Przejdź do głównej zawartości

KRAKÓW - LWÓW cz.2 (sricte Lwów)

DZIEŃ TRZECI 

Spało mi się wyśmienicie (nie licząc spieczonej skóry nawet na uchu...). Wstałam, zebrałam się, zniosłam mój rower po setce schodów w kamienicy i ruszyłam w miasto. 


Niby wojny w zachodniej Ukrainie nie ma, ale widać, że jest w kraju. Niestety nie znam cyrylicy...

 


Opera lwowska (Lwowski Narodowy Akademicki Teatr Opery i Baletu im. Salomei Kruszelnickiej) zamykający Prospekt Swobody. Cudny budynek został zaprojektowany przez polskiego architekta Zygmunta Gorgolewskiego. W otwarciu goścmi honorowymi byli m.in. Henryk Sienkiewicz oraz Ignacy Jan Paderewski. W 1925 roku zadebiutował tu Jan Kiepura.


Nie mogłam skupić się na zwiedzaniu, bo marzyłam o "porannej" (tylko z nazwy..) kawie...



W centrum było niesamowicie tłoczno. Postanowiłam, więc udać się na Łyczaków, który jest ponoć dzielnicą miasta, która najbardziej kojarzy się z przedwojennym Lwowem. To stąd pochodzi bałak (lwowska gwara) i z tej dzielnicy wywodzili się batiarzy (coś a'la warszawki cwaniak, lecz nie do końca) (za: Sławomir Koper "Spacer po Lwowie").


Trochę się pogubiłam, ale gdy się nie goni mnie czas, czasami robię to świadomie. Zwiedzanie tylko i wyłącznie turystyczne jest dla mnie tylko namiastką zwiedzania (dlatego uwielbiam to robić na rowerze, bo można w miarę szybko ogarnąć spory kawałek miasta, ale jednak nie jest to zwiedzanie z okien tramwaju, czy marszrutki - btw, czułam się tak fajnie, jak sobie śmigałam na rowerze, a w marszrutkach ściśnięci niczym sardynki ludzie..). 

Pyszny placek!

 
W końcu dotarłam na Cmentarz Łyczakowski - miejsce, którym byłam najbardziej zainteresowana w tym mieście.


Nekropolie są interesujące, bo pokazują historie miejsca. W przypadku tego cmentarza - jego polskość i jego ukraińskość.


Usytuowany na pagórkowatym terenie został zaprojektowany jako cmentarz krajobrazowo-parkowy.



Widok, który robi wrażenie. Smutne. Bo to są "nowe" groby - rzecz dzieje się współcześnie, w świecie, którym ja żyję.


W wielu przypadkach są to groby ludzi młodszych ode mnie.



Groby "współczesnych" żołnierzy znajdują się w pobliżu tych "historycznych".


Grób jednego żołnierza usytuowany jest w innym miejscu, w oddali od pozostałych.







 Część Cmentarza Łyczkowskiego zajmuje Cmentarz Orląt Lwowskich. Pochowani są tu żołnierze, którzy walczyli z Ukraińcami w latach 1918 - 1920. W samym mieście w 1918 roku przeważającą część mieszkańców stanowiła ludność polska. Jednak zarówno Polacy, jak i Ukraińcy uznawali Lwów za ważny ośrodek kulturalny dla ich narodów. 







Wiele nagrobków na Cmentarzu Łyczkowskim ozdobionych jest efektownymi rzeźbami tworzonymi przez najlepszych lwowskich rzeźbiarzy.





 Grobu Marii Konopnickiej szukałam długo, mimo że jest oznaczone jego położenie.


 Grobowiec Stefana Banacha - polskiego matematyka ("lwowska szkoła matematyczna").
.

Na Cmentarzu Łyczakowskim spędziłam dość sporo czasu, jednakże poznanie tej nekropolii wymagałoby, co najmniej kilku dni. Jest ogromna i ciekawa - ze względów historycznych, kulturowych i estetycznych. Pomniki, rzeźby nagrobne robią wrażenie. Podobnie, jak część, która sprawia wrażenie "dzikiej" (pośród drzew, ogromnej ilości zieleni). Podczas tej wyprawy tylko jeden jedyny raz pojawiła się w mojej głowie myśl, że fajnie, by było być teraz z kimś. Właśnie, gdy pojawiłam się na Cmentarzu Łyczakowskim. Chciałam już teraz wyrazić mój zachwyt (dziwnie brzmi to słowo w odniesieniu do cmentarza, jednakże myślę, że jest właściwe oraz, że pomysłodawcy, architekci czuliby się dumni, że takie stworzyli, a pochowani tutaj, że w takim miejscu leżą) tą nekropolią, która poza walorami natury estetycznej prowokuje do rozmów o samym Lwowie i jego historii oraz historii mojego kraju.

Gdy wyjechałam wstąpiłam do sklepu, w którym pani sprzedawała kawę z automatu. Skusiłam się. Nie miałam drobnych hrywien. Pani pyta ewentualnie o 2 złote, ja myślałam, że mam dołożyć do tego co tam dałam w ukraińskiej walucie (a chodziło po prostu o 2 złote i tyle). Grzebię w portfeliku i daję euro. Pani dołożyła batonika...Taka fajna moralność i uczciwość. Bo nie musiała, ja po prostu chciałam napić się tej kawy i nie chciałam, żeby pani była w jakikolwiek sposób stratna. 

W dużej mierze do wyprawy zainspirowała mnie twórczość Kękę ("Takie rzeczy" i "Nowe rzeczy")
A'propos Łyczakowa..:
 Kękę - Jeden kraj  ("...jeszcze razem się przejdziemy Łyczakowską..." i pytanie a'propos Lwowa, czy: "Bez agresji, ale dajcie to co polskie"..?)




Targ (niestety była dość późna godzina, więc mało straganów..).


Just Lviv it! I do!


Przyczepiłam rower do drzewa (bałam się, że potem nie odnajdę pośród tych drzew i krzewów..) i wspięłam się, by podziwiać panoramę miasta. W oddali gdzieś z krzaków słyszałam okrzyki: "Ukraina! Ukraina!".


Wróciłam do centrum. Czarna kamienica powstała w latach 1588-1589. Na początku istnienia budynek miał jedno piętro. Kolejne powstały pod koniec XVI i XIX wieku.


 Obok czarnej kamienicy - kamienica Królewska z 1580 roku, w której zatrzymywał się Jan III Sobieski, gdy przebywał we Lwowie.


Super tani obiad.  Ciastko (całkiem spore) ok piątaka...Kurczak z ananasem chyba nie do końca jest tradycyjną ukraińską potrawą, ale jakoś tak mnie skusił...W ogóle knajpka fajna (weszłam, bo w ogródku siedziało dwóch rowerzystów i pomyślałam, że będzie niedrogo i pożywnie...), bo można było wybierać, a przy nieznajomości cyrylicy przydatne (...i tak drążyłam co to o danej potrawie...).


A na koniec dnia rowerowego zostawiłam sobie wycieczkę na lotnisko.


Tylko po polsku o odkrywaniu Lotowskich Dreamlinerów (chyba, że po drugiej stronie po angielsku i ukraińsku..).


Akurat odlatywała jakaś drużyna...Wyszło, że po to przyjechałam...I nie wzbudzałam podejrzeń kręcąc się tam po nic..Ludzie robili sobie zdjęcia z zawodnikami, a ja miałam ochotę zapytać: "kim jesteście..?" albo powiedzieć do jakiegoś przystojniaczka: "nie wiem kim jesteś, w co grasz, ale też zrobię sobie z Tobą zdjęcie..mogę..?".




Ludzie robili zdjęcia im, a ja sobie...


Dość mocno oświetlona cerkiew.


W końcu ciut przed północą (jeszcze trochę pokręciłam szukając ulicy, na której znajdował się hostel) zostawiłam rower i postanowiłam iść coś zjeść, wypić piwo w ogródku, których w dzień pełno (wreszcie mogłam..), a ogródki złożone...Do jedzenia kupiłam coś w budce, ale piwo sobie już tu darowałam (bo nie był to klimat o jaki mi chodziło i jakiś pan zapraszał do swojego stolika...). Mimo wszystko poszłam szukać jakiegoś...Znalazłam jeden jedyny ogródek restauracji Sushi. Myślałam, że klimat nocą we Lwowie będzie taki, jak w Krakowie...Tak zapowiadał dzień...Dużo ogródków, dużo ludzi (turystów, miejscowych..), ale niestety nie...


Poszukałam, więc sklepu i tam kupiłam piwo...


DYSTANS: 53 KM

cdn...

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Korona Gór Polski cz.10 - Ślęża (718m npm)

21, 22 lutego 2018 Rozgrzana izraelskim (palestyńskim) słońcem postanowiłam pewnej nocy wsiąść w pociąg do Wrocławia, by mimo niebotycznych mrozów zdobyć kolejny szczyt z Korony Gór Polski - Ślężę. Zastanawiałam się, czy dam radę, czy nie zamarznę, ale mam taki okropny problem, że nie znoszę monotonii, nudy, tych samych tras. Zwłaszcza, gdy wracam z miejsc, w których kipiało od wrażeń, nowości, emocji. A tak było w Izraelu/Palestynie...Ale o tym nie tutaj...Postanowiłam, że muszę gdzieś wybyć. Zewnętrzne warunki spróbuję pokonać. Co z tego wyjdzie zobaczymy. Wsiadłam w nocny pociąg jadący 5 godzin. Pośpię...Choć w pociągu, choć 5 godzin. Zawsze coś. Nie pospałam nic...Zainfekowana rowerową przygodą do szpiku kości myślałam o kolejnej wyprawie - gdzie. W zasadzie to wymyśliłam sobie pewne miejsce, które zaczęłam czuć wewnętrznie mocno, jednak czy zewnętrznie jest to wykonalne? Chyba nie...Tak, czy siak zamiast spać zajęłam się grzebaniem w Internecie, gadaniem ze znajomymi na ten t

"Nad morze" cz.1 - Kraków-Gdańsk

 Moja najdłuższa przejażdżka rowerowa w 2014 roku to wycieczka z Krakowa na Hel. W ciągu 9 dni (dojazd + pokręcenie po okolicy) przejechałam 1087 km, więc dystans w stosunku do czasu nie jest obłędny, ale sama wyprawa w jakimś sensie była. Było to 9 dni w ciągu, których byłam odcięta od wszystkiego. Nie liczyłam czasu - dni odmierzałam "ostatnio spałam w...,wcześniej w...". Kilometrów też nie liczyłam, bo pierwotne wobec dystansu było zwiedzanie miast - w paru byłam po raz pierwszy, do kilku innych mam sentyment, więc chciałam w nich dłużej zostać. Zasadniczo była to wyprawa "na dzikusa", czyli bez planu, jedynie z celem. Nie miałam zaplanowanego żadnego noclegu, co spowodowało parę stresowych sytuacji, ale zawsze wszystko się dobrze kończyło (nawet, gdy raz noclegu nie znalazłam...). DZIEŃ PIERWSZY - 150 km Ruszyłam niewyspana...dziwną trasą - przez Dolinki Krakowskie, czym zdecydowanie nadrobiłam, gdyż nie dało się tam jechać zbyt szybko. Kierowałam się

Korona Gór Polski cz. 8 - Lackowa (997 m npm)

16 sierpnia 2017   Wstałam rano. Ruszyłam na dworzec. Jak zwykle nie spałam długo. Za mało. Cóż...Pasja wymaga poświęceń. Dla pasji można dużo - żeby tylko coś przeżyć...coś zobaczyć...gdzieś być...Może sprawdzić siebie? Wsiadłam w pociąg. Bilet kupiłam u konduktora, bo jak zwykle byłam późno na dworcu. W ostatniej chwili. Wystarczyło czasu tylko na to, żeby ruszyć na peron. Wysiadłam w Starym Sączu. Z moich obliczeń wyszło, że stąd najszybciej będzie na szlak. Chyba nie poszła dobrze mi ta matematyka... I woke up early in the morning. I did not sleep long. Too short. Ech...I went by train to Stary Sącz - it is close to the trail. I thought that is the best to leave the train there, but I think that I was wrong... Jednak trzeba do Nowego Sącza. O mało nie zostałam potrącona. Pan nie widział, bo to nie ścieżka rowerowa, to chodnik. Ścieżki nie ma, sprawdzam trasę, więc jadę chodnikiem wyglądającym, jak ścieżka. Mam wątpliwości, czy to oby nie ścieżka. Nic się nie stało