Przejdź do głównej zawartości

BAŁKAŃSKA PRZYGODA cz.6 - Kosova 2. Kosovare dashuri (kosovska miłość)...

3 lipca 2015

Klimat w hostelu, jak w Barcelonie...albo jak w tym teledysku wokalisty z Prishtiny (...wakacyjny...)..:



Poszłam robić kawę...Postanowiłam też zrobić sobie zdjęcie (robię ich dość dużo..)...Położyłam aparat na lodówce, po czym ją otworzyłam, żeby sprawdzić, co tam jest w środku (..wcale nie chciałam zjeść jedzenia, które do mnie nie należy...chciałam tak sprawdzić tylko, co mają..) i aparat:BANG! na podłogę. Wystraszyłam się - jak będę robić zdjęcia podczas dalszej części wyprawy..!? Obiektyw się skrzywił, ale sprzęt działał - ufff...Taka nauczka...Nie zagląda się do nie swoich lodówek..!


Przypinanie sakw...(Plus dla hostelu - nasze rowery były z nami).


Opuszczamy naszą komnatę.

Jedzenie, picie...


 ..i jedziemy dalej przez Kosovo w stronę Albanii.



Hero I Kombit.

- albańska patriotyczna pieśń (wg, której Kosovo jest albańskie)


kam nje lot m'pikon si ar (mam łzy, które spadają jak złoto)
se me shekuj jam shqiptar (przez wieki byłem Albańczykiem
e kur malet i mloj bora (i kiedy góry są pokryte śniegiem)
per atdhe kanges ja mora (ja śpiewam piosenkę dla mojego kraju)

Xhamadani vija vija (Pasiasta kamizelka)
eshte Kosova o eshte Shqipnia (to jest Kosovo, to jest Albania)
rreh si zemer çiftelia (moje erce bije jak ciftelia - rodzaj instrumentu)
oh sa e madhe esht shqipnia  (oh jak wielka jest Albania)

 eshte nje qiell qe na bashkon (jedno niebo nas jednoczy)
e nje diell qe na burrnon (jedno słońce daje nam życie)
eshte nje gjuhe qe flasim tanet (jest jeden język, którym mówimy)
e nje toke qe e thrrasim nane (i jedna ziemia, którą nazywamy matką)
           
               rruges sime per shqipri (moje drogi prowadziły do Albanii)
                         m'ka percjell ai drin i zi (i podążały czarną Driną)
                              e u nisa per me ardhe (i kontyunowali)
                              por si vala e drinit t'bardhe (jak fale białej Driny)




 Shqiprin e dua se jam Shqiptare
Kosoven e dua se jam Kosovare
Shqiprin e dua se jam Shqiptare
Kosoven e dua se jam Kosovare


Mire se vini (Welcome)!


Cudowny sklep z owocami prosto z działki,...


...w którym dostałyśmy gratisy (pan nam przyniósł gruszki).



Jest to cud, że nie spowodowałyśmy żadnego wypadku samochodowego...Prawie każdy kierowca odwracał głowę za nami, przesyłał buziaki, trąbił bla bla bla...Oczywiście zjawisko występuje wszędzie, ale nie w takim natężeniu...Naprawdę prawie każdy...99%...Do tego stopnia, że jadę sobie, a jakiś chłopak od remontu drogi, czy czegoś szturcha kolegę...Coś, co super wspominam jadę, a tu dwóch przystojniaczków w furce zagaduje i chcą podawać wodę...Czułam się jak na wyścigu...


Na początku myślałam sobie, że nie będę jeździć taka "rozebrana", wszak to kraj muzułmański, nie chcę nikogo obrazić, urazić i jechałam w szarawarach. Było bardzo gorąco, więc stwierdziłam, że jak i tak w taki sposób nas odbierają to ja się meczyć nie będę i wskoczyłam w spodenki mówiąc: niech się chłopaki cieszą...


 (Gold Ag jest mega zaangażowanym raperem. Patriotyzm kipi z jego kawałków)


(Ten teledysk mnie zauroczył!)





Ograniczenie prędkości dla czołgów...



Kolejna komuna nas wita.


Ufff...Belgia odminowała już te tereny.




Och tu jeszcze tereny zaminowane...
Jadę sobie przez ten zaminowany las powoli, staje przy pomnikach i w ogóle, a nagle jakiś problem z pedałem (może nie tak nagle. bo już kilka miesięcy wcześniej miałam problem na Ukrainie...). Wtedy jechałam już naprawdę powoli...Troszkę wściekła...Nagle słyszę: Can I help you? Ja pomyślałam od razu, że kolejny podrywacz i zaraz będzie: kaffa?, hotel? i wcale nie pomoże, bo pewnie nawet nie umie...Krzyknęłam: no!  ale potem niegrzecznym tonem zapytałam, czy umie w ogóle...Powiedział, że umie...Zatrzymałam się w tym zaminowanym lesie z dwoma kosovarami, bo jeden miał naprawić pedał...Nie wiem, czy to mądre było...


Naprawił! Wlał mi tam olej samochodowy TEMPO. A ja się...zakochałam...Coś fajnego w nim było...Choć jego zainteresowanie mną trochę niezdrowe (- czy sama jadę..? etc etc etc.. - czy się  nie boję..? - nie. - When you are pretty you should - i taki dziwny śmiech, a ja nie wiedziałam, czy powinnam się zacząć bać, czy nie...Potem powiedział, że żartuje (Potem z nim rozmawiając miałam wątpliwości, czy naprawdę żartował...). W między czasie jeszcze jeden samochód się zatrzymał, ale my hero go odesłał...Już w Prishtinie doświadczyłyśmy czegoś podobnego - pytamy jednego gościa o ulicę, a wokół nas nie wiadomo skąd, dziesięciu zainteresowanych tematem...Można to interpretować jako niezwykłą chęć niesienia pomocy, brak znieczulicy...Kolega sobie siedział, nawet nie pamiętam, jak wyglądał ani nic..Tak byłam zauroczona...Dziwna akcja: siłą rzeczy mój naprawiacz miał brudne ręce od smaru i poszedł po wodę, żeby je umyć i nie podał koledze butelki, którego wtedy miał bliżej tylko przyszedł do mnie, żebym obmyła mu ręce ze smaru...Takie romantyczne...Jak rozmawialiśmy wyszło, że jedziemy do Albanii, wtedy gość skomentował po albańsku mnie jadącą do Albanii po do zioma znowu z tym dziwnym  (ale ślicznym...) uśmiechem. Spytałam, co tam mówi, a on że na Albanię mówią Shqipëria (a wypowiedź była dłuższa..)...Tak mnie zbył...Player...W tym momencie postanowiłam nauczyć się albańskiego, żeby nigdy więcej nie było sytuacji, że Albańczyk komentuje mnie a ja tego nie rozumiem (a po Albanii zamierzam jeszcze pojeździć na rowerze)...

jak w tym kawałku..:...ma rembeve shpirtin tim...(ukradłeś mi serce...)



Emilka czekała na nas. W pewnym momencie zaczęła się martwić, że mnie nie ma dość długo. Ok - miałam ochotę na chilloutową jazdę, oglądałam pomniki etc ale i tak coś za długo jak na mnie to trwa. Na pewno coś się stało...Mówiła, że już miała zjeżdżać (bo to był taki dość spory podjazd), tym bardziej, że ja bez kluczy...Nagle zatrzymuje się samochód. Wysiada gość. Mówiła, że ona też pomyślała: o nie! znowu będzie: kafa? kafa? (bo siedząc tam oczywiście jakieś zaproszenia były...), a on ją poinformował, że Dorocie zepsuł się rower but i fixed it!....Przeurocze to było, bo ja go o to nie prosiłam, nic a nic nie wspomniałam (tylko mówiłam, że nie, nie jadę sama - widocznie po Kosovie nie jeździ dużo dziewcząt na rowerze. Wiedział, że jedziemy razem)...


Potem nadjechała Magda...A ja na końcu z tymi sercami w oczach....Ruszając po naprawie w moim playerze zabrzmiało: U2 - Sometimes You Can't Make It on Your Own (kawałek, który uwielbiam i taki bardzo bardzo a'propos...Choć ja bym chyba dała radę on my own...Miałam w sakwie smar, który dostałam w prezencie od zawodowego kolarza - to chyba dobra rzecz, ale może kosovski olej lepiej działa...).


Magda wiozła statyw. W końcu go wyciągnęła w tym naprawdę pięknym miejscu z cudnym widokiem - ach ta przestrzeń (Oprócz tego jedzenie, mapa i takie takie...) - ...


..i zrobiłyśmy jedyne zdjęcie ze statywu podczas całej wyprawy, na którym jesteśmy w trójkę z rowerami...



Trzeba zjeść coś porządnego. Mięso..? 


 Skręcamy na flamuri.


Ja zajęta oglądaniem zdjęć mojej kosovare dashuri i romansowaniem z nim...




Aj o ka don un mu kon e tina
fakt qe me to mas miri nihnna
afer Tirana afer Prishtina
sa her qe po shihna 


No!


Czyż nie piękne to Kosovo? A ja dalej romansuję...


W "pierwszej części" i Kosova można było zaobserwować wszędzie serbskie flagi, w "drugiej" natomiast czerwoną (kuq) flagę z czarnym (zi) orłem i pomniki upamiętniające kosovskich bohaterów wojny. Niesamowity "kraj"..!
Kosovarzy są patriotyczni, tylko czemu ich tak dużo mieszka za granicą..? (Nawet z mój bohater zamierza mieszkać w innym kraju, ale na razie nie pozwalają pewne "ograniczenia"...). Ech...






I jaki piękny! Ach!



Skąd to przerażenie w oczach Emilki...?



Dojechałyśmy do ponoć najpiękniejszego miasta Kosova.


Robiłyśmy sobie zdjęcia przy znaku, a nagle podjechał jakiś gość, który, jak się okazało gonił nas 27 km....Mistrzostwo świata konkretności! Wsiadł na rower i nas gonił...


Pamiątkowa fotka z naszym kosovskim odprowadzaczem,...

 .
..który odprowadził nas do centrum miasta. Ogarnęłyśmy nocleg i on nas odwiózł pod sam hostel. (Bez niego wszystko, by nam dłużej zajęło). Myślałyśmy, że się przyczepi, ale nie...Pożegnał się 
i pojechał z powrotem te 27 km bardzo późnym wieczorem. Niesamowity gość! A styl jazdy miał "na wariata"...
Spotkaliśmy żebrzące cygańskie dzieci. Wyciągnęłam z sakwy jakieś ciasteczka, a chłopczyk pogardził (odrzucił to dziewczynce...). Byłam oburzona...I było mi przykro...Euro, by chciały...Ciekawa kwestia, że w kraju, którego obywatele potrzebują wizy do każdego kraju Unii Europejskiej, których exodus był zatrzymywany, płaci się "europejską walutą". Kosovo jest trochę amerykańskim dzieckiem, to może dolary byłyby lepszym pomysłem..? Chyba pokazuje to, że jest to trochę sztuczny twór...(No i nie wiem, czy ekonomicznie sobie radzi skoro dużo ludzi z niego ucieka...).


A może faktycznie Kosova je Srbija..?


Ogarnęłyśmy się trochę i ruszyłyśmy na miasto. Przez to, że w Prishtinie poszłyśmy spać nad ranem oczy nam wypadały...


Zaiste bardzo ładne miasteczko.
 Drugie, co do wielkości miasto w Kosovie.


Było w nim pełno ludzi. Odbywał się tu jakiś koncert. Fajny klimat.



Meczet Sinan Paszy zbudowany w 1615 roku. 




Jeść! 

Pić! 
Ja miałam nadzieję, że będzie ta randka...Ale okazało się, że mój naprawiacz, w którym zakochałam się kilkadziesiąt km wcześniej, nie jest z Prizren, choć ja tak zrozumiałam (ale ja czasami źle rozumiem ludzi...). Tak, że jedynie romansowałam z nim na czacie popijając piwo Prishtina...Ech...A miało być tak..:
Elvana Gjata - Love me (teledysk kręcony w Prizren).
Btw, dziewczyny od razu powiedziały, że nie puszczą mnie z nim na randkę, jak mówiłam, że jestem umówiona...

 


Btw, uwielbiam słuchać albańskiej/kosovskiej muzyki...Ten język...To brzmienie (wymieszane disco, pop, folk, patriotyczny zaangażowany rap...)...Ten VIBE!

O takiego kawałka teraz słucham..: Nadi & Shpat Kasapi - Ty te don zeshkani  

DYSTANS: 79 KM

Komentarze

  1. You "guys" are so graet,i love watching all photos you have(Shqiperia Etnike) make with comments and your criticism in or favor to be more culture or to learn,also is good for me you like or music. With that guy(about how much i learned for translate to my language "Shqip" because can translate exactly) is good story but to finish in somthing more biger then that and will be like fantastic story with that what you expresses in comment. I don't know exactly this is true,but Albanian M/F have somthing like "Platonic Love" they don't express them love immediately,this is like tradition-is not like American,Europian etc they come to you and quickly say that what feeling, thats why mostly of Albanian have one women in him life. About place in Kosova or Albania for wearing long/short clothes don't have a problem,all this is propaganda of Serbia/Turkish/Arab for making us in bad eys like extremist country,we are proud being ALBANIAN Europian and we love to be family of Europe,we are same race just with different nationality. Is wonderful Album,be strong-be healthy and love Bikes.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Thankś! You wrote very intresting things (about "Platonic Love" and actually about everything)! I'm really intresting in your culture and I really love this region, that's why this year I want to come back there. I want to visit Macedonia because during this trip I didn't have time to do it (and other parts of Albania). Some territories of Macedonia are part of Shqiperia Etnike, right?

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

"Nad morze" cz.1 - Kraków-Gdańsk

 Moja najdłuższa przejażdżka rowerowa w 2014 roku to wycieczka z Krakowa na Hel. W ciągu 9 dni (dojazd + pokręcenie po okolicy) przejechałam 1087 km, więc dystans w stosunku do czasu nie jest obłędny, ale sama wyprawa w jakimś sensie była. Było to 9 dni w ciągu, których byłam odcięta od wszystkiego. Nie liczyłam czasu - dni odmierzałam "ostatnio spałam w...,wcześniej w...". Kilometrów też nie liczyłam, bo pierwotne wobec dystansu było zwiedzanie miast - w paru byłam po raz pierwszy, do kilku innych mam sentyment, więc chciałam w nich dłużej zostać. Zasadniczo była to wyprawa "na dzikusa", czyli bez planu, jedynie z celem. Nie miałam zaplanowanego żadnego noclegu, co spowodowało parę stresowych sytuacji, ale zawsze wszystko się dobrze kończyło (nawet, gdy raz noclegu nie znalazłam...). DZIEŃ PIERWSZY - 150 km Ruszyłam niewyspana...dziwną trasą - przez Dolinki Krakowskie, czym zdecydowanie nadrobiłam, gdyż nie dało się tam jechać zbyt szybko. Kierowałam się

Korona Gór Polski cz.10 - Ślęża (718m npm)

21, 22 lutego 2018 Rozgrzana izraelskim (palestyńskim) słońcem postanowiłam pewnej nocy wsiąść w pociąg do Wrocławia, by mimo niebotycznych mrozów zdobyć kolejny szczyt z Korony Gór Polski - Ślężę. Zastanawiałam się, czy dam radę, czy nie zamarznę, ale mam taki okropny problem, że nie znoszę monotonii, nudy, tych samych tras. Zwłaszcza, gdy wracam z miejsc, w których kipiało od wrażeń, nowości, emocji. A tak było w Izraelu/Palestynie...Ale o tym nie tutaj...Postanowiłam, że muszę gdzieś wybyć. Zewnętrzne warunki spróbuję pokonać. Co z tego wyjdzie zobaczymy. Wsiadłam w nocny pociąg jadący 5 godzin. Pośpię...Choć w pociągu, choć 5 godzin. Zawsze coś. Nie pospałam nic...Zainfekowana rowerową przygodą do szpiku kości myślałam o kolejnej wyprawie - gdzie. W zasadzie to wymyśliłam sobie pewne miejsce, które zaczęłam czuć wewnętrznie mocno, jednak czy zewnętrznie jest to wykonalne? Chyba nie...Tak, czy siak zamiast spać zajęłam się grzebaniem w Internecie, gadaniem ze znajomymi na ten t

10 000 km w 2014!

30 (..a właściwie już był to 31 - godzina 2 w nocy) grudnia przejechałam 10 tysięczny km w 2014!!!  Tej nocy było bardzo zimno...-14...brrr... Ogólnie moja grudniowa bikingowa "walka" o to co założyłam sobie na początku roku nie zawsze była łatwa...                                          ...więc zaopatrywałam się w nowe czapki..,:                                         ...ważnym elementem stroju były również getry: Jednak długi okres czasu temperatura w grudniu była wysoka, jak na tę porę roku.                                          Aczkolwiek niestety czasami piękną noc psuł deszcz..,                                                                                          ...a potem pojawił się również i śnieg: Ale jak śpiewali panowie z Monty Pythona always look on the bright side of life                Grudniowy biking po Krakowie często odbywał się w pięknej świątecznej scenerii: