Przejdź do głównej zawartości

Zawsze warto być człowiekiem...- deszczowe Tychy (189 km)

9 kwietnia 2016

Wracając z niedawnej przejażdżki do Czech miałam ochotę na Tychy. Nigdy w tym mieście nie byłam, a twierdzę, że lubię śląski klimat - więc, jak na mojej dotychczasowej bikingowej mapie może brakować tego miasta...?  
Nie może...
Wtedy, po prawie 300 km, byłam już trochę śpiąca. Owszem ruszyłam do Tychów, ale pojawił się zakaz dla rowerów...Nie kombinowałam, jak go ominąć (teraz okazało się, że jest to niezwykle proste), lecz wróciłam do domu stwierdzając, że zrobię sobie osobną przejażdżkę do tego miasta z nastawieniem na "ogarnięcie" go z perspektywy niezwykle charyzmatycznego w swoim autsajderstwie muzyka pochodzącego z Tychów. Bluesmana, który stworzył i wyśpiewał jeden z najpiękniejszych kawałków na świecie.

U mnie jest podobnie...

Ja już nigdy się nie zmienię
Zawsze będę żył już tak...


Często wypowiadam się o działaniach innych osób, często negatywnie, ale nie wynika to z chęci zmiany ich zachowań, postaw, jakiejkolwiek oceny etc. Jest to po prostu tylko i wyłącznie moja opinia według moich standardów na temat tego, co robią. Ja czasami tego nie rozumiem i głośno o tym mówię. Nawet jeśli szydzę to i tak nie wtrącam się, bo całą sobą uważam, że co kto robi jego rzecz (prosty i piękny wers!).

Nie jestem zwolenniczką tych mądrości, pięknych cytatów, którymi niektórzy lubią atakować na portalach społecznościowych (w dzisiejszym świecie mamy więcej filozofów niż w starożytnej Grecji i starożytnym Rzymie...), ale ten "mnie bierze" - jest taki prosty i zwyczajnie piękny merytorycznie:

Ale jedno wiem po latach,
Prawdę musisz znać i ty:
Zawsze warto być człowiekiem,
Choć tak łatwo zejść...
Zejść na psy! 

I tak słuchając Dżemu jechałam w deszczu do Tychów.
Wyruszyłam, gdy padało, ale chyba zaraz przestanie...
Trasa szła mniej więcej tak (jak gdzieś wspominałam już nie robię każdego znaku...)



Ciągle pada, ale ja mam pokrowiec na sakwy...Jak widać rowerowy...Jest napis: cycle...


Pokrowiec był bardzo dobry - nieprzemakalny. Jego atutem jest...cena...I to, że nie trzeba go potem prać - wystarczy wyrzucić...i zastąpić nowym. Niestety ja swojego nie zamontowałam dobrze i zgubiłam...Ech...Sakwy przemokną, jeśli będzie nadal tak padać. Ale nie to mnie martwiło, lecz to, że naśmieciłam. Głupio mi...Mam nadzieję, że jakiś dobry człowiek podniesie i wrzuci do kosza nie myśląc źle o osobie, która robi taki syf (może Albańczycy w albańskiej części Mitrovicy też nieświadomie śmiecą - tylko trochę dużo tych zagubionych śmieci tam widziałam...? Albo Cyganie z Novego Sadu wcale nie specjalnie wyrzucają śmieci na ścieżkę rowerową tylko spadają im one z rowerów..?)


Padało dalej...Mam uzasadnionego  bzika na punkcie tego, żeby kolana nie przemarzły, a po kilkudziesięciu km w deszczu zaczynały...Uwielbiam robić to show z ubieraniem czegoś, czy przebieraniem się gdzieś w krzakach, na przystanku, za przystankiem, w koziej chatce w albańskich górach etc. etc. podczas, którego muszę gołą stopą stanąć na mokrym podłożu, ulubione szarawary wpadają do koziej kupy (..i po ulubionych szarawarach..) i takie takie akcje...


 Ciągle pada...Dobra - jestem wciąż w małopolskim. A Libiąż witał (tak dla odmiany...) deszczem,...


...ale w śląskim to samo: z nieba wciąż kap kap kap...


Kupuję ten kopiec, hałdę czy co to jest...!



Wiedziałam, że zaraz będzie! Tylko to nie ten zakaz, który mnie ostatnio powstrzymał (tamten był dalej), ale był tu chodnik to jechałam po nim,...


..a potem objawiła się całkiem przyjemna ścieżka rowerowa (ostatnio się ukrył przede mną skręt na nią...).


Rynek w Bieruniu.


 Mieszkańcy Bierunia brali udział w powstaniach śląskich.


Ha! Nauczona swoim doświadczeniem wzięłam rękawiczki na przebranie. Te, w których jechałam były już od dłuższego czasu kompletnie mokre.


Tychy! 
Miasto, które słynie z browaru (którego produktu trochę wypiłam w moim życiu...Kiedyś moje ulubione) i..Ryszarda Riedla.


Oczywiście chciałam być wcześniej, ale późno wyjechałam. Wiedziałam, że nie zobaczę wszystkiego tego, co chciałam. Można w tę stronę: głupia ja, tak późno wyjechałam, nie zobaczę wszystkiego. Albo w tę: fajna ja, mimo deszczu wyjechałam na dłuższą przejażdżkę, zobaczę cokolwiek.

Szukanie centrum...Nie ma kogo spytać...Czy to miasto ma centrum..? Kręcę tu...Chyba to nie tu...Inaczej...Chyba nie...Ech...Ale: Znalazłam!
 Byłam "lekko" zmoknięta (kurtka mi nie przemokła, ale wszystkie elementy z niej wyłażące już tak).
 
Szukam Urzędu Miasta, bo wiem, że w pobliżu znajduje się...


...pomnik Ryszarda Riedla. Stoi on po drugiej stronie ulicy, przed Biblioteką.


Historię i twórczość tego artysty pewnie każdy zna.
Jakby ktoś przypadkiem nie znał to w 2005 roku powstała filmowa opowieść o jego życiu Skazany na bluesa


Może każdy jest na coś skazany..? 
A jeśli nie to...jest coś w tym smutnego...Choć niby ten utwór ma smutną wymowę. Nie!
Kawałek ten jest cudnym utworem o robieniu czegoś, co się kocha (niejednokrotnie odrzucając  "łatwiejsze schematy"). Ach!
Ilu jest takich jak on?

Przede wszystkim planowałam udać się na grób artysty. Jednak stwierdziłam, że zanim znajdę cmentarz to minie 2 godziny, a potem nie wiadomo, czy o tej porze będzie kogo spytać o lokalizację jego mogiły. Znicz na jego grobie zapalę następnym razem. 

Btw, w wyszukiwarce można znaleźć fajne wpisy pokazujące miejsca związane z Riedlem. Jego muzyka ma wciąż grono odbiorców, którzy chcą zobaczyć "jego miejscówki".
Ja ich nie zwiedzałam, nie kręciłam po mieście, bo było mi...zimno (a' propos na fotce: Stadion Zimowy...). Postanowiłam wracać. Chciałam przez Katowice, żeby tam wsiąść w pociąg, ale był on o takiej porze, żeby mi wyszło podobnie wracanie na rowerze - to byłoby to bez sensu. Gdyby był piękny wieczór to zjeździłabym całe Tychy, ale w przypadku jechania w deszczu przy niskiej temperaturze, gdy jest się już przemoczonym to tylko szybka jazda może uchronić przez zamarznięciem...Może nie aż tak radykalnie, ale nie delektowałabym się...Na siłę rzeczy nie robię. W końcu stwierdziłam, że pojadę tą samą trasą (choć nie lubię tak samo wracać, ale stwierdziłam, że ja tej trasy nie znam w ogóle, więc chcę ją poznać bliżej...).


Zimnoooo...Zastanawiałam się, jak ja dojadę...Ruszyłam,puściłam Dżem - Lunatycy i...jest fajnie! Aż mnie zaskoczyło, że..serio jest dobrze. Jest też gorąca kawa...


Kontynuując jechanie i słuchanie Dżemu..:


Ile razy ja odpływałam na rowerze słuchając tego: 

Ten kawałek jest niesamowity! Wolność! 
Podczas moich niezorganizowanych tripów właśnie czuję ...wolność. Nikt nigdy nie wmówi mi, że jeśli ktoś podpisuje umowę z kimś kto organizuje wszystko (dojazd, dolot, noclegi, sprzęt) i pokazuje dane miejsce tak, jak on chce, tak, jak on zna to jest to wolność. Nic z rowerową wolnością nie ma to wspólnego tylko jest to zwykła wycieczka wykupiona w biurze podróży (zwłaszcza, jak jest kilka turnusów w to samo miejsce z takimi samymi atrakcjami). Drażni mnie, gdy ktoś mimo wszystko powołuje się na takie hasła, jak wolność w takiej stricte biznesowej działalności. Jakby jakimś problem było nazwanie rzeczy po imieniu. Nie rozumiem tego.
Tym, którzy kiedykolwiek chcieliby mi jednak wmówić, mogę zacytować tylko wers: Gdyby tak wszyscy ludzie mogli przeżyć chociaż taki jeden dzień...albo raczej trip...
I tak jechałam słuchając tego, padało, ale co z tego..? 
Jeśli rozpływałam się to z powodu piękna tego kawałka! Cudny!

Klasyk! W tym kawałku też odnajduje siebie...Ale moją whisky jest coś innego...Nie trudno zgadnąć...Może kiedyś będę chciała zmądrzeć i pomyślę o...
Tego przesłuchałam z 20 razy pod rząd...

Czasami się boję, że minie ten klimat ten luz...
 Ale mam nadzieję, że prawdziwe będzie zawsze:
Lecz we mnie zostało coś z tamtych lat,
Mój mały, intymny, muzyczny
(rowerowy...) świat.
Gdy tak wspominam ten miniony czas,
Wiem jedno, że to nie poszło w las.
(...że to co teraz przeżywam zawsze będzie dawać energię).

A'propos niektórych przejażdżek mam tak:
Dużo bym dał, by przeżyć to znów -
Wehikuł czasu - to byłby cud!

Chyba jestem jednak trochę romantyczna, bo uważam, że tekst, melodia, sposób wyśpiewania tego jest obłędny!

I tak słuchając tych kawałków, a także innych jechałam w tym deszczu...Dotarłam już do małopolskiego. Jadę tą samą trasą,...


...a nagle...Znowu...Jak to się stało..? Ech...Chyba taki już mój los, że koła niosą inaczej niż chce głowa...Przecież jechałam przez Bieruń Stary. Coś mi tam już nie grało przy wyjeździe z miasta...


Zobaczyłam świecące "M". Poszłam, więc na frytki, bo jak na moje możliwości (jesz jak chłop) i zwyczaje bardzo mało zjadłam tego dnia. Jeszcze schudnę...


Patrzę, jak teraz najlepiej mi będzie pojechać i co widzę..? Moja nowa mapa, którą kupiłam na Sienkiewicza w Kielcach (tuż przed spotkaniem z Borixonem..) się zepsuła przez to, że zmokła (zgubiłam mój pokrowiec, więc sakwy przemokły po tylu godzinach w ciągle padającym deszczu)...O nie...Nie widzę dróg...


Przejechałam przez centrum. Chciałam potem pojechać przez Alwernię. 


Jechałam do Zatoru, gdzie znajduje się Energylandia (Rodzinny Park Rozrywki). Ja jeszcze miałam energię, ale...
 


...potem pędziłam dalej (prawie cały czas na stojąco cisnęłam, jak najmocniej potrafię), tak że w pewnym momencie zrobiłam się niesamowicie głodna (energia się wyczerpywała...).
W sumie takie "duże" małe frytki zużywają się po niecałej godzinie intensywnej jazdy...Najgorsze: ja byłam w jakichś wsiach...Sklepów całodobowych nie znajdę...Wypatruję stacji - na każdy neon migoczący w oddali tak łapczywie patrzyłam, żeby się rozczarować...Skrętu na Alwernię nie było, więc nie ryzykowałam błądzenia, tylko skierowałam się na Chrzanów. Wiem, że tam będzie jedzenie! Jak lubię podjazdy, to jeden nie sprawił mi przyjemności. Poza tym moje tempo stało się "babciowate"...Nienawidzę jeździć głodna! Kocham moje paczki Mikołaja w trasie i te tysiące kalorii! Gdzieś po drodze mijałam restaurację, w której odbywało się wesele. Myślałam, że podjadę i zapytam, czy coś wyniosą...Potem był sklep otwarty do 24. Skręcam patrzę, która godzina, a jest 1:30...Nie kontrolowałam w ogóle czasu (czasami tak mam w czasie wolnym...i strasznie to lubię..).
 


 W końcu dotarłam do Chrzanowa. Był tam nocny sklep. Coś przekąsiłam, ale potrzebowałam czegoś konkretniejszego. Nie daleko była stacja nie mieli nic...Ale była kolejna i tam zjadłam! (Były tam chłopaki, które rozmawiały o wyczynie, jakim jest przejechanie 200 km..samochodem...Taki spontan...). Z pełnym żołądkiem to można jechać nawet i w deszczu...To jechałam jeszcze przez kilka wiosek...


...do domu.


DYSTANS: 189 KM

Komentarze

  1. Witam,
    Dlaczego nie korzystasz z GPS w komórce i np z aplikacji LocusFree ? Albo Orux ?
    Mapa papierowa ,wiadomo daje szerszy ogląd na to co wokół nas ale aplikacja lokalizuje z dokładnością do 3 metrów i też pokazuje drogi , także leśne.
    Może jakiś Garmin - model turystyczny ?

    R.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie nie wiem...Chyba jestem taka "analogowa". Lubię to otwieranie mapy i na bieżąco decydowanie, co dalej...LocusFree ani Oruxa nie znam. Może powinnam sprawdzić w razie czego...

      Usuń
  2. Ale się zagięłaś na junajteda. Już w drugim tekście z rzędu. Bardzo mi się to podoba, tak trzymaj!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ostatnie filmiki dobre - prezentacja roweru za dychę (jak nie oglądałam tego przynudzania to od tego dissu na Cube'a zerkam, ale całości nie daję radę..)...Nie przemyślał...Bo chyba, jak ktoś inwestuje dychę w rower to nie po to, żeby jeździć z wycieczkami z biura podróży tylko jest zajawkowiczem rowerowym, a tacy nie potrzebują "opiekuna". Tak mi się wydaje...Z kolei z drugiej strony ktoś, kto nie ma dychy na rower nie pojedzie, bo będzie myślał, że trzeba taki mieć - były nawet takie pytania (a ja, jak i milion innych "sakwiarzy" udowadnia, że nie)..Choć ten o Cubie mnie bardziej rozbawił - podstawą dissu były panie, które przejechały na nim trochę - chciałabym wiedzieć ile, jakie tereny, jakie tempo, ale oczywiście merytorycznie nie ma nic powiedziane, bo nic do powiedzenia nie ma (..a jedna dobiera rower na podstawie koloru ramy i nawet sami o tym tam mówią..yyy...to już chyba żartują..czy oni tak serio...?). Moja osobista interpretacja tego filmiku jest taka, że dostał kosza (odrzucone zapro na Cypr i nie zainteresowanie Peru - tak, że mi nawet zazdrości nie można zarzucić w tych moich wypowiedziach...Ja tak serio uważam...) od laski, której "bał się rowerowo" (cytując) na niskim modelu Cube'a to krytykuje rower...Ostatnio się dowiedziałam, że jedzą bułki z serem - pytanie z jakiego mleka, bo przecież był filmik krytykujący hodowlę krów...Ale jeśli tam chodziło o umowę z knajpą wegetariańską to tu o to, żeby sprzedać niskobudżetowe wycieczki, czyli mówi to, co jest potrzebne, żeby zarobić, sam sobie przecząc..Chyba, że ten ser z mleka sojowego...Sam gość mnie bawi. Współczuje tylko tym, którzy będą ciułać na te drogie rowery, drogie wycieczki, drogie czapki etc etc zamiast żyć, jeździć, przeżywać przygody częściej niż raz na 3 lata...Ale to już nie moja brosz...Ciekawe socjologicznie zjawisko (więc może jakieś flow mnie kiedyś gdzieś jeszcze poniesie...).

      Usuń
  3. Zawsze mnie śmieszą te Twoje pozy do zdjęć :-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Która Cię tak rozbawiła tu..? Bo nie wiem, bo problem jest taki, że pozy nie są pozami...Nie analizuję czegoś takiego aż tak...Bez przesady...

      Usuń
    2. Mniejsza o to która:-P Bawią mnie i już:-D Nic do Ciebie nie mam, nawet myślę, że byśmy się mogli polubić :-P

      Usuń
    3. Też myślę, że jestem totalnie niefotogeniczna i w ogóle totalnie kiepska "zdjęciowo". Jednak fotografowie czy ktoś agencji modelek czy jeszcze ktoś kto chciał mój wizerunek do swojej reklamy (rowerowego akcesoria..) widzieli we mnie potencjał...Ja lubię bawić ludzi! Tak, że mi miło, że Cię bawię! Jestem z tych co ludzi co nie boją się być śmiesznymi.

      Usuń
  4. Powiem Ci, że na komórce źle jest przeglądać Twojego bloga. Masz w blogspot włączony ten tryb magazine, karty, mozaika. Ja u siebie to wyłączyłem, bo u innych na kompie, adblock potrafi zablokować zdjęcia i teksty i człowiek myśli, że blog jest całkiem pusty. Jakiś czas temu zapisywalem każdy kilometr jaki zrobiłem. Np. Na innych robi ilość km wrażenie. Ostatnio doszedłem do wniosku, że km nie równe km. Tereny i pogody bywają różne. Ktoś miał 100km z wiatrem, a ktoś inny pod wiatr. Który więc jest lepszy? Kto więcej przejechał? Dystans trzeba traktować jako ciekawostkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za info. Spróbuję zmienić. Dokładnie - nie równe. Ciężko porównać płaską Polską do Albanii (góry góry, podjazdy grubo ponad 1000), czy ponad 300 w zimie do tych w lecie, 200 w ciągle padającym deszczu, jak jest wyziębione ciało do takiego jak ciepło, ponad 40 w powietrzu (gdzie 50 przy asfalcie) przy podjazdach, jak jest optymalna temperatura i płasko, 80 przy wietrze, który Cię dosłownie zwiewa (zwłaszcza, jak się ma taką małą masę ciała, jak ja), kilka stów, jak się jest niewsypanym do takiego, jak się jest zregenerowanym etc etc. Wszystko to przerabiałam (ja dużo akcji rowerowych, terenów, pogody etc przerabiałam), więc ja nie porównuję nic. Robię swoje to co daje mi szczęście. Z nikim w niczym nie konkuruję.

      Usuń
  5. Jaki masz rozmiar Cuba? Pytam, bo będę Cuba kupował i się obawiam, że rama 62cm będzie za mała dla mnie. Wiekszych już Cube nie ma :-/

    OdpowiedzUsuń
  6. Ach jest coś w Tobie co razi moje ego. Zachowam to jednak dla siebie lepiej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No widzę właśnie, że tak się chcesz przyczepić na siłę i szukasz i szukasz (w realu przerabiałam takich typów dużo...tak, że temat znam). Ale mi to nie przeszkadza. Podoba mi się, jak żyję, co robię, jaka jestem, więc możesz walić śmiało.

      Usuń
  7. Mylisz się, że chcę się do Ciebie przyczepić. Już zostałem zaszufladkowany? Tak szybko? Och...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niektóre Twoje komentarze wydawały się takie na siłę (bez odniesienia do mojej rzeczywistości). Czy przyczepić - nie wiem. Piszę, że tylko tak to wyglądało czasami...momentami...Jakie intencje nie wiem - nie siedzę w Twojej głowie. Nie myślę szufladami - nie wiem co to szufladkowanie...Przepraszam.

      Usuń
  8. Dałaś się z trollować. Szach mat:-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wg moich standardów - ktoś do mnie pisze, kulturalnym jest się odnieść. Za bardzo nie wiem co to trolling...Nie stosuję w swoim życiu. Przepraszam.

      Usuń
  9. Krótko mówiąc dałaś się wkręcić:-P Trollowanie polega na zamierzonym wpływaniu na innych użytkowników w celu ich ośmieszenia lub obrażenia (czego następstwem jest wywołanie kłótni) poprzez wysyłanie napastliwych, kontrowersyjnych, często nieprawdziwych przekazów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale Ty na mnie nie wpłynąłeś w ogóle. Nie ośmieszyłeś. Moim zdaniem trochę siebie ośmieszałeś podważając coś czego podważyć się da... Obraziłeś..? To gratuluję podejścia do ludzi...Ja jak pisałam, kulturalnie odpisywałam zgodnie z rzeczywistością. Na punkcie kultury jestem wyczulona. Kłótni..? Co Ty bredzisz...? Chyba jednak inaczej traktowałam odpisywanie na Twoje komentarze i pytania niż Ty...Jestem zniesmaczona przez ten komentarz, że obrażasz i ośmieszasz ludzi (ośmieszając de facto tylko siebie). Z ludźmi się nie kłócę nigdy.

      Usuń
    2. Tzn nie da...No ciekawe zjawisko socjologiczne. A zjawiska socjologiczne analizować lubię! Możesz "ośmieszać" i "obrażać" mnie dalej, jak coś Ci to daje. Co? Bo w sumie mnie ciekawi? Jakiś rodzaj dowartościowania (czemu musisz się dowartościowywać..?), zabicie nudy..? Pytam serio. Bo to dziwna akcja. Ciekawa.

      Usuń
  10. Musiałem jakoś wpłynąć, bo już wykrzykniki zaczęły się pojawiać, tak bynajmniej mi się wydaje. Czasem jestem w pracy w coś wkręcany, łapie przynętę i zaczynam prowadzić dyskusję. Osoba, która mnie wkręca, tak naprawdę ma inne zdanie na dany temat. To jest rodzaj żartu, kawału jaki się robi kolegom. Z dziewczynami jest trochę inaczej. Dziewczyny pięknie się złoszczą, jest to piękne w was. Jak mnie ktoś wkręci w coś, to później nie mogę sobie darować tego, że tak mnie naiwnie można podejść.

    OdpowiedzUsuń
  11. Niestety nie z każdym da się tak pożartować. Niektóre osoby są mniej wyluzowane i się w tym doszukują nie wiadomo czego.

    OdpowiedzUsuń
  12. Wykrzykniki, jak chciałam coś podkreślić,że jestem za czymś tak bardzo mocno. Poza tym raczej trzykropek - oznaczający dystans, sarkazm etc etc etc...O! teraz użyję wykrzynika...Uwielbiam dyskusje! Każdy kto mnie zna o tym wie. Ja się nie złoszczę, a piękna jestem na co dzień. Nie szufladkuj dziewczyn...Ale ja pozostaję wciąż przy moim zdaniu (które wyrażałam, bo 1) jestem kulturalna 2) lubię dyskutować 3) jestem ekstrawertyczna w pewnych kwestiach i mi to sprawia przyjemność, choć, gdy tak na siłę to jest to żałosne) raczej odmiennym, więc gdzie wpłynąłeś...? Nie rozumiem za bardzo o czym piszesz, ale luz. Nic a nic nie rozumiem. Jakąś historię fanstasy tworzysz mi na blogu, której chcesz być bohaterem. Nie przeszło.

    OdpowiedzUsuń
  13. O matko! Za bardzo analizujesz. Koniec dyskusji, bo i tak się nie dogadamy, albo mnie wkręcić chcesz. Koniec finito, dziękuję, dobranoc.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja analizuję..? Oj...Nie ja liczę wykrzykniki...Nie ja przytaczam jakieś przykłady z pracy czy coś...Ja tylko się kulturalnie odnoszę...Pogubiłeś się...Przepraszam, że nie znam zjawiska trollowania (bo obrażanie ludzi jest kiepskie..), szufladkowania (bo mam otwarty umysł..) i że intelektualnie i rowerowo jestem "trudna"...Taaa, ja analizuję...i Ty mnie ośmieszyłeś...Dziwne to było na maxa. Trochę psychopatyczne...Albercie, jesteś creepy...

      Usuń
  14. Dla Ciebie mogę być kimkolwiek zechcesz. I tak to nie ma znaczenia. Jesteś zdrowo szurnięta w pozytywnym znaczeniu.

    OdpowiedzUsuń
  15. Dyskusje lubię, a nawet uwielbiam ale creepy kolesi to ja się boję...Mam traumę po tym, jak właśnie przez neta (bo skomentowałam coś na profilu) przyczepił się do mnie gość, po jednym wypitym piwie woził mi ten kamień z Kuby, walił takie teksty jakie się mówi do kogoś ważnego, zapraszał gdzieś na jakieś wyjazdy...A potem porównywał się ze mną rowerowo, moje indywidualne wyprawy do jego sprzedawanych wycieczek (podczas takiej rozmowy 40 letni chłoptaś się obraził...bo mi z sobą i swoim stylem życia było dobrze, a jemu chyba nie, bo gość dobrze wie, że nie jest wolny tylko te umowy umowy umowy...). Ciekawe zjawisko to było, ale właśnie trochę niepokojące, bo takie creepy...No tak, że traumę mam...I ja nie żartuję. Chyba, że...tyrknę jak będę w okolicy...Ale nie będziesz mnie atakował potem tekstami, jakbyś był moim kimś ani woził mi do pracy prezentów, których ja nie chcę...? Skąd Ty w ogóle jesteś?

    OdpowiedzUsuń
  16. Uważaj, bo jeszcze wpadniesz w samouwielbienie:-P Myślałem, że zadzwonisz. Te historyjki o ciemnym lesie są jednak przesadzone. Boisz się zadzwonić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W samouwielbienie to ja już dawno wpadłam ponoć...Tak, że po fakcie ostrzegasz...Wolę na żywo...Za ile byłbyś w Krk..?

      Usuń
  17. Przejrzyj sobie mojego bloga a się dowiesz dokładnie gdzie mieszkam. Używam stravy, więc masz mój ślad gps wprost do domu. Taki jestem creepy.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Korona Gór Polski cz.10 - Ślęża (718m npm)

21, 22 lutego 2018 Rozgrzana izraelskim (palestyńskim) słońcem postanowiłam pewnej nocy wsiąść w pociąg do Wrocławia, by mimo niebotycznych mrozów zdobyć kolejny szczyt z Korony Gór Polski - Ślężę. Zastanawiałam się, czy dam radę, czy nie zamarznę, ale mam taki okropny problem, że nie znoszę monotonii, nudy, tych samych tras. Zwłaszcza, gdy wracam z miejsc, w których kipiało od wrażeń, nowości, emocji. A tak było w Izraelu/Palestynie...Ale o tym nie tutaj...Postanowiłam, że muszę gdzieś wybyć. Zewnętrzne warunki spróbuję pokonać. Co z tego wyjdzie zobaczymy. Wsiadłam w nocny pociąg jadący 5 godzin. Pośpię...Choć w pociągu, choć 5 godzin. Zawsze coś. Nie pospałam nic...Zainfekowana rowerową przygodą do szpiku kości myślałam o kolejnej wyprawie - gdzie. W zasadzie to wymyśliłam sobie pewne miejsce, które zaczęłam czuć wewnętrznie mocno, jednak czy zewnętrznie jest to wykonalne? Chyba nie...Tak, czy siak zamiast spać zajęłam się grzebaniem w Internecie, gadaniem ze znajomymi na ten t

"Nad morze" cz.1 - Kraków-Gdańsk

 Moja najdłuższa przejażdżka rowerowa w 2014 roku to wycieczka z Krakowa na Hel. W ciągu 9 dni (dojazd + pokręcenie po okolicy) przejechałam 1087 km, więc dystans w stosunku do czasu nie jest obłędny, ale sama wyprawa w jakimś sensie była. Było to 9 dni w ciągu, których byłam odcięta od wszystkiego. Nie liczyłam czasu - dni odmierzałam "ostatnio spałam w...,wcześniej w...". Kilometrów też nie liczyłam, bo pierwotne wobec dystansu było zwiedzanie miast - w paru byłam po raz pierwszy, do kilku innych mam sentyment, więc chciałam w nich dłużej zostać. Zasadniczo była to wyprawa "na dzikusa", czyli bez planu, jedynie z celem. Nie miałam zaplanowanego żadnego noclegu, co spowodowało parę stresowych sytuacji, ale zawsze wszystko się dobrze kończyło (nawet, gdy raz noclegu nie znalazłam...). DZIEŃ PIERWSZY - 150 km Ruszyłam niewyspana...dziwną trasą - przez Dolinki Krakowskie, czym zdecydowanie nadrobiłam, gdyż nie dało się tam jechać zbyt szybko. Kierowałam się

Korona Gór Polski cz. 8 - Lackowa (997 m npm)

16 sierpnia 2017   Wstałam rano. Ruszyłam na dworzec. Jak zwykle nie spałam długo. Za mało. Cóż...Pasja wymaga poświęceń. Dla pasji można dużo - żeby tylko coś przeżyć...coś zobaczyć...gdzieś być...Może sprawdzić siebie? Wsiadłam w pociąg. Bilet kupiłam u konduktora, bo jak zwykle byłam późno na dworcu. W ostatniej chwili. Wystarczyło czasu tylko na to, żeby ruszyć na peron. Wysiadłam w Starym Sączu. Z moich obliczeń wyszło, że stąd najszybciej będzie na szlak. Chyba nie poszła dobrze mi ta matematyka... I woke up early in the morning. I did not sleep long. Too short. Ech...I went by train to Stary Sącz - it is close to the trail. I thought that is the best to leave the train there, but I think that I was wrong... Jednak trzeba do Nowego Sącza. O mało nie zostałam potrącona. Pan nie widział, bo to nie ścieżka rowerowa, to chodnik. Ścieżki nie ma, sprawdzam trasę, więc jadę chodnikiem wyglądającym, jak ścieżka. Mam wątpliwości, czy to oby nie ścieżka. Nic się nie stało