Przejdź do głównej zawartości

Kraków-Sandomierz-Ostrowiec Świętokrzyski 16/17.09.15 (272 km)

Ostatnio pod znakiem rozjazdu Warszawa albo Sandomierz zastanawiałam się gdzie uderzyć - wybrałam stolicę. W związku z tym teraz przyszedł czas na tę drugą trasę...Wydostać się z Krakowa...ech...


Ledwo wyjechałam z miasta a już zjadłam wszystko, co miałam...



Od tej strony jeszcze nie wjeżdżałam do świętokrzyskiego..


Była cudowna ciepła noc...


Moja mapa, którą dostałam od 2 lata temu w Cieszynie "troszkę" już zużyta...



I jest miasto docelowe (przynajmniej pierwotnie..).



Ruszyłam zwiedzać miasto nocą...



Na rynku nie było ani jednego człowieka...



Był tylko kot...Posiedziałam na sandomierskim rynku z kotem...Ale potem nawet on sobie poszedł gdzieś...


Najgorsze..: byłam głodna, a wszystko pozamykane...


Zwiedzałam dalej...




Rynek sandomierski jest całkiem ładny. 


Wracać chciałam pociągiem. W Sandomierzu nie ma stacji kolejowej, więc musiałam podjechać gdzieś. Właściwie to chciałam, a nie "musiałam" podjechać gdzieś, bo dystans okazał się za krótki dla moich nóg, a godzina wczesna (około 2)...Zjeść musiałam iść...na stacji...


Coś, co bezwzględnie uwielbiam: wschód słońca w trasie!


Brama warszawska w Opatowie.


"Śniadanie" w tym mieście.




Ostrowiec! ...i cudny zjazd do miasta...





Jak w Sandomierzu...bar zamknięty...


Potem ruszyłam na stację zerknąć, o której mam pociąg do Krakowa. Fajne schody do noszenia roweru...


...takie dość wysokie...Pociąg był za parę godzin, więc pomyślałam, że podjadę do Kielc.


..ale potem stwierdziłam, że wolę jednak pozwiedzać Ostrowiec, bo nie byłam wcześniej w tym mieście...Więc pojechałam do centrum. 

Taka "śląska" zabudowa...



Poszłam na targ (uwielbiam targi..!)...


...taka rozczochrana i w ogóle...Ale od czego (oprócz wypicia "porannej" kawy) jest MacDonald..?


Wróciłam na stację kolejową (nie nosząc tym razem roweru po schodach, bo okazało się, że mogę wjechać od drugiej strony...)...


...i wsiadłam do pociągu do Kielc...Pan konduktor przypiął mój rower, żeby się nie przewracał, więc ja mogłam na chwilkę zamknąć oczy (jednak nie usnęłam).


Gdy wysiadłam na peronie stał pociąg do Krakowa. Zapytałam konduktora za ile kolejny. Gdy okazało się, że za około dwie godziny,  stwierdziłam, że zerknę co tam słychać w Kielcach...
Wstąpiłam do księgarni i kupiłam nową mapę (..i rozmówki chorwackie)...Choć mam sentyment do tej styranej mapy w puzzlach...Ze względu na jej "genezę" w moim życiu (2 lata temu w Cieszynie pojawiłam się o dziwnej porze, choć miałam być wcześniej, bo jechałam bez mapy ani niczego i troszkę zboczyłam...Ludzie następnego dnia mnie oglądali, jak jakieś zjawisko...A pani dała mapę...)  i jej pomoc na trasach...Kawał Polski (i kawałek Ukrainy, bo łapała jeszcze Lwów) z nią przemierzyłam (aczkolwiek jeszcze nie każdy zakątek naszego pięknego kraju to chyba nie mogę wyrzucić..).


Jechać gdzieś dalej nie chciało mi się (Kielce kiedyś zwiedzałam...Nawet mandat dostałam w tym mieście...Zostałam oskarżona o kradzież roweru...Wylądowałam na komisariacie o północy...- dziwna historia...), więc pokręciłam tylko po Sienkiewicza.


Robię zdjęcie ulicy a w kadr wchodzi mi...Borixon...


Do dziś mam kasetę Wzgórze Ya-Pa-3...Potem solowe projekty Borixona też na propsie. A ostatnio Gangu Albanii też lubię posłuchać, bo Albania jest moim ulubionym krajem, po którym jeździłam (taki freaky kraj..ale o tym mam nadzieję niebawem...).


Nie wiem o co chodzi...


W końcu wsiadłam do pociągu, gdzie była biletowa afera, którą kręcił chłopak na Bmx-ie...


Podsumowując wycieczkę: 
NO RIDE NO FUN!
Każdy kilometr sprawił mi niesamowitą radość.

DYSTANS: 272 KM

Komentarze

  1. Kraków jest w cholerę szeroki... pewnie też kręciłaś od zachodniej części miasta :P To jest masakra się przedrzeć, teraz jeszcze S7 budują to już w ogóle...

    Super trasa, super dystans!!

    Szerokości :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, całkiem drugi koniec miasta. Musiałam przejechać przez całe...Jeszcze te remonty...

      Usuń
  2. No w końcu odżył troszkę blog:P

    OdpowiedzUsuń
  3. No proszę byłaś w Kielcach:)
    Kielce coraz bardziej przyjazne rowerzystom, jest sporo nowych ścieżek.
    Dojeżdżając do Kielc od południa już w Bilczy tuż przed Kielcami, jest nowy dywanik (ścieżka rowerowa) dla rowerów i ciągnie się przez całe miasto.
    Pozdrawiam z Kielc!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ścieżki są oznaką przyjaznego miasta dla rowerów lecz ich brak. Gdy pojawiają się ścieżki to oznacza, że rowerzyści są niemile widziani na jezdni. A ścieżki w polskim wykonaniu zdecydowanie bardziej zniechęcają do jazdy na rowerze niż sprzyjają.

      Usuń
  4. Moje okolice :)
    Świętna wycieczka, szkoda tylko ze do Sandomierza dojechałaś po zmroku . Sandomierz jest przepiękny a i jego okolice są bardzo ciekawe i urokliwe . Szczególnie w okresie gdy dosłownie wszędzie kwitną sady

    OdpowiedzUsuń
  5. Nawet Ostrowiec zachaczyłaś :) A ja myślałam, że nikt tu nie przyjeżdża. Rowerowo pozdrawiam z Ostrowca :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Totalnie nieplanowanie i cieszę się, że tam zajechałam! Podobało mi się miasto. A najbardziej podobał mi się wjazd! Świetny! Pozdrawiam

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

"Nad morze" cz.1 - Kraków-Gdańsk

 Moja najdłuższa przejażdżka rowerowa w 2014 roku to wycieczka z Krakowa na Hel. W ciągu 9 dni (dojazd + pokręcenie po okolicy) przejechałam 1087 km, więc dystans w stosunku do czasu nie jest obłędny, ale sama wyprawa w jakimś sensie była. Było to 9 dni w ciągu, których byłam odcięta od wszystkiego. Nie liczyłam czasu - dni odmierzałam "ostatnio spałam w...,wcześniej w...". Kilometrów też nie liczyłam, bo pierwotne wobec dystansu było zwiedzanie miast - w paru byłam po raz pierwszy, do kilku innych mam sentyment, więc chciałam w nich dłużej zostać. Zasadniczo była to wyprawa "na dzikusa", czyli bez planu, jedynie z celem. Nie miałam zaplanowanego żadnego noclegu, co spowodowało parę stresowych sytuacji, ale zawsze wszystko się dobrze kończyło (nawet, gdy raz noclegu nie znalazłam...). DZIEŃ PIERWSZY - 150 km Ruszyłam niewyspana...dziwną trasą - przez Dolinki Krakowskie, czym zdecydowanie nadrobiłam, gdyż nie dało się tam jechać zbyt szybko. Kierowałam się ...

10 000 km w 2014!

30 (..a właściwie już był to 31 - godzina 2 w nocy) grudnia przejechałam 10 tysięczny km w 2014!!!  Tej nocy było bardzo zimno...-14...brrr... Ogólnie moja grudniowa bikingowa "walka" o to co założyłam sobie na początku roku nie zawsze była łatwa...                                          ...więc zaopatrywałam się w nowe czapki..,:                                         ...ważnym elementem stroju były również getry: Jednak długi okres czasu temperatura w grudniu była wysoka, jak na tę porę roku.                                          Aczkolwiek niestety czasami piękną noc psuł deszcz..,         ...

Korona Gór Polski cz.10 - Ślęża (718m npm)

21, 22 lutego 2018 Rozgrzana izraelskim (palestyńskim) słońcem postanowiłam pewnej nocy wsiąść w pociąg do Wrocławia, by mimo niebotycznych mrozów zdobyć kolejny szczyt z Korony Gór Polski - Ślężę. Zastanawiałam się, czy dam radę, czy nie zamarznę, ale mam taki okropny problem, że nie znoszę monotonii, nudy, tych samych tras. Zwłaszcza, gdy wracam z miejsc, w których kipiało od wrażeń, nowości, emocji. A tak było w Izraelu/Palestynie...Ale o tym nie tutaj...Postanowiłam, że muszę gdzieś wybyć. Zewnętrzne warunki spróbuję pokonać. Co z tego wyjdzie zobaczymy. Wsiadłam w nocny pociąg jadący 5 godzin. Pośpię...Choć w pociągu, choć 5 godzin. Zawsze coś. Nie pospałam nic...Zainfekowana rowerową przygodą do szpiku kości myślałam o kolejnej wyprawie - gdzie. W zasadzie to wymyśliłam sobie pewne miejsce, które zaczęłam czuć wewnętrznie mocno, jednak czy zewnętrznie jest to wykonalne? Chyba nie...Tak, czy siak zamiast spać zajęłam się grzebaniem w Internecie, gadaniem ze znajomymi na ten t...