DZIEŃ ÓSMY - 137 KM     Następnego dnia, gdy wstałam okazało się, że nie jest tak, że nie mogę patrzeć na rower...A nawet: Ja chcę na nim jeździć! Ruszyłam, więc na Hel.       Pierwszy kontakt z morzem w Sopocie.            Ja i mój Cube zwracaliśmy uwagę (w sumie ciężko stwierdzić, kto większą). A gdy okazywało się, że wybieram się na Hel to pojawiało się lekkie zdziwienie, które wzrastało, gdy mówiłam, że przyjechałam z Krakowa...           Sopockie molo.               Sopot. Mocne turystyczne miasto zwłaszcza w sezonie wakacyjnym. Czułam, że to nie jest mój klimat.       Ruszyłam dalej bardzo przyjemną ścieżką.           Orłowo! - cudowne miejsce.           Potem ścieżka się skończyła...Trzeba było przejechać przez miasto.           Gdynia. W mieście tym byłam pierwszy raz, ale w związku tym, że jechałam na Hel, a nie było wcześnie, to nie miałam czasu, by zająć się dłuższym jeżdżeniem po nim.             Bikecafe.             Gdyński mural.           Małe Trójmiasto Kaszu...
I want to ride my bicycle...I want to ride my bike...BICYCLE RACE!