Przejdź do głównej zawartości

Korona Gór Polski cz.1 - Lubomir (904 m)

23 marca 2016

W zeszłym roku wraz z kuzynem postanowiliśmy zdobyć Koronę Gór Polski na rowerze. W jej skład wchodzi 28 najwyższych szczytów wszystkich pasm górskich w Polsce, na które prowadzą turystyczne szlaki. W 1997 roku Marek Więckowski i Wojciech Lewandowski przedstawili tę koncepcję w piśmie "Poznaj swój kraj".
My robimy to "nieoficjalnie", nie dla "tytułu" Zdobywcy Korony Gór Polski, ale dla zajawki. Jednak, gdyby ktoś był zainteresowany posiadaniem oficjalnego tytułu powinien zaglądnąć na stronę projektu: Klub Zdobywców Korony Gór Polski.

Siłą rzeczy kilka szczytów jest wykluczonych na wstępie. Aczkolwiek słyszałam o gościu, który wniósł na Rysy swój rower, czy dziewczynie, która wchodziła tam z kołami na plecach (dość dziwne...). Tak, że da się...Jednak w takie klimaty raczej bawić się nie będziemy. Pewnie, że fajnie potem pochwalić się, że na każdym szczycie zaliczanym do Korony było się na rowerze, ale...czy z rowerem równa się na rowerze..? Moim zdaniem nie. Wiadomo, że na pewnych odcinkach rower trzeba poprowadzić, czy wnieść na plecach (każdy, kto jeździ po górach o tym wie). Jednak są to raczej krótkie odcinki w stosunku do całości trasy. Tak, że coś takiego jest chyba tylko po to, żeby właśnie pochwalić się, czymś "niesamowitym", a nie dla przyjemności jazdy na rowerze, bo jazdy tam mało...Na tej zasadzie wzięłabym np...Reksia, bo mały, w  miarę lekki i lepiej, by się niosło niż ten, na którym jeżdżę...Czy mogłabym powiedzieć, że byłam na Rysach z rowerem..? Pewnie, że tak, byłoby to zgodne z faktami. Mogłabym też wziąć jakąś lekką kolarzówkę, żeby było "poważniej", ale czy byłoby istotnie..? Czy po górach da się jeździć na kolarzówce..? Przyjemność czerpana z jazdy na rowerze po różnych terenach jest u mnie zdecydowanie pierwotna wobec jakichś niekiedy dziwnych ambicji. U mnie jest to endogeniczne...Rower jest przyjemnością, wolnością, rozrywką, środkiem transportu a nie "emblematem"...Tak, że ja tego gościa ani innych "wnosicieli" roweru na szczyty, z których nawet zjechać się nie da, nie potrafię podziwiać...Wiem, że jakbym się uparła to bym wniosła rower (bo determinacji do realizacji rowerowych zajawek mi nie brakuje tak, jak siły w moich mięśniach nie tylko w nogach) tylko nie wiem po co (może, żeby zaryzykować jakąś akcję ratunkową - znoszenie mnie..?)...Sztuczne i "na siłę".

Nasz "projekt" ma być realizowany "w tym roku" - dość szerokie ramy czasowe, ale nie wiadomo ile znajdzie się wspólnego wolnego czasu. Jednakże, gdy znajdzie się jakiś czas na wspólny rowerowy wypad w góry to na pewno go wykorzystamy. Ile szczytów "ogarniemy" - czas pokaże...

Zaczęliśmy od Lubomira. W poniedziałek wieczorem dostaję smsa: Śmigamy jutro na jakąś górkę? Miałam dzień wolny to pewnie, że śmigamy. Bardzo nie lubię wcześnie wstawać, więc coś bliskiego, lekkiego "na rozgrzewkę"...Przystałam na propozycję, by wjechać na Lubomir (szczerze mówiąc nie znałam...). Właściwie to w górskich wypadach to nie ja jestem "mistrzem ceremonii"...Może dlatego, że w tego rodzaju tripach powinno się jeździć wytyczonymi szlakami, a ja jestem przyzwyczajona do freeride'u...

Oczywiście tradycyjnie obsuwa czasowa z wyjazdem...Ech...Właściwie to była nawet chwila zawahania, bo zaczęło padać, ale "zaryzykowaliśmy" (Najwyżej wiedziemy tylko na górę Chełm.).

Podjechaliśmy samochodem do Myślenic, konkretnie do jednej z dzielnic tej mieściny, czyli na Zarabie (znanej z kąpieliska, ogólnie: z funkcji letniskowych),  i stamtąd ruszyliśmy. 
Btw,  albo tutaj nie padało w ogóle albo już przestało.


 Asfaltowy podjazd w górę przez las 


Jedziemy zielonym szlakiem na Górę Chełm.



Nie jest to jeszcze "szczyt" Góry Chełm, ale można już podziwiać widoki.


Niestety, wieża była zamknięta...


To już Góra Chełm (654 m npm)
Jedni podziwiają widoki, inni pozują do zdjęcia... 


Wygrywają widoki...


Na Górze Chełm znajduje się wyciąg krzesełkowy. 
Można pośmigać na nartach, ale też wjechać z rowerem, jak ktoś chce tylko pozjeżdżać w dół z zawrotną prędkością. Pamiętam, że dziesięć albo więcej lat temu wybraliśmy się na tę górę pooglądać zawody w downhillu (na które się spóźniliśmy..). Tak, że tym razem my chcieliśmy pouprawiać downhill z Góry Chełm...Próbujemy...
Btw, jak byłam kilkuletnim dzieciakiem to cieszyły mnie zjazdy "z górki na pazurki" na Reksiu z...moją siostrą (starszą!) na kierownicy...Tak, że dryg do downhillu chyba mam...


Góra Chełm jest ogólnie znaną rowerową miejscówką.


Porzucony wagonik.
Chyba, że celowo został postawiony po to, żeby można się w nim zagrzać...Podczas wjazdu było mi gorąco - zdjęłam bluzę, kurtkę -  teraz zrobiło mi się zimno, bo pomimo astronomicznej wiosny temperatura tego dnia nie rozpieszczała...Najgorsza sprawa z dłońmi...Dało się to odczuć podczas zjazdu (musieliśmy się cofnąć na szlak prowadzący na Lubomir), gdyż był ogromny pęd powietrza.


 Na trasie bywały niekiedy przeszkody. Jednak sama trasa raczej niewymagająca i przyjemna.


Wjeżdżamy na czerwony szlak.


Docieramy do Schroniska Górskiego PTTK na Kudłaczach
Położone jest ono na wysokości 730 m npm. Informacje o schronisku (w tym cennik, gdyby ktoś jakąś "grubszą" trasę robił i był zainteresowany noclegiem w nim) znajdują się tutaj: http://www.kudlacze.pttk.pl/.



Kot, który mnie urzekł.  Taki zrelaksowany...


Chciałam go ukraść...Ale chyba dobrze mu się tu żyje (dość gruby był...). Choć miauczał, bo chciał wejść do środka, a ja nie wiedziałam, czy mogę go tam wpuścić...


Czy napis nad bufetem to nawiązanie do Kochanowskiego..?

Zetrzy sen z oczu, a czuj w czas o sobie,
Cny Lachu! Kto wie, jemu czyli tobie
Szczęście chce służyć? A dokąd wyroku
Mars nie uczyni, nie ustępuj kroku!

Brzmi dobrze,... 


...a kwaśnica ponoć dobrze smakowała.


Tu jest zima! 
 Jedziemy dalej czerwonym szlakiem


Skrzyżowanie szlaków - do tego miejsca  mieliśmy wrócić. Nie byliśmy pewni, czy dobrze jedziemy,... 


...ale ta strzałka rozwiała nasze wątpliwości.


Wcześniej jednak inny szczyt: Trzy Kopce (894 m npm).


Zima na maxa!
 Śniegu całkiem sporo - tak przyjemnie skrzypiał pod kołami, ale i tak ja się pytam:
Gdzie ta wiosna ???

  
Jesteśmy! 
Z Lubomirem jest taki problem, iż niektóre źródła podają, że jest to część Beskidu Wyspowego, czyli wtedy zaliczenie go do Korony Gór Polski traci podparcie...Z żadną mądrą głową, specjalistą od fizycznogeograficznej regionalizacji Polski nie będę polemizować (tutaj konkretnie: ze znanym geografem, profesorem Uniwersytetu Warszawskiego, Jerzym Kondrackim, który uznał, że Pasmo Lubomira i Łysiny należy właśnie do Beskidu Wyspowego). Widzę: Korona Beskidów i taką informację przyjmuje do wiadomości...Jak sprawa wygląda od strony naukowej - nie wiem. 


 Jeśli chodzi o walory widokowe to ich nie ma - Lubomir jest kompletnie zalesiony.



Na szczycie góry znajduje się obserwatorium astronomiczne powstałe w 1922 roku. Podczas naszej środowej wizyty na Lubomirze było zamknięte.


Trochę historii stacji astronomicznej:


Wracamy do miejsca, do którego mieliśmy zawrócić. Śnieg padał, była lekka mgła, troszkę zmierzało, ku zmierzchowi - fajny klimat.


Wjeżdżamy na żółty szlak.


Znów było zimno, ale...jest ognisko...


Zjechać mieliśmy do Lubienia. Po wyjechaniu z lasu był jeszcze długi asfaltowy zjazd do Kasinki Małej, a potem skręt na drogę 968.



Po przejechaniu kilku miejscowości znaleźliśmy się na bardzo stromym osiedlowym podjeździe w lesie...Yyy...W pewnym momencie zastanawialiśmy się, czy nie wjechaliśmy komuś na podwórko - nie...Albo przeszkadzaliśmy panom robotnikom robiącym osiedlową drogę...


Panowie robotnicy przepuścili i wyjechaliśmy na Zarabiu...



DYSTANS: 52 KM

donGURALesko - Apartament

Zmęczyć się. Zmoknąć. Nawdychać światła, zasnąć.
Wtopić się w las gdy zachodu światła zgasną.
Wtulić się w zbocze węsząc w nim zapewnienie.
Wietrząc w nim jasność lub choćby zapomnienie.
Szczyty są objawieniem. Śpiewają im kamienie.
Zbaw nas ode złego. Nie wódź na pokuszenie.
Życie to okamgnienie na teatralnej scenie.
Wymacam kijem na ścieżce swe zbawienie.
To przekroczenie progu, kolorowych powodów
Rytm oddechów, miast korowodu wywodów
Miast zawodów, krwi rodowodów, wojen narodów i ich bogów
Zbrodni dowodów. Wciąż brnąc do przodu.
Z tajemniczego ogrodu.
W krainie ścieków i głodu
W krainę śpiewu i godów,
Krainę śniegu i lodu.
Płonące krzewy prawd, kontra struchlały brudny paw iluzji...

Komentarze

  1. Cześć :) popraw sobie link na Facebooku do tego tripa bo prowadzi do nikąd. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ach, ale Ty lubisz krytykować innych!:-P Niech sobie wchodzą nawet i z motorem. Nic Ci do tego!:-P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie krytykuję, bo jak pisze nawet gdzieś "CO KTO ROBI JEGO RZECZ". Ja tylko wyrażam swoją opinię (..ale lubię kpić z "dziwnych" rzeczy...)...Na głowie nawet mogą (byle by tylko nie ryzykowali akcji ratowniczej TOPR/GOPR..).

      Usuń
  3. A no to gitara.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Korona Gór Polski cz.10 - Ślęża (718m npm)

21, 22 lutego 2018 Rozgrzana izraelskim (palestyńskim) słońcem postanowiłam pewnej nocy wsiąść w pociąg do Wrocławia, by mimo niebotycznych mrozów zdobyć kolejny szczyt z Korony Gór Polski - Ślężę. Zastanawiałam się, czy dam radę, czy nie zamarznę, ale mam taki okropny problem, że nie znoszę monotonii, nudy, tych samych tras. Zwłaszcza, gdy wracam z miejsc, w których kipiało od wrażeń, nowości, emocji. A tak było w Izraelu/Palestynie...Ale o tym nie tutaj...Postanowiłam, że muszę gdzieś wybyć. Zewnętrzne warunki spróbuję pokonać. Co z tego wyjdzie zobaczymy. Wsiadłam w nocny pociąg jadący 5 godzin. Pośpię...Choć w pociągu, choć 5 godzin. Zawsze coś. Nie pospałam nic...Zainfekowana rowerową przygodą do szpiku kości myślałam o kolejnej wyprawie - gdzie. W zasadzie to wymyśliłam sobie pewne miejsce, które zaczęłam czuć wewnętrznie mocno, jednak czy zewnętrznie jest to wykonalne? Chyba nie...Tak, czy siak zamiast spać zajęłam się grzebaniem w Internecie, gadaniem ze znajomymi na ten t

"Nad morze" cz.1 - Kraków-Gdańsk

 Moja najdłuższa przejażdżka rowerowa w 2014 roku to wycieczka z Krakowa na Hel. W ciągu 9 dni (dojazd + pokręcenie po okolicy) przejechałam 1087 km, więc dystans w stosunku do czasu nie jest obłędny, ale sama wyprawa w jakimś sensie była. Było to 9 dni w ciągu, których byłam odcięta od wszystkiego. Nie liczyłam czasu - dni odmierzałam "ostatnio spałam w...,wcześniej w...". Kilometrów też nie liczyłam, bo pierwotne wobec dystansu było zwiedzanie miast - w paru byłam po raz pierwszy, do kilku innych mam sentyment, więc chciałam w nich dłużej zostać. Zasadniczo była to wyprawa "na dzikusa", czyli bez planu, jedynie z celem. Nie miałam zaplanowanego żadnego noclegu, co spowodowało parę stresowych sytuacji, ale zawsze wszystko się dobrze kończyło (nawet, gdy raz noclegu nie znalazłam...). DZIEŃ PIERWSZY - 150 km Ruszyłam niewyspana...dziwną trasą - przez Dolinki Krakowskie, czym zdecydowanie nadrobiłam, gdyż nie dało się tam jechać zbyt szybko. Kierowałam się

Korona Gór Polski cz. 8 - Lackowa (997 m npm)

16 sierpnia 2017   Wstałam rano. Ruszyłam na dworzec. Jak zwykle nie spałam długo. Za mało. Cóż...Pasja wymaga poświęceń. Dla pasji można dużo - żeby tylko coś przeżyć...coś zobaczyć...gdzieś być...Może sprawdzić siebie? Wsiadłam w pociąg. Bilet kupiłam u konduktora, bo jak zwykle byłam późno na dworcu. W ostatniej chwili. Wystarczyło czasu tylko na to, żeby ruszyć na peron. Wysiadłam w Starym Sączu. Z moich obliczeń wyszło, że stąd najszybciej będzie na szlak. Chyba nie poszła dobrze mi ta matematyka... I woke up early in the morning. I did not sleep long. Too short. Ech...I went by train to Stary Sącz - it is close to the trail. I thought that is the best to leave the train there, but I think that I was wrong... Jednak trzeba do Nowego Sącza. O mało nie zostałam potrącona. Pan nie widział, bo to nie ścieżka rowerowa, to chodnik. Ścieżki nie ma, sprawdzam trasę, więc jadę chodnikiem wyglądającym, jak ścieżka. Mam wątpliwości, czy to oby nie ścieżka. Nic się nie stało