Przejdź do głównej zawartości

POLSKA - BIAŁORUŚ - Białoruskie talony do Grodna...

6 kwietnia 2017

Od października 2016 roku uprawomocniło się rozporządzenie prezydenta Aleksandra Łukaszenki, iż Grodno oraz okolice Kanału Augustowskiego można zwiedzać bezwizowo. Pomyślałam: "Czemu nie skorzystać z tej okazji i nie pojechać tam na rowerze?" By to zrobić nie potrzeba dużo czasu - wystarczy kilka dni. Chciałam tam pojechać już w lutym. Jednak "nie ogarnęłam" tematu, gdyż mimo, że jest to ruch bezwizowy obwarowany jest jednak pewnymi formalnościami. Ponadto luty tego roku był dość srogi - zamarzłabym podczas tej wyprawy...Kiedyś na piwie spytałam Emi, czy jedzie na Białoruś. Emi jest konkretną osobą. Bez zastanowienia, tekstów typu "muszę przemyśleć", stwierdziła, że jedzie...Załatwiłyśmy sobie wspólne wolne cztery dni na wyprawę na Białoruś. Jednak z ustalaniem terminu coś nie poszło...Ja tak bardzo nie mogłam się doczekać "czegoś większego" na rowerze, że wzięłam wolne na początku kwietnia, Emi pod koniec...Byłam przekonana, że chodziło o początek miesiąca...Były dylematy, że może być jeszcze zimno na całodniowe (może dodatkowo trochę nocne) jeżdżenie na rowerze, ale jak powiedziała Emi przecież to będzie już kwiecień, czyli początek - tak myślałam...Emi myślała, że koniec...Ale ostatecznie udało się "naprawić" to niedomówienie...Miałyśmy cztery dni wolnego w tym samym terminie, czyli...jedziemy na Białoruś!

Kwestie formalne były załatwiane na szybkości, krótko przed odjazdem. Aby udać się na Białoruś bez wizy należy posiadać:
- ważny paszport lub inny dokument tożsamości przeznaczony do dokonania wyjazdu za granicę;
- dokument uprawniający cudzoziemców do zwiedzania parku “Kanał Augustowski";
- pieniądze: na każdy dzień pobytu posiadać środki pieniężne w walucie lub w rublach białoruskich o równowartości nie mniej niż  2 kwoty bazowe (BYN 42);
- polisę ubezpieczeniową.

Trzeba było załatwić dokument uprawniający nas do wjazdu na terytorium Białorusi. Załatwia to jedno z biur podróży z poniższej listy:
http://grodnovisafree.by/pl/operatorzy-turystyczni.html
Jak widać wszystko w cyrylicy...Ja niestety cyrylicy nie znam, więc zajmowała się tym Emi. Musiałyśmy przesłać skan paszportu (śmiałyśmy się, że teraz pół Białorusi jeździ na naszych paszportach...) oraz zapłacić 12 euro. W dniu poprzedzającym wyjazd udało się to ogarnąć. Emi podstawiła mi pod nos jakiś dokument do podpisania. Mówiłam, że pewnie sprzedała mnie właśnie do domu publicznego na Białorusi (za moją zgodą)...Pojedziemy, a panowie będą już na mnie czekać na granicy...Czyli: muszę nauczyć się czytać cyrylicą...

Pracę skończyłyśmy o 22, a o 4 wyjazd na dworzec. Nie byłam spakowana ani nic...O 3 przypomniało mi się: ubezpieczenie! Dzwonię do Emi, którą wybudziłam (ale już była pora by wstawała...ja ostatecznie nie położyłam się ani na sekundę, bo bardziej niż na pakowaniu skupiłam się na...sprzątaniu w domu...): "Nie mamy ubezpieczenia!". Kupiłam, ale nie ma potwierdzenia, wydruku...Jednakże de facto ubezpieczenie jest. Chyba będzie ok..?
Spakowałam sakwy. Jedziemy...Niestety: w deszczu! Buty nam przemokły już w drodze na dworzec...
W pociągu był królewski przedział na rowery (już jechałam pociągiem na tej trasie rok wcześniej, gdy jechałam do Suwałk, by tam zacząć litewską, a ostatecznie wyszło, że nadbałtycką przygodę).
Przypinamy rowery...

From October 2016 citizens from Poland can travel to Belarus without visa to see area of Grodno and Channel Augustowski. I thought: 'Why not to travel there by bike..?' I wanted to do it in February but all these formalities (there are some even though I do not need visa) and that month was very cold...So that is good that I didn't go there that time. One evening, drinking beer in pub, I asked Emi: 'Are you going to Belarus?' Without any thinking and wondering she said: 'Yes'. So we managed 4 days off at the same time (there were some misunderstanding, but finally we had free time together).

All informations about travelling to Grodno without visa are here:
http://grodnovisafree.by/pl/

We finished our work at 10 pm and we had our train to Białystok at 4 am. I didn't have packed my luggage...I did not sleep any minute that night (not because of packing but eg. cleaning my house...). At 3 am I realized that we had no health insurance we needed. I called to Emi and woke up her...I bought something but I had no confirmation (...and printer to print that if I had it...).
We started to ride to the tailway station in the night in the rain, which was falling down...Ech...Our shoes were wet when we arrived to the place of departure. We caught the train. There were so many place for our bikes...We attached our bicycles...


...a my udajemy się do naszego przedziału. Na szczęście nie pojawił się w nim żaden inny rowerzysta ani nikt inny. Wyciągnęłam mój śpiworek i próbowałam coś niecoś spać. Tak trochę (bo nie do końca..) wyszło. Emi pochwaliła się swoim Dziennikiem Rowerowym, w którym zamierza spisywać nasze rowerowe przygody (ja robię to tutaj!).

  ...and went to our place. Fortunately, there weren't other bikers inside it. We wanted to sleep a bit...Emi showed me her Bike Diary, in which she is going to write about our bike's adventures (I do it here!).


W końcu nad ranem po kilku godzinach jazdy dotarłyśmy do Białegostoku. O nie!  - i tutaj pada...

In the morning, after few hours, we arrived to Białystok. Oh no - it is raining here, as well... 



Białystok jest wielokulturowym miastem (kiedyś to chyba było bardziej widoczne). Dowiedziałam się, że to z tego miasta pochodził Ludwik Zamenhof, który opracował projekt uniwersalnego języka esperanto. Projekt nie do końca się przyjął od strony funkcjonalnej...

Białystok is multicultural city. It is a place, where East meets West. I discovered that in that city lived Ludwik Zamenhof, who wanted to creat universal language - Esperanto.


Szukamy wyjazdu z miasta.

We were lookingt he end of the city...


Przystanek na kawę w MacDonaldzie. Może coś pomoże..? Bo wyspane to my nie jesteśmy...Poza tym niesamowicie mocno padało...Ech...

Stop for the coffee in MacDonald. Maybe it will help a bit..? Coz we were not rested...And it was still raining...Ech...


W międzyczasie trochę przestało padać, więc z lekką zamotką (znaki nas zmyliły...ale pewien pan bardzoooo dokładnie wytłumaczył podając specyfikację określonych wariantów tras...) wyjechałyśmy korzystając z całkiem przyjemnej ścieżki rowerowej, z Białegostoku.

Meanwhile, the rain stopped to fall down. We found our road (...we had some problems but one man explained to us how to ride). 


Takich ścieżek powinno być jak najwięcej!

More paths like this!


Jedziemy, a obok nas za siatką pojawiły się jakieś krzyże. Emi się nie zatrzymała, to myślę, że no to może jedźmy...Ale za chwilę stwierdziłyśmy, że jednak wrócimy, by podjechać tam - wygląda interesująco. Przecież nie chodzi tylko o to, by jechać, ale by też coś widzieć, poznawać, zwiedzać.

We were riding and we saw some crosses. Emi did not stop, so me neither. But we decided to come back to check what it is. Coz our trips are not only 'bout riding the bikes but sightseeing, as well.


Podjechałyśmy na Górę Krzyży.

We went to Mount of the Crosses (Górę Krzyży).


Znajduje się tutaj Sanktuarium Święta Woda (koło Wasilkowa) - miejsce otoczone kultem. Pierwsze uzdrowienie, które zostało udokumentowane, miało miejsce w 1719 roku.

There is Sanctuary of Saint Water (Sanktuarium Świętej Wody) - place surrounded by the cult. The first cure which was documented was in 1719.





Można tutaj pozostawić krzyże dziękczynne oraz te, które wiążą się z prośbami. Krzyży jest naprawdę bardzo dużo (kilkadziesiąt tysięcy).

You can leave it here your cross - thanksgiving or with some request. There are lot of corsses there (thousands).


Jak widać ludzie pielgrzymują zewsząd by pozostawić tutaj swój krzyż, .

As you can see, pilgrims come here from all over the world.


Miejsce robi wrażenie - wielość oraz różnorodność krzyży.

The place makes immpression - there are so many different crosses.


Najwyższy krzyż ma wysokość 25 metrów.

The highest cross measures 25 metres.


Obok znajduje się Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Świętej Wodzie.

Next to it there is Sanctuary of Our Lady of Sorrows (Matki Bożej Bolesnej) in Święta Woda.



Łyk energii,...

Sip of energy...


...by jechać dalej...

...to go on...


...poprzez Puszczę Knyszyńską. Niestety nie eksplorowałyśmy jej głębiej.

...through Puszcza Knyszyńska. Unfortunately, we did not explore it very deep.


"Kościoły sąsiadują z cerkwiami..."

Eastern Orthodox Church.






Jesteśmy w strefie nadgranicznej.

We are in borderland.


Bocian! Emi później mi powiedziała jaki jest przesąd związany z zobaczeniem bociana, który nie jest w locie...Nie wierzę w przesądy! Ewentualnie, jak już to mogę uwierzyć, że to chodziło o to: "Analogicznie dotyczy to młodych ludzi, po zobaczeniu lecącego ptaka panna wyleci z domu w tym roku lub kawaler przyleci, jeżeli ptak stał to kandydat na męża nie przyjdzie"...

Stork! Emi told me later, what is the meaning of stork, which is walking (or standing). I do not believe in superstitions! If I have to I can believe in one connected with not flying stork: if young woman saw stork on the ground it means that, that year she will not get married...



O! Chyba jesteśmy już blisko, bo reklamują tu jakieś białoruskie traktory...

O! I think that we are close, coz there are commercial of Belarussian tractors...


Sokółka. Znak zapowiada wyznaniową wielokulturowość - meczet, kościół, cerkiew. A skąd nazwa miasteczka..? A być może stąd, że kiedyś ludzie w ówczesnej wsi byli zobligowani do hodowania sokołów.

Sokółka. The sign says that is multiculrual city  -mosque, church, Eastern Orthodox Church. What about the name of the city..? Sokółka comes from 'sokół' - falcon. Many years ago in this village people had to breed these birds...


Czekam na Emi, bo będziemy tutaj jeść! W tym dość klimatowym miasteczku, które również potwierdza tę wschodnią wielokulturowość. Zyskało nawet miano stolicy Polskiego Orientu. Właśnie w tym miasteczku zaczyna się Szlak Tatarski.

I am waiting for Emi coz we are going to eat here. In this intresting city, which shows multiculturalism. It is even called capital of Polish Orient. In Sokółka Tatar Route has its begging.


Cerkiew św. Aleksandra Newskiego.

The Eatern Orthodox Church of Alexander Newski.


Jeść!

Eat!


Mój hamulec (tylni...) nie działał tak, jak powinien działać. Oj jechało się źle...Nie miałam czasu, by to ogarnąć. Gdy zobaczyłyśmy szyld rowerowy to tam weszłam. Pierwsze podejście miałam w Białymstoku, ale był tam tylko sklep rowerowy, nie serwis. Podobnie było i tutaj. Jednak pani zadzwoniła do jakiegoś chłopaka, zaanonsowała mnie i wytłumaczyła, jak jechać. Emi w tym czasie zawierała znajomości z miejscowymi. Był to pan, który, jak jej opowiadał również jeździł na rowerze i kiedyś miał bardzo dobry rower, który "lekko chodził" (mój nie chodzi lekko to muszę jechać na lekką reperację do serwisu...). Na ryby pan jeździł na tym rowerze. Emi szukała z kolei serwisu telefonicznego (same problemy...), bo rozwalił jej się wyświetlacz (telefon upadł na ziemię). Pan mówił, że on na te ryby to bez telefonu jeździ...Emi komentowała, że pewnie nie raz telefon lądował w wodzie (chodziło o stan lekkiego upojenia alkoholowego pana)...I to dlatego...Ale może chciał się odciąć od świata...

I had problem with my brakes. I had no time to fix it before the trip, so it was not comfortable to ride...When we saw bike poster on the buliding I went inside. It was not service but shop but the lady called to somebody saying that for a while some girls will come there with their bikes.  Meanwhile, Emi was talking with somebody. The man had a bike on which he was riding for fishing. Emi was looking for phones' service coz she broke screen of her phone. The man said that he doesn't take phone for fishing...My friend said that maybe because that many times the phone landed in the water (..man was a little bit drunk). But maybe he just wanted to be outside of the world...


Dojechałyśmy. Wytłumaczyłam, jaka sprawa. Pan zalecił generalny przegląd...Na generalny nie mam czasu. Zresztą pan też nie...Gdzieś się udawał. W czasie, gdy pan naprawiał moje hamulce, my poszłyśmy na kawę (pan polecił miejsce, ale niestety - zamknięte...). Wytłumaczył też Emi, gdzie może znaleźć nowy wyświetlacz. Zrobił to bardzooo dokładnie (nawet powiedział ile metrów trzeba jaką drogą jechać...)

We found the service. I said what is going on. Man said that there are more things to repair...I know...But I do not have much time. The guy was fixing my brakes and we went for coffee - unfortunately, the place was closed. He also explained Emi, where she can try to buy new screen for her phone.


Kawy nie ma, więc pozwiedzamy trochę Sokółkę.

Sanktuarium Cudu Eucharystycznego i kolegiata św. Antoniego w Sokółce.

There is no cofee, so we will go to see the city.

Sanctuary of  Euchristic Miracle and Collegiate Church of Saint Antoni in Sokółka.




Wróciłyśmy do pana. Linka oraz klocki wymienione. Od razu lepiej...

We came back to the guy repairing my bike. Some little things were changed. Much better...


Ale...niestety lekka awaria. Miałam też coś z przerzutką...Nie wskakiwało na jedynkę, sprawdzałam, czy jednak da się przerzucić na najlżejszą. Dało się, ale...łańcuch tak się zablokował, że nie chciał się ruszyć w ogóle. Pięknie...Przed wyjazdem czyściłam łańcuch, a potem się okazało, że nie mam smaru...Jechałam na takim niesmarowanym, w związku z tym będąc w serwisie poprosiłam również o nasmarowanie łańcucha. Tak, że naprawiałyśmy taki łańcuch świeżutko nasmarowany...Żeby się bardziej ubrudzić...Najgorzej - Emi nie kupi wyświetlacza. Wpadłyśmy do sklepu, który się właśnie zamykał, ale nie mieli do jej modelu telefonu. Btw, w Sokółce wszystko tak wcześnie zamykają...My nie przyzwyczajone do takiego życia, że z pewnych usług można korzystać do tak wczesnej godziny (była 17)...

But...little failure...I had problem with shifter. I could not change it to the lightest one. I was checking if it is possible. It was, but...the chain blocked that it was immpossible to movie it...Great...Before the trip I was cleaning the chain and later I discovered that I didn't have lubrican,t so I asked the man from service to oil it. So we were fixing fresh oiled chain...To be more dirty...The worst - Emi will not buy her screen. Actually we found some shop. The workers were closing it, but we asked 'bout screen. They did not have the right one. Btw, they close so early everything in Sokółka (it was 5 pm).


Jest nowa linka, klocki, smar na łańcuchu,...

I have new parts, lubricant, so...


...więc można pędzić na Białoruś.

...we can ride to Belarus. 


Przystanek na kawę w ostatnim polskim zajeździe. Zjadłam też frytki. Nie mogłam się zdecydować co chcę, więc wzięłam coś takiego typowego...Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie były lekko surowe...Poza tym nad nami widniał telewizor, a w nim jakiś taki paradokumentalny serial...Odcinek, w którym chłopak okazuje się gejem, a babcia zostaje DJ-ką...Niestety nie wiem, jak cała sprawa się skończyła...Czy wszyscy wokół zaakceptowali preferencje chłopca, jego coming out oraz czy wyrażono aprobatę dla realizacji marzeń babci jako królowej za konsolą na imprezach...Musiałyśmy jechać dalej...

Stop for coffee in the last polish restaurant. I ate French fries. I could not decide what to take, so I ordered something so typical...Everything would be fine if the fries was not a bit...crude potatoes...There was TV there, so we 'watched' paradocumental tv series...Episode 'bout the young man, who is gay and nobody knows this and grandmother which is DJ and...nobody knows 'bout this...I do not know what was the final of this episode...We had to ride on...


O! Już jesteśmy blisko przejścia. Znajduje się ono w Kuźnicy. Podjeżdżamy i ja mówię: "Jak ja to kocham!!!". Ten klimat przekraczania granic na rowerze. Nigdy nie wiadomo, gdzie jechać, gdzie się ustawić. Najpierw trzeba opuścić Polskę. Panowie zagadywali o rowerze, skąd, dokąd, po co, że oni też mają takiego co jeździ, czy po górach jeździmy etc etc...Jakby nie było późno (mówiłam: "Chcę zdjecie ze znakiem Białoruś, jak będzie jasno") i tak strasznie zimno to można by pogadać z panami clenikami...Potem kolejna kolejka. Towar do oclenia. Stoimy. Stwierdziłam, że podjadę i zapytam, czy musimy tu w ogóle stać. Podjeżdżam, więc i mówię: "My nic nie mamy". Pan celnik: "To po co stoicie..?" Potem pyta, czy kaski mamy. "Nie, ale mamy inne gadżety. A trzeba na Białorusi?". "Nie, ale u nas trzeba". Wiem, że u nas nie trzeba. Emi rozbawiły te" inne gadżety", pyta jakie...No właśnie...Sama nie wiem...Chodziło mi o to, że my nie takie z pierwszej łapanki, że trochę jesteśmy przygotowane...Wyjechałyśmy z Polski to trzeba oficjalnie wjechać na Białoruś. Tu dodatkowo problem komplikowała cyrylica. Gdzieś przed nami coś się wysypało. Celnik zgarnia nogą. Emi komentuje: "Narkotyki - to nic...Zmiecie się...". Komicznie wraz z tym komentarzem to wyglądało. Podjeżdżamy do pierwszych celników, którzy dali nam...talony. Emi: "Talony na ku..y i balony"...Zastanawiała się co to za słowo w ogóle - "talon" (u nas ma to inne znaczenie)...Potem do kolejnego okieka po pieczątkę. Myślałam, że sprawdzi naszą "wizę" da pieczątkę, ale nie...Pierwsze pytanie o talony i o..dowód rejestracyjny. "My na rowerach". Potem pojawił się problem - ubezpieczenie. Mówię, że mamy, ale nie wydrukowane...Ale pan musi zoabczyć...Pytamy co teraz, pan uspokaja, że kupimy. Pomyślałam o jakiejś grubszej kwocie. Wcześniej jeszcze trzeba uzupełnić kartę imigracyjną...Dane plus gdzie się zatrzymamy (pisałam do jednego hostelu to chyba tam...Wpisujemy nazwę - chyba dobrą...Adresu nie znałam...Takie przygotwane byłyśmy...). Wracamy do pana. Wyszedł inny i idziemy gdzieś z nim. Przez jakieś furtki do jakiegoś budynku. Ja się kurczę z zimna, jak mogę. Rowery zostawiłyśmy ot tak przy budce gdzieś porzucone z tymi sakwami. Pytam pana, czy będą bezpieczne. Pan, że tak - są kamery. Trochę też chciałam.zagadać, ale niestety - bariera językowa...Pogadaliśmy jednak o tym zimnie (było strasznie). Pogoda - uniwersalny temat...W końcu pan zostawił nas u jakieś pani, która nam sprzedała ubezpieczenie za...2 euro na osobę (czyli holendarna suma to nie była na szczęście). Wracamy do budki. Idziemy do pana, który nas puszcza z przepustką, którą nam wypisał (nie możemy zgubić!). Co teraz..? Przeszukanie sakw. Na bok. W sumie dość lekkie grzebanie w bagażu (nie takie skrupulatne, jak miałam na granicy Serbia-Węgry, wtedy byłam podejrzaną Albanką...). Otwierają szlaban i....jedziemy.

O! We are close to the border crossing.  It is situated in Kuźnica. When we were on the border I screamed: 'How I love it!!!' Crossing borders by my bike, this vibe connected with it. You do not know where to ride...First we need to leave Poland. Customs offiicial was asking about our trip, our biking...If there was not late (I said that I wanted to take photo with the sign 'Belarus' when is still brightly) and cold I could talk to them 'bout this for the long time. Next line. Things to declare. We are standing in the line, but I rode to ask if we have to to ii if we have nothing to declare. I said it and customs official asked: 'So what for u r standing in the line..?' Yyy... I do not know...He asked if we have helmets. 'No, but we have different gadgets'...I was afraid that we have to have it so I asked: 'Do we need it in Belarus?'. 'No, but in our country - yes'. Actually, in Poland the helmet is not obligatory. We left Poland, so we have to entrance to Belarus. Cyryllic made things more complicated for me (fortunately, Emi knows it). At the beginging, we saw that some powder felt down on the ground and customs officer was moving it by his leg...Emi said: 'Drugs..? No problem, it can be swept...'. I looked so funny with this comment. The ygave us: 'talony' (coupons). In Polish word 'talon' have a little bit different meaning that in Belarussian/Russian language so it made us funny again...Later we went to another guy for a stamp. I thought that he will check our pasports, quasi-visa and let us go. But no...It was more complicated. First, he asked 'bout our talons and registration document (for the car). Well...we are by bikes. Later the problem has appeared - insurance...'We have, but we have no paper version'. 'I need to see it'. 'What will be right now..?' Later we had to fill some immigration card. We did it and went to customs official. Other came to us and take us somewhere. We went with him leaving our bikes. He took us to the lady who sold us insurance. The cost of it was 2 euros per person (I was afraid that it will be expensive...). We came back (our bikes were still there) and went to the guy who let us go. Later we had our luggage checked. It was ok, so we could go to Belarus!


Najpierw przystanek na białoruskiej stacji, żeby się ubrać w więcej ciuchów. Na granicy spędziłyśmy chyba ze dwie godizny marznąc nieziemsko...Brrrr...

First, stop on the Belarussian petrol station to put more clothes on us. We spent at the border crossing 'bout two hours freezing...Brrr...


Zdjęcia ze znakiem w balsku dnia nie mam, ale i tak jest zajebiście - JESTEŚMY NA BIAŁORUSI! Tu nas jeszcze nie było na naszych rowerach (...i w ogóle nie byłam w tym kraju nigdy wcześniej).

I didn't take photo, when it was bright but anyway it was great - WE ARE IN BELARUS! For the first time in my life.


Suniemy do Grodna poprzez białoruską noc. Emi zwóciła uwagę na to, że kierowcy "nie walą po oczach" długimi światłami. Każdy rowerzysta jeżdżący czasami w nocy wie jakie to jest "słabe" i może być niebezpieczne, bo po prostu oślepia.

We are riding to Grodno in the night. Emi observed that drivers have good manners - they do not use long lights making bikers blind.


Do Grodna daleko nie było. Zjadłyśmy jabłka pod znakiem: Гродна...Jadłam też zarazki, bo nie zdejmowałam rękawiczek...Tak zimno...

Grodno was not far away. We ate apples sitting next to the sign: Гродна. I was eating germs, as well - I did not take off my gloves coz it was so cold...


To nic, że zimno...Ważne, że jesteśmy tu gdzie chciałyśmy być! Jest przygoda!

Cold..? It doesn't matter. What is important, that we are where we wanted to be! Adventure!


Emi zastanawiała się: "A jakby tak poejchać dalej...Kto nas sprawdzi..?". Mówimy, że to trzeba na takim "starszym" rowerze z koszykiem na bagażniku, bez oświetlnia. Taki pan na cwaniaka wjechał na granicy podczas, gdy my rozkminiałyśmy co i jak (np. czy można przed te samochody BY się pchać..). Mińsk byłby ciekawy...Ale nie ma tyle czasu...Szukamy, więc naszgeo hostelu, który chyba zarezerwowałam....

Emi was wondering what if we went further...'Who will check us..?'. We said that we should have old bike without any lights. We met such biker on the border crossing when we thought how we should go...Minsk would be very intresting but there is no time, so we started to search our hostel.


Szukamy, szukamy, ulicy nie znamy...Poszłam po Wi-Fi do jakiejś pizzerii. Jest nazwa ulicy. Okazało się, że my krążymy we właściwym okręgu (Pamiętałam, że na stronie było napisane, że hostel zajduje się w samym sercu miasta. Ale jak duże jest to serce..?). Jedziemy sobie ulicą, a nagle ktoś na nas trąbi...Taka dzika droga stupasmówka, że totalnie nieświadomie chciałyśmy jechać pod prąd...Emi odpaliła nawigację. Ja stwierdziłam, że to na pewno będzie tam i pojechałam dalej. Emi krzyczy...Wracam. Jadę pod prąd jakąś uliczką. Widzę panów w mundurach. Pomyślałam, że policja...Oni mnie wołają...Pomyślałam: "Dostanę madat"...Zaczynam o hostelu, że szukamy (żeby odwrócić ich uwagę od mojego potencjlanego mandatu, którego wcale mi nie chcieli dawać...Ale przezorny zawsze ubezpieczony..!). W  sumie oni nawet o tym zaczęli, pytali, czy się zgubiłyśmy. Stwierdzili: "Pomożemy Wam". I tak sżłyśmy z białoruskimi chyba nie policjantami, ale żadarmami...Nie wiem kim byli...ale byli w mundurach. Emi mówi: "Nigdy nie może być normlanie" (pewnie szczególnie myślała o eskorcie albańskiej policji...). Jeden (Wania) zajadał ziarna słonecznika, które wyjmował z kieszonki spodni moro...Coś tam gadaliśmy, ale chyba nie do końca się rozumieliśmy. Ja np. zrozumiałam, że jeden jest zapaśnikiem i był na zawodach w Gruzji, Armenii...Emi też usłyszła Gruzja, Armenia to może coś w tym było...Mówię, że Grodno to duże miasto. Duże? Rozkminiają co znaczy...Chyba źle rozkminili...I tak szliśmy z białoruskimi żandarami i naszymi rowerami po pustych uliczkach w Grodnie w klimacie nie rozumienia się do końca...Doszliśmy gdzieś. Wania poszedł dzownić, pukać do drzwi. Drugi został z nami i...świecił ludziom w nocy latarką po oknach. Ok...Pytał gdzie chłopaki. Chłopaki "w doma"..."Po co chłopaki?". Wania puka i puka, ale nic. Pytam, czy śpi (ten ich ziomek, po którego dzownią, bo to jakiś ziomek miał być, myślałam, że on jest właścicielem hostelu). Żandarm mówi: "Śpi z babą". Wania puka w dalszym ciągu, ale nadal nic. To ten, który stał z nami komentuje dlaczego nie otwiera: "Rucho se"...Najlepsze: wychodzi jakiś gość a za nim...drugi gość...W kontekście komenatrza "rucho se" dość absurdalnie to wygladało...Wyszedł, wskazał gdzie hostel (po drugiej stronie ulicy, za furgonetką). Poszłyśmy tam dziękując naszym białoruskim chłopakom w mundurach...(Że też nie mam zdjęcia...Ale bałam się zrobić, bo to mudurowi...Mogłam w sumie spytać, ale nie sądzę, że mogłabym umieścić...Chyba, że z zamazanymi twarzami...).

We were looking for hostel but we did not know the name of street where it is situated. I didn't check it...I went to some restaurant to ask about Wi-Fi. We have the name of the street and...we are in the right area. We started to ride and somebody is beeping on us...It was one-way road...We did not know...It did not look like this...Emi turned on GPS. I rode futher thinking that it is right direction. No. Emi screamed to me. I came back and I see two guys in uniforms. I thought that it is Belarussian police and they wil give me fine...But they said: 'We will hep you'. And we started to night walk with some Belarussian gendarmes...Emi said: 'It can not be normal' (probably thinking 'bout our escort in Albania)...One of them (Wania) was eating grains of sunflower...We chatted a bit but there was language barrier...For example, I understood that one of them was wrestler and was fighting in Armenia, Georgia...Emi heard these names, as well..But I am not sure if he said it for real...We are on place. Wania started to knocking to the door. Nothing. I asked if somebody is sleeping. 'Yes with the woman' (he said: 'baba' so it meant woman, but in Polish 'baba' is like old lady or lady from village so it made us laugh). He was lighting people to their windows in the middle of the night...He asked where are boys...In home...'What for boys?'. Wania was still knocking. The second guy said: 'Rucho se' (what means that he have sex, so that's why not open the door). Finally, one guy has come and behind him...other guy (so it made us laugh again...that the first guy had sex with this second one..it looked like this). He showed us where is hostel (opposite of this street), so we went there saying thank you to ours Belarussian boys in uniforms..


Była tam pani, która spała...Obudziłyśmy ją. Jest pokój. Rowery możemy wziąc do srodka - super! Pani poszła z powrotem spać, na korytarzu...Trochę nas to martwiło, że trzeba będzie być ultra cicho...Wymknęłyśmy się na stację po piwo. Szukamy stacji, na której już byłyśmy, ale coś nie idzie..Pytamy taksówkarza. Nie wie (no na pewno nie wie, gdzie jest jedyna stacja w najbliższej okolicy..).. Mówi, że może nas tam zawieźć my nie, nie trzeba...Potem miałyśmy ubaw z tego, że nie trzeba, bo...trzeba zapłacić...W koncu dotarłyśmy na stację. Jest piwo.! I wciąż bardzo zimno...

There was a lady, who was sleeping. We woke up her. There is a room. We can take our bikes inside. Later, the lady went to sleep again. We were worried a bit that we need to be very quiet. We went to petrol station to buy a beer. We were looking the petrol station we were before, so we knew that there is such a place, but we couldn't find it...We asked taxi driver. He said that he didn't know where it is but he could take us there...'You do not have...We want to walk...'. We laughed that we do not want coz we had to pay for it...Finally, we found it. There is a beer. And coldness...

Takie zziebnięte siedziałyśmy...Poubierane od stóp po czubek glowy...Ale i tak było śmiesznie!

We were sitting like frozen...But it was so funny, anyway!


Kupiłyśmy też nudle...Ale pani tam śpi. Jak my je "ugotujemy"..? Ech...Za parę chwil pojawili się jacyś ludzie, których pani "zaczekowała" i...poszła sobie. Możemy zjeść nudle! ...i iść spać w końcu po tej nocy prawie bez snu (nie licząc tego drzemania w pociągu).

We bought noodles, as well. But the lady is sleeping - how we 'cook' it..? Ech...But for some time, there came some people, the recepionist check them and went away. We can eat our noodles! ...and go to sleep after this night almost without sleeping...


DYSTANS: 110 KM

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Korona Gór Polski cz.10 - Ślęża (718m npm)

21, 22 lutego 2018 Rozgrzana izraelskim (palestyńskim) słońcem postanowiłam pewnej nocy wsiąść w pociąg do Wrocławia, by mimo niebotycznych mrozów zdobyć kolejny szczyt z Korony Gór Polski - Ślężę. Zastanawiałam się, czy dam radę, czy nie zamarznę, ale mam taki okropny problem, że nie znoszę monotonii, nudy, tych samych tras. Zwłaszcza, gdy wracam z miejsc, w których kipiało od wrażeń, nowości, emocji. A tak było w Izraelu/Palestynie...Ale o tym nie tutaj...Postanowiłam, że muszę gdzieś wybyć. Zewnętrzne warunki spróbuję pokonać. Co z tego wyjdzie zobaczymy. Wsiadłam w nocny pociąg jadący 5 godzin. Pośpię...Choć w pociągu, choć 5 godzin. Zawsze coś. Nie pospałam nic...Zainfekowana rowerową przygodą do szpiku kości myślałam o kolejnej wyprawie - gdzie. W zasadzie to wymyśliłam sobie pewne miejsce, które zaczęłam czuć wewnętrznie mocno, jednak czy zewnętrznie jest to wykonalne? Chyba nie...Tak, czy siak zamiast spać zajęłam się grzebaniem w Internecie, gadaniem ze znajomymi na ten t

"Nad morze" cz.1 - Kraków-Gdańsk

 Moja najdłuższa przejażdżka rowerowa w 2014 roku to wycieczka z Krakowa na Hel. W ciągu 9 dni (dojazd + pokręcenie po okolicy) przejechałam 1087 km, więc dystans w stosunku do czasu nie jest obłędny, ale sama wyprawa w jakimś sensie była. Było to 9 dni w ciągu, których byłam odcięta od wszystkiego. Nie liczyłam czasu - dni odmierzałam "ostatnio spałam w...,wcześniej w...". Kilometrów też nie liczyłam, bo pierwotne wobec dystansu było zwiedzanie miast - w paru byłam po raz pierwszy, do kilku innych mam sentyment, więc chciałam w nich dłużej zostać. Zasadniczo była to wyprawa "na dzikusa", czyli bez planu, jedynie z celem. Nie miałam zaplanowanego żadnego noclegu, co spowodowało parę stresowych sytuacji, ale zawsze wszystko się dobrze kończyło (nawet, gdy raz noclegu nie znalazłam...). DZIEŃ PIERWSZY - 150 km Ruszyłam niewyspana...dziwną trasą - przez Dolinki Krakowskie, czym zdecydowanie nadrobiłam, gdyż nie dało się tam jechać zbyt szybko. Kierowałam się

Korona Gór Polski cz. 8 - Lackowa (997 m npm)

16 sierpnia 2017   Wstałam rano. Ruszyłam na dworzec. Jak zwykle nie spałam długo. Za mało. Cóż...Pasja wymaga poświęceń. Dla pasji można dużo - żeby tylko coś przeżyć...coś zobaczyć...gdzieś być...Może sprawdzić siebie? Wsiadłam w pociąg. Bilet kupiłam u konduktora, bo jak zwykle byłam późno na dworcu. W ostatniej chwili. Wystarczyło czasu tylko na to, żeby ruszyć na peron. Wysiadłam w Starym Sączu. Z moich obliczeń wyszło, że stąd najszybciej będzie na szlak. Chyba nie poszła dobrze mi ta matematyka... I woke up early in the morning. I did not sleep long. Too short. Ech...I went by train to Stary Sącz - it is close to the trail. I thought that is the best to leave the train there, but I think that I was wrong... Jednak trzeba do Nowego Sącza. O mało nie zostałam potrącona. Pan nie widział, bo to nie ścieżka rowerowa, to chodnik. Ścieżki nie ma, sprawdzam trasę, więc jadę chodnikiem wyglądającym, jak ścieżka. Mam wątpliwości, czy to oby nie ścieżka. Nic się nie stało