Przejdź do głównej zawartości

BAŁKAŃSKA PRZYGODA cz.4 - Rowerem na wojnę...

1 lipca 2015

Wstałyśmy - niebo zachmurzone, a w tle piękne planiny (góry)...
Kto je tu postawił, jak spałyśmy..?


Zeszłyśmy na śniadanie. Dziewczyny z nadzieją na obiecany omlet...Oto i on - serbski "omlet"...: 


Zbieramy się, żeby przejechać drugą część Serbii, ale jeszcze trochę serbskiej telewizji...


Już prawie gotowe do wyjścia,...


...trzeba tylko przypiąć sakwy...Można jechać.


Ja zaraz zgłodniałam...Dobrze, że zapakowałam trochę jedzenia (niestety nie omlet..)...


Jedziemy przez serbskie miasteczka i wsie...Pogoda wspaniała.


Rzut okiem na mapę.



Grad Krajlevo.
W 2010 roku podczas trzęsienia ziemi w Serbii (sic!) zginęło tu dwoje ludzi, a ok stu zostało rannych.


Byłyśmy niesamowicie głodne...Sam burek, by nie wystarczył, trzeba było zjeść pljeskavicę (serbski hamburger)...


...kupioną u tego miłego pana.
Znowu siadłyśmy na ziemi. Pan właściciel, który się przedstawił i w ogóle zainteresował nami, niesamowicie nalegał, żebyśmy weszły do środka lokalu powtarzając: Be my guests. Nie chciałyśmy w żaden sposób urazić pana, ale jednak tradycyjnie zjadłyśmy posiłek siedząc na betonie...Pan zaangażował się również w kwestie związane z trasą. Radził nam, żebyśmy zostały tutaj, nie jechały dalej, że późno, że hoteli nie będzie bla bla bla. Późno nie było...Jakoś po południu...Tylko ponad sto kilometrów dla "przeciętnego" człowieka wydaje się długim dystansem...Pan stwierdził, że nie dojedziemy do "końca Serbii".


Również i ten pan zaangażował, a raczej chciał zaangażować się w pomoc, ale nie był w stanie (troszkę za dużo alkoholu...). Bardzo jednak próbował...Liczą się intencje...


Born to ride!


Moja "paczka Mikołaja". 
Bez takiej paczki uzupełnianej, co jakiś czas (bo tak szybko się wyczerpują..) czuję się bardzo źle psychicznie, bo wiem, że mogę poczuć się źle fizycznie...Nawet mi może zabraknąć siły...


Znak na miejscowość Guča, w której każdego roku odbywa się festiwal trębaczy (http://www.guca.rs/). Grali tu m.in.:
Goran Bregovic (Goran Bregovic LIVE - Guca 2013Goran Bregovic - Gas gas - LIVE Guca 2007 ), Boban &Marko Markovic (Boban i Marko Markovic - Guca 2011)
Dj Shantel (DJ Shantel & Marko Markovic Guca 2010)
Takie cygańskie klimaty...
Guča - madness made in Serbia!
Niestety nie ten termin...



Piękne widoki!


Trzeba uważać, bo z góry lecą kamienie...




Cudowna Dolina Ibaru! 
Właśnie to były te widoki, które straciłybyśmy jadąc tu w nocy.


Złudzenie optyczne..: jechałyśmy pod górę, której nie było widać totalnie.



Stajemy na chwilkę,... 


 ...żeby się pozachwycać tym obłędnym pięknem wokół nas i takie takie,...

 

...a tu nagle samochody wojskowe z tyłu działa, w środku milion żołnierzy machających nam i w ogóle (koleżanka: Jedziemy do raju...). I tego przejechało bardzo bardzo bardzo dużo...Mówimy: Coś się dzieje w Kosovie...Jedziemy sprawdzić!


Przejazd Doliną Rzeki Ibar NA ROWERZE (pędząc samochodem to nie to samo, bo inne tempo, mniejsza intensywność doświadczania, chłonięcia tego) - coś cudownego!


Taka tęcza się pojawiła, żeby było jeszcze bardziej bajkowo:





Nagrobki, których na Bałkanch jest pełno wzdłuż dróg.


Rozpadało się...Tak fest...Nie mogłyśmy usiąść, żeby spożyć posiłek, więc zjadłyśmy stojąc w deszczu przy drodze...Dobry klimat...


Pomnik z 1999 roku (...to jest tak niedawna historia...a właściwie to konflikt o tereny Kosova nie jest historią...zamieszki bywają do dziś, nienawiść do dziś...).


Dotarłyśmy do Raški, do jedynego motelu podczas tej wyprawy, o którym wiedziałyśmy, że takowy istnieje w tej miejscowości, wiedziałyśmy, że będzie gdzie spać...(ale niezarezerwowanego, bo takiego nie było ani jednego podczas tej wyprawy...). 



Lekki nieporządek...


DYSTANS: 134 km

Komentarze

  1. Jest samolot, jest impreza. Lubię to!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ...w następnych odcinkach też się gdzieś przewiną...

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

"Nad morze" cz.1 - Kraków-Gdańsk

 Moja najdłuższa przejażdżka rowerowa w 2014 roku to wycieczka z Krakowa na Hel. W ciągu 9 dni (dojazd + pokręcenie po okolicy) przejechałam 1087 km, więc dystans w stosunku do czasu nie jest obłędny, ale sama wyprawa w jakimś sensie była. Było to 9 dni w ciągu, których byłam odcięta od wszystkiego. Nie liczyłam czasu - dni odmierzałam "ostatnio spałam w...,wcześniej w...". Kilometrów też nie liczyłam, bo pierwotne wobec dystansu było zwiedzanie miast - w paru byłam po raz pierwszy, do kilku innych mam sentyment, więc chciałam w nich dłużej zostać. Zasadniczo była to wyprawa "na dzikusa", czyli bez planu, jedynie z celem. Nie miałam zaplanowanego żadnego noclegu, co spowodowało parę stresowych sytuacji, ale zawsze wszystko się dobrze kończyło (nawet, gdy raz noclegu nie znalazłam...). DZIEŃ PIERWSZY - 150 km Ruszyłam niewyspana...dziwną trasą - przez Dolinki Krakowskie, czym zdecydowanie nadrobiłam, gdyż nie dało się tam jechać zbyt szybko. Kierowałam się

Korona Gór Polski cz.10 - Ślęża (718m npm)

21, 22 lutego 2018 Rozgrzana izraelskim (palestyńskim) słońcem postanowiłam pewnej nocy wsiąść w pociąg do Wrocławia, by mimo niebotycznych mrozów zdobyć kolejny szczyt z Korony Gór Polski - Ślężę. Zastanawiałam się, czy dam radę, czy nie zamarznę, ale mam taki okropny problem, że nie znoszę monotonii, nudy, tych samych tras. Zwłaszcza, gdy wracam z miejsc, w których kipiało od wrażeń, nowości, emocji. A tak było w Izraelu/Palestynie...Ale o tym nie tutaj...Postanowiłam, że muszę gdzieś wybyć. Zewnętrzne warunki spróbuję pokonać. Co z tego wyjdzie zobaczymy. Wsiadłam w nocny pociąg jadący 5 godzin. Pośpię...Choć w pociągu, choć 5 godzin. Zawsze coś. Nie pospałam nic...Zainfekowana rowerową przygodą do szpiku kości myślałam o kolejnej wyprawie - gdzie. W zasadzie to wymyśliłam sobie pewne miejsce, które zaczęłam czuć wewnętrznie mocno, jednak czy zewnętrznie jest to wykonalne? Chyba nie...Tak, czy siak zamiast spać zajęłam się grzebaniem w Internecie, gadaniem ze znajomymi na ten t

10 000 km w 2014!

30 (..a właściwie już był to 31 - godzina 2 w nocy) grudnia przejechałam 10 tysięczny km w 2014!!!  Tej nocy było bardzo zimno...-14...brrr... Ogólnie moja grudniowa bikingowa "walka" o to co założyłam sobie na początku roku nie zawsze była łatwa...                                          ...więc zaopatrywałam się w nowe czapki..,:                                         ...ważnym elementem stroju były również getry: Jednak długi okres czasu temperatura w grudniu była wysoka, jak na tę porę roku.                                          Aczkolwiek niestety czasami piękną noc psuł deszcz..,                                                                                          ...a potem pojawił się również i śnieg: Ale jak śpiewali panowie z Monty Pythona always look on the bright side of life                Grudniowy biking po Krakowie często odbywał się w pięknej świątecznej scenerii: