie jest obłędny, ale sama wyprawa w jakimś sensie była. Było to 9 dni w ciągu, których byłam odcięta od wszystkiego. Nie liczyłam czasu - dni odmierzałam "ostatnio spałam w...,wcześniej w...". Kilometrów też nie liczyłam, bo pierwotne wobec dystansu było zwiedzanie miast - w paru byłam po raz pierwszy, do kilku innych mam sentyment, więc chciałam w nich dłużej zostać. Zasadniczo była to wyprawa "na dzikusa", czyli bez planu, jedynie z celem. Nie miałam zaplanowanego żadnego noclegu, co spowodowało parę stresowych sytuacji, ale zawsze wszystko się dobrze kończyło (nawet, gdy raz noclegu nie znalazłam...). DZIEŃ PIERWSZY - 150 km Ruszyłam niewyspana...dziwną trasą - przez Dolinki Krakowskie, czym zdecydowanie nadrobiłam, gdyż nie dało się tam jechać zbyt szybko. Kierowałam się

Korona Gór Polski cz.10 - Ślęża (718m npm)

21, 22 lutego 2018 Rozgrzana izraelskim (palestyńskim) słońcem postanowiłam pewnej nocy wsiąść w pociąg do Wrocławia, by mimo niebotycznych mrozów zdobyć kolejny szczyt z Korony Gór Polski - Ślężę. Zastanawiałam się, czy dam radę, czy nie zamarznę, ale mam taki okropny problem, że nie znoszę monotonii, nudy, tych samych tras. Zwłaszcza, gdy wracam z miejsc, w których kipiało od wrażeń, nowości, emocji. A tak było w Izraelu/Palestynie...Ale o tym nie tutaj...Postanowiłam, że muszę gdzieś wybyć. Zewnętrzne warunki spróbuję pokonać. Co z tego wyjdzie zobaczymy. Wsiadłam w nocny pociąg jadący 5 godzin. Pośpię...Choć w pociągu, choć 5 godzin. Zawsze coś. Nie pospałam nic...Zainfekowana rowerową przygodą do szpiku kości myślałam o kolejnej wyprawie - gdzie. W zasadzie to wymyśliłam sobie pewne miejsce, które zaczęłam czuć wewnętrznie mocno, jednak czy zewnętrznie jest to wykonalne? Chyba nie...Tak, czy siak zamiast spać zajęłam się grzebaniem w Internecie, gadaniem ze znajomymi na ten t

10 000 km w 2014!

30 (..a właściwie już był to 31 - godzina 2 w nocy) grudnia przejechałam 10 tysięczny km w 2014!!!  Tej nocy było bardzo zimno...-14...brrr... Ogólnie moja grudniowa bikingowa "walka" o to co założyłam sobie na początku roku nie zawsze była łatwa...                                          ...więc zaopatrywałam się w nowe czapki..,:                                         ...ważnym elementem stroju były również getry: Jednak długi okres czasu temperatura w grudniu była wysoka, jak na tę porę roku.                                          Aczkolwiek niestety czasami piękną noc psuł deszcz..,                                                                                          ...a potem pojawił się również i śnieg: Ale jak śpiewali panowie z Monty Pythona always look on the bright side of life                Grudniowy biking po Krakowie często odbywał się w pięknej świątecznej scenerii: