Przejdź do głównej zawartości

BAŁKAŃSKA PRZYGODA cz.1 - Dojazd

27 czerwca 2015

Decyzja o tym, że jedziemy (bo tym razem nie sama..pierwotnie z jedną koleżanką, ostatecznie z dwiema) na Bałkany zapadła w styczniu.Kupiłyśmy bilet do Splitu na Chorwacji i miałyśmy jechać "w górę" mapy. Linia lotnicza zawiesiła działalność. Szukanie innej opcji, jak najtańszej. Pojawiały się pewne opcje, ale z przesiadką, czyli dwa razy trzeba by płacić za rower. Odpada. W końcu znalazłyśmy: Warszawa-Belgrad naszym narodowym przewoźnikiem LOTem (377 zł w dwie strony - dobra cena, plus rower: 200 zł w jedną stronę). Kupiłyśmy. Wylot miał odbyć się 27 czerwca, powrót 14 lipca. Potem nastąpiło planowanie, gdzie, jak, co. Cudowny czas. W czerwcu okazało się, że linia zawiesza ten lot od lipca, czyli zostajemy bez powrotu. Komentarz, że może jest to znak, że nie powinnyśmy jechać tam (najpierw zawieszenie działalności linii lotniczej, teraz połączenia...). Ustaliłyśmy jednak, że wrócimy autobusem z Budapesztu. Wbrew przeciwnościom natury logistycznej postanowiłyśmy, że jedziemy...Planowanie ostatecznie objęło tylko trasę (kiedy gdzie dojedziemy). Miały być zaplanowane noclegi, ale nie wyszło,..Wszystko było na ostatnią chwilę. Nawet rozkręcanie roweru - noc przed wyjazdem.


Rowery były pakowane do kartonów. Okazało się, że nie wystarczy odkręcić koła...Trzeba było dwa. Nie wystarczyło skręcić kierownicy. Trzeba było ją odkręcić. Plus odkręcania pedałów. Zasadniczo rowery były dość "mocno" rozkręcone.


Skończyłyśmy o 4. Wyjazd do Warszawy ok. 6, czyli noc bez snu. 

Warszawa: 


Takie nastawienie:



Belgrad. Rowery doleciały szczęśliwie...

,,,więc zabawa ze skręcaniem. 
Nasz warsztat,..


...wokół którego było pełno gołębich kup...Ilość wszystkiego do skręcenia, przykręcenia i podłoże sprawiły, że sytuację najlepiej oddaje komentarz "Po uszy w g..nie...".


Mój już w pełnej gotowości:


...i drugi też (jakiś miły pan napompował..).


To zaraz ruszamy...


Ledwo ruszyłyśmy z terenu lotniska...


Serbskie murale.




W kieszeni już dinary.


Szukanie noclegu...Namiary na jakiś były...Przejechał autobus z nazwą ulicy, na której znajduje się hostel...Ruszamy w tamtym kierunku...


Widok na Belgrad nocą.



Ulica okazała się dzielnicą...Znaleźć prosto nie było...Trzeba było wygooglować grafikę...Podeszłyśmy pod wygooglowany budynek. Jest nazwa hostel. Dzwonimy. zjawił się jakiś pan, który powiedział, że ten jest zamknięty, ale obok jest inny. Zgarnął nas z tej ulicy do hostelu, który znaleźć byłoby ciężko, bo wejście przez sklep z butami...



Milion schodów, ale pan pomógł wynieść...Była też winda z drzwiami do szafy...


Potem wyszłyśmy na spacer...Pierwszego burka (zakochałam się w tych plackach bałkańskich!) jadłyśmy w półśnie na murku...


Punkt orientacyjny - pomnik cara Mikołaja II Romanowa (polskiego zaborcy, ale los Serbii nie był mu obojętny..).


Cerkiew św. Sawy - jedna z największych na świecie.


Wyznania miłosne po serbsku...



Serbskie piwo Jelen w parku...


Dobra wiadomość: mogę kupić burka o każdej porze...


A w drodze powrotnej się pogubiłyśmy...Ale trafiłyśmy do ścisłego centrum pełnego ludzi (Belgrad ma ogromną ilość mieszkańców - ok, 1,5 miliona) i życia (puby, kluby).


...i w okolice Kalemegdanu skąd roztacza się cudny widok na miasto.



...następnego dnia miałyśmy już wyspane zwiedzać miasto na naszych bicyklach...

Komentarze

  1. Wciąż próbuje po zdjęciach zmierzyć Twój wzrost. Masz pewnie gdzieś ok. 180cm. To i tak mniej od mnie:-P Wiek też próbuję zgadnąć i tak sobie myślę że jesteś w moim wieku lub starsza od mnie. Ech muszę się czymś zająć, bo jeszcze się zakocham w Tobie:-P Czasami przypominasz mnie jak tak czytam Cię. Chodźmy z tym jedzeniem. Ja dużo jem, więcej od innych, a nie tyje zbytnio.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ze wzrostem prawie bingo! (1 albo 2 cm mniej, choć w szpilkach, w których często chadzam, jak nie jeżdżę to 190...). Czyli jaki wiek obstawiasz..? No wiesz ja zawsze wolałam młodszych...

      Usuń
  2. Bałkany, a dokładnie opalenizna postarza skórę. Aż się boję napisać :-D Ja mam 197, więc te 190 całkiem całkiem spoko ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja właśnie tęsknię już za mulacką skórą (bo to naprawdę jest już ciemniejsza niż u nacji postrzeganych jako ciemne...nawet dzieci bezobciachowo pytają przy mnie rodziców czemu ta pani taka czarna..?) a słońca nie ma...to chyba strasznie dużo...no ile..? bo jestem trochę ciekawa (btw, na żywo mi mówią, że wyglądam na mniej niż mam..).

      Usuń
  3. No w przeciwieństwie do Twojej koleżanki to Cię słoneczko mocno wzięło. 28 Ci daje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie potwierdzę, nie zaprzeczę, ale...akceptuję, czyli w miarę blisko (myślałam, że będzie gorzej..).

      Usuń
  4. Ostatnio koledze z pracy dałem 32, a się okazało 24. Nie mogę uwierzyć, że jest młodszy od mnie i żonaty...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To kolega musi popracować nad "odmłodzeniem wizerunku". Cytując dziwnego pana poznanego w Katowicach "sport odmładza"...Zaproponuj mu taką metodę...

      Usuń
  5. Kupił sobie ostatnio rower. Przyjechał z domu do pracy rowerem 2.5km i ledwo żył. Śmieszyło mnie to. Zero kondycji.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

"Nad morze" cz.1 - Kraków-Gdańsk

 Moja najdłuższa przejażdżka rowerowa w 2014 roku to wycieczka z Krakowa na Hel. W ciągu 9 dni (dojazd + pokręcenie po okolicy) przejechałam 1087 km, więc dystans w stosunku do czasu nie jest obłędny, ale sama wyprawa w jakimś sensie była. Było to 9 dni w ciągu, których byłam odcięta od wszystkiego. Nie liczyłam czasu - dni odmierzałam "ostatnio spałam w...,wcześniej w...". Kilometrów też nie liczyłam, bo pierwotne wobec dystansu było zwiedzanie miast - w paru byłam po raz pierwszy, do kilku innych mam sentyment, więc chciałam w nich dłużej zostać. Zasadniczo była to wyprawa "na dzikusa", czyli bez planu, jedynie z celem. Nie miałam zaplanowanego żadnego noclegu, co spowodowało parę stresowych sytuacji, ale zawsze wszystko się dobrze kończyło (nawet, gdy raz noclegu nie znalazłam...). DZIEŃ PIERWSZY - 150 km Ruszyłam niewyspana...dziwną trasą - przez Dolinki Krakowskie, czym zdecydowanie nadrobiłam, gdyż nie dało się tam jechać zbyt szybko. Kierowałam się

Korona Gór Polski cz.10 - Ślęża (718m npm)

21, 22 lutego 2018 Rozgrzana izraelskim (palestyńskim) słońcem postanowiłam pewnej nocy wsiąść w pociąg do Wrocławia, by mimo niebotycznych mrozów zdobyć kolejny szczyt z Korony Gór Polski - Ślężę. Zastanawiałam się, czy dam radę, czy nie zamarznę, ale mam taki okropny problem, że nie znoszę monotonii, nudy, tych samych tras. Zwłaszcza, gdy wracam z miejsc, w których kipiało od wrażeń, nowości, emocji. A tak było w Izraelu/Palestynie...Ale o tym nie tutaj...Postanowiłam, że muszę gdzieś wybyć. Zewnętrzne warunki spróbuję pokonać. Co z tego wyjdzie zobaczymy. Wsiadłam w nocny pociąg jadący 5 godzin. Pośpię...Choć w pociągu, choć 5 godzin. Zawsze coś. Nie pospałam nic...Zainfekowana rowerową przygodą do szpiku kości myślałam o kolejnej wyprawie - gdzie. W zasadzie to wymyśliłam sobie pewne miejsce, które zaczęłam czuć wewnętrznie mocno, jednak czy zewnętrznie jest to wykonalne? Chyba nie...Tak, czy siak zamiast spać zajęłam się grzebaniem w Internecie, gadaniem ze znajomymi na ten t

10 000 km w 2014!

30 (..a właściwie już był to 31 - godzina 2 w nocy) grudnia przejechałam 10 tysięczny km w 2014!!!  Tej nocy było bardzo zimno...-14...brrr... Ogólnie moja grudniowa bikingowa "walka" o to co założyłam sobie na początku roku nie zawsze była łatwa...                                          ...więc zaopatrywałam się w nowe czapki..,:                                         ...ważnym elementem stroju były również getry: Jednak długi okres czasu temperatura w grudniu była wysoka, jak na tę porę roku.                                          Aczkolwiek niestety czasami piękną noc psuł deszcz..,                                                                                          ...a potem pojawił się również i śnieg: Ale jak śpiewali panowie z Monty Pythona always look on the bright side of life                Grudniowy biking po Krakowie często odbywał się w pięknej świątecznej scenerii: