Przejdź do głównej zawartości

Street art w Krakowie.

Jestem wielką fanką ulicznej sztuki. Ze względu na estetykę - często są to cudne malowidła, które w związku ze swoim rozmiarem, usytuowaniem robią ogromne wrażenie. Czy może być cudowniejsza galeria niż ta pod gołym niebem, w której można się pojawić o obojętnie jakiej porze..? W której nie trzeba iść do kasy, (gdzie nikt nie oblicza potencjalnych zysków..)..? Która nie ma kuratorów - cudowny freeride w temacie (oczywiście pewne ustalenia w przypadku pewnych przestrzeni być muszą). Ze względu na przekaz - niejednokrotnie są one społecznie, politycznie zaangażowane (co jest istotne, często jest to totalnie oddolny  "publiczny krzyk ludu" - chyba ten typ dzieł w przestrzeni publicznej cenię najbardziej). Poniżej zdjęcia prezentujące, jak temat wygląda w Krakowie...Są to zdjęcia zrobione w 2013 i 2014 roku - które kiedy można rozpoznać po rowerze (2013 - "kloszardzki", który w 2014 musiał zostać zastąpiony innym bynajmniej nie z przyczyn estetycznych..).

1. Jako, że ten typ "zaangażowany" lubię najbardziej:

Zdjęcie zrobione w styczniu (mimo, że mój strój może sugerować inaczej...), czyli mural nie jest wynikiem ostatnich wydarzeń na Ukrainie. Aczkolwiek parę miesięcy później nabrał nowego znaczenia. Pierwotny był taki: 


2. Jako, że powyżej przywołany temat pamięci (nie tyle w muralu, co napisie na nim) to poniżej mural historyczny:

Upamiętnianie w ten sposób ważnych postaci uważam za świetny pomysł, jako wyraz szacunku oraz jako swoisty rodzaj edukacji. 


3. Pozostając w temacie postaci - troszkę dalsza historia Polski (wykonanie prima sort!):



4. Poniżej murale przedstawiające również osoby. Jednak, czy są one realne, kim ewentualnie są/były - nie wiem. 


5. 


6. Dziadek...


7. ...i babcia: 



8. Pan hip-hopowiec:


...z którym jako wielka fanka tej muzyki od lat chciałam poskreczować..: 


9. Znalazłam również kultową postać kinematografii:



10. A jeśli mowa o kultowych postaciach kinematografii (w tym przypadku pierwotnie komiksu) to tym razem te fikcyjnie. Cudowni SuperHereos: 

(Gdy byłam małą dziewczynką to nie żadne księżniczki etc. tylko Batman był moim AlterEgo). 

11. ...z tymi panami był jeszcze jeden gość sfotografowany podczas innej wycieczki rowerowej: 

Przykra sprawa, czas przeszły jest tu użyty świadomie i bynajmniej nie z powodu tego, że "wycieczka była".  Tego murala niestety już nie ma. 


12. Jeszcze jedna kultowa postać (tym razem pierwotnie literacka):



A to już chyba postaci z głowy tworzących: 

13. 



14. W tym stworku jest coś przerażającego:



15. Nie tak bardzo jednak jak w tym gościu i ogólnie całym muralu (nota bene bardzo dobrym):



Są i zwierzątka: 

16. Zblazowana żaba:


W całości prezentująca się tak:


17. Małpka (...z wesołym, czy szyderczym śmiechem..?):



18.  Własnie często czuję, że: "All eyez on me"...: 


19. 



Są i takie "niesprecyzowane":

20. 


21.


22. ...i napisy...: 


Podpisuję się pod tym całą sobą! (...a lekturę Ericha Fromma "Mieć czy być" polecam!)


23. A na koniec mural etniczny: 




...A teraz uciekam na świąteczny zimowy nightbiking, bo o dziwo spadł śnieg, który średnio mnie cieszy...Ale do założonych na początku roku 10 tysięcy km w 2014 roku brakuje zaledwie 78km to jakoś  trzeba je przejechać...Nie ważne czy po śniegu, kamieniach, błocie, czy czymkolwiek...

...taki bikingowy...
...ze mnie...


PS. 

1. Jeśli chodzi o działalność "muralową" w kontekście upamiętnienia ważnych, wartościowych ludzi i w ogóle zaangażowanego street art'u to szacunek dla Dariusza Paczkowskiego.
http://www.3fala.art.pl/dariusz-paczkowski

2. Fajnie, że i kobiety "dają radę". 
http://codziennikfeministyczny.pl/artystki-ktore-sa-lepsze-niz-banksy/


Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Korona Gór Polski cz.10 - Ślęża (718m npm)

21, 22 lutego 2018 Rozgrzana izraelskim (palestyńskim) słońcem postanowiłam pewnej nocy wsiąść w pociąg do Wrocławia, by mimo niebotycznych mrozów zdobyć kolejny szczyt z Korony Gór Polski - Ślężę. Zastanawiałam się, czy dam radę, czy nie zamarznę, ale mam taki okropny problem, że nie znoszę monotonii, nudy, tych samych tras. Zwłaszcza, gdy wracam z miejsc, w których kipiało od wrażeń, nowości, emocji. A tak było w Izraelu/Palestynie...Ale o tym nie tutaj...Postanowiłam, że muszę gdzieś wybyć. Zewnętrzne warunki spróbuję pokonać. Co z tego wyjdzie zobaczymy. Wsiadłam w nocny pociąg jadący 5 godzin. Pośpię...Choć w pociągu, choć 5 godzin. Zawsze coś. Nie pospałam nic...Zainfekowana rowerową przygodą do szpiku kości myślałam o kolejnej wyprawie - gdzie. W zasadzie to wymyśliłam sobie pewne miejsce, które zaczęłam czuć wewnętrznie mocno, jednak czy zewnętrznie jest to wykonalne? Chyba nie...Tak, czy siak zamiast spać zajęłam się grzebaniem w Internecie, gadaniem ze znajomymi na ten t

"Nad morze" cz.1 - Kraków-Gdańsk

 Moja najdłuższa przejażdżka rowerowa w 2014 roku to wycieczka z Krakowa na Hel. W ciągu 9 dni (dojazd + pokręcenie po okolicy) przejechałam 1087 km, więc dystans w stosunku do czasu nie jest obłędny, ale sama wyprawa w jakimś sensie była. Było to 9 dni w ciągu, których byłam odcięta od wszystkiego. Nie liczyłam czasu - dni odmierzałam "ostatnio spałam w...,wcześniej w...". Kilometrów też nie liczyłam, bo pierwotne wobec dystansu było zwiedzanie miast - w paru byłam po raz pierwszy, do kilku innych mam sentyment, więc chciałam w nich dłużej zostać. Zasadniczo była to wyprawa "na dzikusa", czyli bez planu, jedynie z celem. Nie miałam zaplanowanego żadnego noclegu, co spowodowało parę stresowych sytuacji, ale zawsze wszystko się dobrze kończyło (nawet, gdy raz noclegu nie znalazłam...). DZIEŃ PIERWSZY - 150 km Ruszyłam niewyspana...dziwną trasą - przez Dolinki Krakowskie, czym zdecydowanie nadrobiłam, gdyż nie dało się tam jechać zbyt szybko. Kierowałam się

Korona Gór Polski cz. 8 - Lackowa (997 m npm)

16 sierpnia 2017   Wstałam rano. Ruszyłam na dworzec. Jak zwykle nie spałam długo. Za mało. Cóż...Pasja wymaga poświęceń. Dla pasji można dużo - żeby tylko coś przeżyć...coś zobaczyć...gdzieś być...Może sprawdzić siebie? Wsiadłam w pociąg. Bilet kupiłam u konduktora, bo jak zwykle byłam późno na dworcu. W ostatniej chwili. Wystarczyło czasu tylko na to, żeby ruszyć na peron. Wysiadłam w Starym Sączu. Z moich obliczeń wyszło, że stąd najszybciej będzie na szlak. Chyba nie poszła dobrze mi ta matematyka... I woke up early in the morning. I did not sleep long. Too short. Ech...I went by train to Stary Sącz - it is close to the trail. I thought that is the best to leave the train there, but I think that I was wrong... Jednak trzeba do Nowego Sącza. O mało nie zostałam potrącona. Pan nie widział, bo to nie ścieżka rowerowa, to chodnik. Ścieżki nie ma, sprawdzam trasę, więc jadę chodnikiem wyglądającym, jak ścieżka. Mam wątpliwości, czy to oby nie ścieżka. Nic się nie stało