Przejdź do głównej zawartości

Jadą wozy kolorowe taborami...Szczurowa (148 km).

 30 lipca 2016

Postanowiłam wspomnieć o tej wycieczce, nie ze względów rowerowych, ale innych...Pisząc to zastanawiam się, czy jakikolwiek z postów na tym blogu jest czysto rowerowy...Chyba nie...Dlatego, że dla mnie rower to nie są tylko długości dystansów (choć to liczę..), ilości przewyższeń (ile będzie tyle wjadę prędzej, czy później, jak wiadomo, mogę jechać ponad dobę, bo mam bardzo wytrzymały organizm - lucky me!), diety, czas przejazdu, etc etc etc., tylko ważna część mojego życia.  Nigdy nie używam słowa "trening" w odniesieniu do moich przejażdżek. Ale są to takie przejażdżki, że mogę po nich przejechać górzysty kraj za jednym zamachem....Ale nie jest to trening! To słowo to profanacja w odniesieniu do roli roweru w moim życiu...Dlatego nie czuję potrzeby, żeby startować w zawodach, maratonach (maratony to mi wychodzą niekiedy spontanicznie...dużo dłuższe niż te organizowane...). Ja po prostu lubię jeździć na rowerze i lubię o tym opowiadać...

Poprzedniego dnia był piątek, więc...w sobotę wyjechałam późno...Szkoda...Nie ma pięknych zdjęć sprzed Muzeum Etnograficznego w Tarnowie (o miejscu, które niewątpliwie jest warte odwiedzenia, choćby z tego powodu, że jest to pierwsze  tego typu miejsce w Europie, pisałam już w jednym z poprzednich postów).

Kierowałam się do Szczurowej.


Tak bardzo chciałam być na miejscu...A Koszyc nie ma i nie ma...


W Koszycach należy odbić na Szczurową. 8 kilometrów, więc zaraz będę...


Jestem!

Kościół parafialny pw. św. Bartłomieja Apostoła.


Gdzie mam się kierować..? Szukam miejsca gdzie odbywa się Tabor Pamięci Romów. Strzałka niby jest, ale...poprzez położenie znaku nie mówi ona zbyt wiele...


Znalazłam! 

Kto nie wie, co to jest ten Tabor Pamięci Romów odsyłam do filmiku:


- nie opisuję osobiście (choć mogłabym - uczestniczyłam w kliku; zresztą temat Zagłady Romów mnie szczególnie interesuje, nawet robiłam badania naukowe - oczywiście korzystając z metod jakościowych, bo osobiście takie cenię sobie bardziej, nie umniejszając jednakże znaczenia ilościowych; ja zdecydowanie jestem "terenowa" jeśli chodzi o kwestie antropologiczne/socjologiczne i w ogóle...), bo uważam, że pan Adam Bartosz, pomysłodawca, organizator, współtwórca pierwszej w Europie stałej wystawy poświęconej Romom oraz obrazy zrobią to zdecydowanie lepiej!


Obozowisko, na którym uczestnicy (zarówno Romowie, jak i gadzie, czyli osoby nie pochodzące ze społeczności romskiej) spędzili kilka dni. Ja niestety mogłam być tylko tego jednego dnia (de facto chwilkę...).


 
Ach...szkoda, że w latach 60' rząd zakazał wędrowania taborami...Teraz niby można, ale kto by powrócił do takiego stylu życia..?  
(Jednakże nie wszystkie grupy zamieszkujące teren Polski prowadziły koczowniczy tryb życia. To tak a'propos tego, że nie wolno wszystkich wrzucać do jednego wora. W żadnej kwestii! Zdaję sobie sprawę jaka jest opinia na temat Cyganów...Niektórzy przedstawiciele tej grupy etnicznej, mniejszości narodowej - definicja różni się w zależności od danego kraju, na nią zapracowali, ale zdecydowanie nie wszyscy! Większość nie!).


Pan Paweł Lechowski - etnograf, który jest zafascynowany kulturą Romów, poza tym człowiek, który ma niesamowicie dobre serce.
(więcej info:   

Andrzej Grzymała-Kazłowski - również fascynat romskiej kultury, wraz panem Pawłem podróżowali po Rumunii - tak, że jak ja się będę tam wybierać to ich podpytam o najlepsze kwatery na trasie; parę lat temu użyczył swojego wozu cygańskiego (bo ma takowy!) do spania...
(a więcej info: http://www.romuzeum.pl/).



Romska flaga - koło nawiązuje do dziedzictwa Romów, a niebieska i zielona barwa oznacza tułaczkę pod niebieskim niebem po zielonej ziemi...No czyli coś, co ja kocham najbardziej na świecie (...w rowerowym wydaniu..!). 




Aha..Jeśli mam na słuchawkach cygański bit to rowerowo jest...ogień (nawet bez spd...)...(Więcej na ten temat, czyli najlepszych motywatorów do tego, żeby przejechać kraj na raz albo w ciągu doby być w 3 różnych krajach przekraczając w ciągu tej doby 5 granic będzie w bałkańskich postach...Chyba, że ktoś jednak woli chemiczne żele energetyczne albo różowe koktajle to moje posty nie dla niego, bo one dla tych co rowerowo:


DYSTANS: 148 KM

Komentarze

  1. Coś w Tobie podziwiam. Nie wiem dokładnie co. Może energię, zapał. Może coś jeszcze. Kiedyś też jeździłem dużo na rowerze, trochę utożsamiam się z Tobą.

    A, i Twoja figura - wzór dla kobiet. :) Pozdrawiam Cię i życzę Ci spełnienia marzeń.

    D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję!!! Bardzo to miłe wszystko! Pozdrawiam również.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Korona Gór Polski cz.10 - Ślęża (718m npm)

21, 22 lutego 2018 Rozgrzana izraelskim (palestyńskim) słońcem postanowiłam pewnej nocy wsiąść w pociąg do Wrocławia, by mimo niebotycznych mrozów zdobyć kolejny szczyt z Korony Gór Polski - Ślężę. Zastanawiałam się, czy dam radę, czy nie zamarznę, ale mam taki okropny problem, że nie znoszę monotonii, nudy, tych samych tras. Zwłaszcza, gdy wracam z miejsc, w których kipiało od wrażeń, nowości, emocji. A tak było w Izraelu/Palestynie...Ale o tym nie tutaj...Postanowiłam, że muszę gdzieś wybyć. Zewnętrzne warunki spróbuję pokonać. Co z tego wyjdzie zobaczymy. Wsiadłam w nocny pociąg jadący 5 godzin. Pośpię...Choć w pociągu, choć 5 godzin. Zawsze coś. Nie pospałam nic...Zainfekowana rowerową przygodą do szpiku kości myślałam o kolejnej wyprawie - gdzie. W zasadzie to wymyśliłam sobie pewne miejsce, które zaczęłam czuć wewnętrznie mocno, jednak czy zewnętrznie jest to wykonalne? Chyba nie...Tak, czy siak zamiast spać zajęłam się grzebaniem w Internecie, gadaniem ze znajomymi na ten t

"Nad morze" cz.1 - Kraków-Gdańsk

 Moja najdłuższa przejażdżka rowerowa w 2014 roku to wycieczka z Krakowa na Hel. W ciągu 9 dni (dojazd + pokręcenie po okolicy) przejechałam 1087 km, więc dystans w stosunku do czasu nie jest obłędny, ale sama wyprawa w jakimś sensie była. Było to 9 dni w ciągu, których byłam odcięta od wszystkiego. Nie liczyłam czasu - dni odmierzałam "ostatnio spałam w...,wcześniej w...". Kilometrów też nie liczyłam, bo pierwotne wobec dystansu było zwiedzanie miast - w paru byłam po raz pierwszy, do kilku innych mam sentyment, więc chciałam w nich dłużej zostać. Zasadniczo była to wyprawa "na dzikusa", czyli bez planu, jedynie z celem. Nie miałam zaplanowanego żadnego noclegu, co spowodowało parę stresowych sytuacji, ale zawsze wszystko się dobrze kończyło (nawet, gdy raz noclegu nie znalazłam...). DZIEŃ PIERWSZY - 150 km Ruszyłam niewyspana...dziwną trasą - przez Dolinki Krakowskie, czym zdecydowanie nadrobiłam, gdyż nie dało się tam jechać zbyt szybko. Kierowałam się

Korona Gór Polski cz. 8 - Lackowa (997 m npm)

16 sierpnia 2017   Wstałam rano. Ruszyłam na dworzec. Jak zwykle nie spałam długo. Za mało. Cóż...Pasja wymaga poświęceń. Dla pasji można dużo - żeby tylko coś przeżyć...coś zobaczyć...gdzieś być...Może sprawdzić siebie? Wsiadłam w pociąg. Bilet kupiłam u konduktora, bo jak zwykle byłam późno na dworcu. W ostatniej chwili. Wystarczyło czasu tylko na to, żeby ruszyć na peron. Wysiadłam w Starym Sączu. Z moich obliczeń wyszło, że stąd najszybciej będzie na szlak. Chyba nie poszła dobrze mi ta matematyka... I woke up early in the morning. I did not sleep long. Too short. Ech...I went by train to Stary Sącz - it is close to the trail. I thought that is the best to leave the train there, but I think that I was wrong... Jednak trzeba do Nowego Sącza. O mało nie zostałam potrącona. Pan nie widział, bo to nie ścieżka rowerowa, to chodnik. Ścieżki nie ma, sprawdzam trasę, więc jadę chodnikiem wyglądającym, jak ścieżka. Mam wątpliwości, czy to oby nie ścieżka. Nic się nie stało