Przejdź do głównej zawartości

Made in ROMANIA! cz.1. - Czy Janosik jest SŁOWACKI..?

2 maja 2017

Urlop!!! Wymyśliłam sobie, że pojadę na rowerze do Rumunii. Wcześniej przyszła mi do głowy również Mołdawia, ale okazało się, że mam mniej wolnego niż myślałam...Dotrzeć do Kiszyniowa bym spokojnie mogła, ale jak wrócę..? Finalną destynacją pozostała Romania! Nigdy wcześniej nie byłam w tym kraju, więc i tak pomysł ten mnie cieszył, mimo, że jego terytorium będzie mocno dla moich kół ograniczone (jest to stosunkowo duży kraj). Coś nowego! Poza tym przejadę się przez Słowację, Węgry - poznam je bardziej. Jak zwykle, nic nie planowałam, ale gdy przypadkiem wpadła w moje oczy rumuńska mapa to ją kupiłam. Mam czas, rower, mapę i...ogromną ochotę! Czyli mam wszystko, co jest potrzebne, by przeżyć cudowną rowerową przygodę! To wszystko przyprawione szczyptą odwagi oraz ogromną garścią zainteresowania światem sprawiło, że gdy przyszło wolne stwierdziłam, że jadę na rowerze z Polski do Rumunii...

Holidays! I thought that I could go by bike to Romania. Moldova came to my mind as well, but my holidays were shorter than I thought that will be. I could ride to Kisyzniów, but what later..? How I would come back home..? I have no time to do it by bike, so Romania was the final destination. Anyway, I was happy because of the idea of visiting that country, because I have not been there never before, so it will be something new for me. What is more, I will be riding through Slovakia and Hungary so I will know these countries better. I didn't plan anything, but when I saw map of Romania I bought it. I have time, bike, map and...the will to travel by bike to Romania! And a pinch of courge...I have everything!

Pierwszego maja byłam w pracy do  21:00 (...albo nawet 22:00). Przyszłam do domu i...dokończyłam relację z Białorusi oraz Litwy - kròtkiej wyprawy z kwietnia (rozpoczynam nową przygodę!). Następnie musiałam spakować się i - co dla mnie bardzo ważne - wgrać muzykę do odtwarzacza.
Moc muzyki ma nieoceniony wpływ na moje jeżdżenie na rowerze, jest to element, bez którego zwyczajnie nie byłoby tak samo. Po pierwsze, co było przeze mnie wielokrotnie podkreślane, uwielbiam jechać na rowerze przez jakiś kraj i słuchać utworów w klimacie tego miejsca. Czuję, że chłonę to miejsce jeszcze mocniej wszystkimi moim zmysłami, nie tylko wzrokiem, węchem, dotykiem (doświadczam każdego skrawka, przez które toczą się moje koła), smakiem (gdy zjadam coś typowego dla danego miejsca), ale też słuchem. MAGIA! Poza tym muzyka mnie motywuje (robię dość długie odcinki, w których zawiera się oglądanie świata, niekiedy miejsce do spania nie tak łatwo znaleźć, więc czasami jestem...śpiąca, muzyka mnie wtedy po prostu ratuje). Lubię też kawałki, które w danym momencie opisują stan mojego ducha, wyrażają moje podejście do życia - o tym będzie później, kiedy pojawią się przykłady...
Przez te wszystkie czynności stało się tak, iż spałam dwie godziny, czyli dojazd do Koszyc będzie trochę w trybie zombie...Jednak jest jeszcze pewna szansa na sen, a mianowicie mogłam zdrzemnąć się w pociągu, gdyż moją wyprawę planowałam zacząć w Krynicy-Zdrój. Nie chciałam tracić czasu na coś co w dużej mierze już znam, mam na myśli trasę od Krakowa.  Oczywiście wszystkie te sprawy od relacji poprzez pakowanie skończywszy na muzyce, można było załatwić wcześniej...No còż...Wyszło, jak zwykle...
Rano wstałam, zebrałam się, wsiadłam na rower i jadę na dworzec, włączam odtwarzacz i..zonk...Komunikat, że za dużo utworów...Odtwarzacz ten kupiłam przed wyprawą, więc nie miałam pojęcia, że system potrzebuje trochę wolnej przestrzeni, by móc działać. Do domu wrócić nie zdążę, muszę pędzić kilkanaście kilometrów na dworzec, kupić jeszcze bilety...Zapasem czasu nie dysponuję...Jadę, ogarnę jakoś temat...W pociągu zrobiłam sobie spacer po wagonach w poszukiwaniu kogoś z laptopem. Znalazłam jednego pana dysponującego takowym sprzętem...Rozumiem, że może faktycznie mógł obawiać się wirusa, tylko reakcja pana była co najmniej żenująca...Jakoś tak pobłażliwie na mnie popatrzył...Miałam wrażenie, że nie wie co do niego mówię, że nie słucha, nie chce, nie rozumie (mówiłam, że jadę na rowerze do Rumunii, że bez muzyki będzie mi ciężko, że bardzo mi pomoże, że nie ma wirusa...). Takie klapki - na pewno chcę Internet (tak z uśmieszkiem zapytał, jak ucieszyłam się, że jest ktoś z laptopem), potem, że na pewno wirus (nie ma programu antywirusowego..?)...Rozumiem, że mógł się bać, ale naprawdę ta cała jego reakcja była po prostu straszna! Nie chodzi tu tylko o odmowę, ale taką swoistą ignorancję wyrażoną tak niemiło. Trudno. Z odtwarzaczem sobie jakoś poradzę, ale czy z odzyskaniem wiary w ludzi też..?
Zapytałam pani konduktor, czy nie ma przypadkiem laptopa. Tego rodzaju sprzętu nie miała tylko tableta. Gdy znalazła chwilę czasu przyszła z nim do mnie. Nie ma USB. Potrzebna przejściówka. Pani konduktor zapytała pasażerów. Jakie to miłe! Nieważne, że wciąż muzyka nie idzie, przynajmniej wykazała zainteresowanie.
Okazało się, że pociąg jedzie...dziwnie. Najpierw był w Muszynie, która jest bliżej granicy. Mogłam wysiąść. Teoretycznie. Praktycznie nie. Muszę dorwać kafejkę internetową. Wysiadłam w Krynicy i zajęłam się tą sprawą. Nie było łatwo...Adresy z Internetu nie funkcjonowały...Ale kafejka była w kinie (zajęty komputer, pan na chwilę ustąpił, ale coś nie poszło...Gdy tłumaczyłam, co się dzieje, że nie chcę jechać w ciszy tyle czasu, żeby pan wiedział, że szybko załatwię sprawę to stwierdził, że jakby co mogę śpiewać...) oraz bibliotece, gdzie udało mi się rozwiązać mój problem...

First of May I was in the work till 9 pm (..or even 10 pm). I wasn't packed at all but after I came back home I finished my photostory from Belarus and Lithuania. Later I had to fill my player by new music. Music is very important for me - in life and when I'm riding the bike. I love riding through the country and listening music from this country. What is more, music gives me motivation - sometimes I ride very long distanes so I need this. Other thing that I love listening songs, which express my feelings, my approach to the life.
I was doing it for long time, later I packed my things and I could go to sleep. But there was not much time for sleep - only two hours. I knew that I will be like a zombie. But there was a chance to have a nap in the train because I wanted to start from Krynica-Zdrój. I woke up, took my things and started to ride to railway station. I wanted to turn on my music but there is information that I have too many songs...Oh no...I didn't know that system needs some space to work - it was new music player...I have no time to come back and solve the problem...I will do this somehow...In the train I was looking for somebody with laptop. I found one guy, but he didn't want to help me. Of course, I understand that he could be afraid of computer virus, but his reaction...He even didn't want to listen. I was saying that I am going to Romania, I need music, that is really important to me, but no...like I was talking about trip to universe. I think that he just didn't care what I was talking about...But if he listened a bit it was like out of his imagination...As I mentioned, he could be afraid of computer virus (but he has no anti-virus if he had many important things there..?) and I understand this, but his reaction, ignorance - no! I know that I will manage it somehow, but what about my faith in people..?
I asked conductor. The lady tried to help me but unfortunatly she had no USB in her tablet, so she asked passenegers. She did not find but anyway, it was so nice! And I was really appreciate for her intresting.
The route of the train was a little bit strange - it was first in the village closer to the border crossing with Slovakia, later in Krynica - Zdrój. I could leave the train there. But I wanted to solve my problem. I had bigger chance to do it in Krynica-Zdrój (there was a chance that I will find some computer there), so I will go there. I was searching for Internet cafe. It took some time but finally my music player was working!


Pogoda była całkiem fajna, ale w międzyczasie moich poszukiwań kafejki rozpadało się. Konkretnie...Nie wyjechałam z miasta, z którego zaczynam, a już jestem przemoczona....Gdy poszłam do sklepu po śniadanie i stałam przed nim przemoczona jedząc drożdżówki i inne...płakać mi się zachciało...Nie dlatego, że było mi mokro, zimno, że będę późno w Koszycach, a co za tym idzie będę mieć problem z noclegiem (a jak wspomniałam spałam dwie godziny) - do takich akcji przywykłam i ja wiem, że jak nic nieprzewidzianego się nie wydarzy (a tego nigdy nie można wykluczyć..) to ja dam radę. Najwyżej trochę pocierpię. Przykro mi się zrobiło dlatego, że ten pan nawet nie chciał wysłuchać, zrozumieć (jak podkreślam, to że mógł się bać wirusa rozumiem, ale całej reakcji, ignorancji - nie...). Ja jestem z totalnie innej bajki. Nawet, jak nie pomogę, bo będę mieć jakieś obawy, bo nie będę mogła to chyba wysłucham...Po co ta historia..? Nie tylko dlatego, żeby podkreślić, jak kocham muzykę. Również, a może przede wszystkim po to, żeby pokazać magię tej wyprawy. To była wyprawa, w której dostałam z totalną nawiązką dobroć ludzką. Wiele moich zachowań może będzie uznanych za ryzykowne, głupie, ale staram się zachowywać zdrowy rozsądek i...wygrałam kolejną magiczną rowerową podróż, niesamowite wspomnienia, które długo a może i zawsze będą mnie nakręcać, i co ważne - nowych znajomych. Btw, mocno wierzę w to, że do ludzi wraca to co dają od siebie...

The weather was good but meanwhile my searching of Internet cafe it started raining.  I am still in the first city, I am going to start my trip and I am wet already. I went to market to buy food. I was standing in front of shop eating my food and I wanted to cry...Not because of that I am wet, that I will be very late in Kosice, so I will have problem with place to sleep but because of that, that somebody did not want to help me. As I mentioned before, I can understand that this man could be afraid of virus, but I do not understand his reaction. I am different. Even though I can't help I try to listen. What for I am writing this story..? Not because of that I want to show how I love music, but because of that I want to show how magic was this trip. People I met were so good to me! My decisions can be regarded as risky, stupid, but anyway I try to behave in rational way and...I won the next magic trip, amazing memories, new friends. Btw, I believe that what goes around comes aorund...


Mokro, nie mokro...Pada, nie pada...Jadę! 
Muszę stwierdzić, iż okolica jest całkiem przyjemna zarówno w warstwie wizualnej, jak i...zdrowotnej - Muszyna posiada status miejscowości uzdrowiskowej.

It doesn't matter that it is raining - I am going! 
The area is very pleasant when it comes to visual aspects. What is more, Muszyna has status of a spa.


To co przekraczamy kolejne granice na rowerze..? Pewnie! ...oprócz tych państwowych na tej wyprawie zostały przekroczone kolejne...

Crossing new borders..? Yes! ...I crossed the new ones and I am not talking about the borders between countries...


Są podjazdy! Wokół roztacza się całkiem ładny pejzaż! W moich słuchawkach rozbrzmiewa:


 "Yo, przemierzam miasto na gumowych podeszwach..." yyy..."Yo, przemierzam świat na moich 29-tkach..."

Jest dobrze!

The route was nice - riding up. Landscapes around me looked very good and I was listening song which is about joy of life, some kind of journey (through the city by foot, but it can be journey through the world by bike...).

I feel good!


"W Leluchowie miła czereśnie dziko krwawią
Tam granicy pilnuje całkiem wesoły anioł
W Leluchowie miła zaczyna się koniec świata
Tam anioł traci głowę, z brzozami się brata"


Leluchów is a city next to the border with Slovakia. Polish Band Stare Dobre Małżeństwo wrote song about this place.


Przejście graniczne Leluchów-Čirč zostało utworzone w grudniu 1996 roku. Tu gdzie dziś stoją puste budki siedzieli panowie celnicy dokonując odprawy. Przyszedł rok 2007 i przejście zostało zlikwidowane na mocy układu z Schengen. Dlatego nawet nie brałam paszportu (czego potem troszkę żałowałam...ale o tym później...).

Border crossing Leluchów-Circ was created in 1996. Because of Schengen Agreement the border crossing is empty right now. I even did not take my passport.


Przejeżdżam przez Most Wyszehradzki, którego powstanie miało symbolizować współpracę między Polską oraz Słowacją (jego otwarcie odbyło się z udziałem ówczesnego premiera Polski Leszka Millera oraz premiera Słowacji - Mikulasza Dziurindy) i...

I am riding through Visegrad Bridge, which was made as a simbol of cooperation between Poland and Slovakia and...



...jestem w Slovenskiej Republice!

...and I'm in Slovenska Republika!



Jadę na Bardejów. Na zamku w Starej Lubovni byłam kilka razy (jednak ani razu na rowerze...). Polecam!

My direction was to Bardejov. In Stara Lubovna is castle - I was there few times. I recommend that place!





Zostawiam Polskę na parę dni. Ile? Nie wiem. Nie mam nic zaplanowanego (tzn. plan jest taki: Jadę do Rumunii...konkretów żadnych)...Będzie co będzie...

I left Poland for some days. How long exactly? I don't know. I do not have any plan (no - there was one plan - I am riding to Romania - that was everything what I knew about my trip...).


Wyjęłam z sakwy atlas Republiki Czeskiej i Słowackiej, by skonfrontować znaki z mapą. Na wszelki wypadek dopytałam przechodzącego tam pana o kierunek - znak na Presov oraz Koszyce pojawił się później. A'propos znaków, jak widać, odległość dzieląca mnie do Koszyc nie jest duża. Tylko 86 kilometrów, tylko wyszło "trochę" więcej, gdyż te znaki informują o najprostszej drodze dostępnej dla samochodów, niekoniecznie dla rowerów.

I took off my map to check the route. To be sure I asked one man, who was walking there (the signs I saw later). What about the signs, as you can see there is only 86 kms to Kosice, but it is the easiest road on which you can drive by car not always by bike.


Słowacka wieś - Lubotin.

Slovak village - Lubotin.





Krajobraz wokół mnie był bardzo przyjemny dla oka, gdyż obok roztaczał się widok na góry. Co za tym idzie był również przyjemny dla nóg - podjazdy. Słowacja jest całkiem fajna rowerowo. Ogólnie lubię ten kraj.

The landscape around me was very pleasant for my eyes, because there were mountains. What is connected with that fact, it was pleasant for my legs - I was riding up. Slovakia is good for biking. Actually, I like this country for many reasons.


Powiat Sabinov.
Jak być może trochę widać, całkiem ładny pejzaż oferujący widok gór ciągnie się dalej.

Sabinov County.
As maybe you can see views around me are still nice.


Kolejne słowackie wsie - Kamenica, o której pierwsze wzmianki pochodzą z XIII wieku oraz Lipany. Jak wiadomo dużą część populacji na Słowacji stanowią Romowie. Było to widać. To rozwieszone pranie suszy się przed romskim domostwem (nie chciałam robić zdjęć zbyt nachalnie, więc nie ma zbyt ciekawej dokumentacji...).

The next Slovakian villages - Kamienica and Lipany. Big amount of Slovakia population are Roma people. I could see it (these laundry...).


Przejeżdżam przez kolejną słowacką wieś - Cervenica Pri Sabinove.

I am passing the next Slovakia village - Cervenica Pri Sabinove.


Ścieżka rowerowa, a na niej...zaparkowany samochód. Oj ciężko było przejechać...Bałam się, że urwę lusterko...A gdyby tak się stało to nie byłaby to moja wina...

Bike path and car parked on it...It was so hard to pass it...If I broke the mirror of this car I would not be my fault...


Sabinov. Pierwsze wzmianki o tym miejscu pochodzą z 1248 roku. Jednak badania archeologiczne pokazały, że słowiańska osada istniała tu już w X wieku. W drugiej połowie XIII wieku wieś otrzymała prawa miejskie.

The first written information about Sabinov comes form 1248. But at the beginning it was Slavic village. In the second part of XIII century Sabinov recieved municpal privileges.



Ciekawostka dotycząca miasta: W 1964 roku w Sabinovie nakręcono film "Sklep przy głównej ulicy" (Obchod na korze), który otrzymał Oscara dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego w 1965 roku.

'The Shop on Main Street' was made in Sabinov. The movie won Oscar for Best Foreign Language Film (of 1965).


Wyjeżdżając z miejscowości Sarisskie Michalny wjechałam w Powiat Preszów. Dzień powolnym krokiem chylił się ku zachodowi...A ja jechałam może trochę niewyspana, ale na pewno szczęśliwa. W moich słuchawkach brzmiało (Rytmusa to ja uwielbiam! - O mój Śląsku. Hip-Hop nigdy stop - Rytmus). 
Btw, kiedyś spotkałam Rytmusa podczas przejażdżki rowerowej w Krakowie, kiedy to wpadł na koncert, którego nie zagrał, bo organizator mu nie zapłacił...Byłam największą wygraną tego wieczoru - rozmawiałam z nim, zrobiłam sobie rowerową fotkę...Uwielbiam go! Wracamy do początku historii, czyli tego, jak ważna jest dla mnie muzyka - jadę sobie na rowerze przez ojczyznę gościa, którego uwielbiam słuchając jego kawałków np. o tym, że życie jest krótkie i czuję, że wykorzystuję to życie tak, jak lubię najbardziej. Magia!

https://www.youtube.com/watch?v=Hii6RVypeU0

I left Sarisskie Michalany and I was in Presov District. The sun was setting...I was riding through Slovakia maybe not rested but for sure very happy. I was listening Slovakian band - Kontrafakt (Rytmus is one of my favourite rapper). The song is about this that Life is short.


Preszów - trzecie co do wielkości miasto na Słowacji.

Presov - the third-largest city in Slovakia.


Trolejbus! - zawsze reaguję radością, gdy widzę ten wehikuł...

Trolleybus! - I am always happy when I see this vehicle...


Jadę do centrum miasta, prze które przechodzi 49 równoleżnik...

I am riding to the city centre (there is 49th parallel)...


Kościół świętego Mikołaja (Dóm sv. Mikuláša) - najstarsza świątynia w mieście (XIII lub XIV wiek - różnice w datowaniu powstania świątyni), jedna z najważniejszych w kraju.

Co-Cathedral of St. Nicholas - the oldest temple in Presov (XIII or XIV century), one of the most important church in Slovakia.







Słowacja jest członkiem Unii Europejskiej od 1 maja 2004 roku. W przeciwieństwie do docelowego kraju flagi o tym informujące powiewają, że tak napiszę, dość umiarkowanie (chodzi tutaj o ich ilość). Związane jest to z historią kraju - Rumunia ma bardzo trudną spuściznę historyczną (Ceaușescu...), a co się z tym wiąże z radością związaną z przynależnością do struktur europejskich...Ciekawa sprawa...

Slovakia is a member of European Union since 2004. Opposite to the country I am riding to, flags of EU which inform about it don't blow on the wind so often...It is connected with the history of the countries (Romania has very diffulct history - Ceaușescu). Interesting thing...


Co to za socjalistyczny pomnik..?

Soviet monument..?


Podjadę zerknąć skąd ten sierp i młot...

I will check...





Bicykle...

Bicycles...


Preszów ma bardzo ładną starowkę.

Presov has very nice Old Town.


Moją uwagę zwróciła rzeźba dłoni. Co oznacza? Nie wiem...

I saw intresting sculpture of the hand. What is means..? I do not know...


Kolejny pomnik przykuł moją uwagę w jeszcze większym stopniu, gdyż jak często podkreślam kocham konie!

Sculpture of the horse which seemed very intresting to me because I love horses!



Klimatowe uliczki Preszowa.

Streets of Presov.




W pewnym momencie mojego życia zaczęłam jeździć na rowerze "trochę" dalej i więcej. Jest dla mnie niewiarygodne, jak tak proste urządzenie jakim jest rower może stworzyć Kreativny Svet (Kreatywny Świat). Mój rowerowy świat, który sobie sama kreuję jest dla mnie niesamowity!

In one moment of my life I started to ride 'a litte bit' further and more. It is incredible for me how so easy thing like bike can create creative world (Kreativny Svet). My biking world I have created is just incredible for me!


Preszów ma wielowiekową historię (początki miasta datuje się na XIII wiek). W związku z  tym w mieście znajduje się ponoć 325 zabytków kultury.

Presov has a long history (XIII century). Because of that it has 325 monuments of history.


Šariš jest największym słowackim browarem ulokowanym w mieście Wielki Szarysz, nie daleko Preszowa.

Šariš is the largest brewery in Slovakia. It is located in Velky Saris, near to Presov.



Czas ruszyć prosto ku Koszycom...

Time for Kosice...


Pokręciłam drogę...Zajechałam się konkretnie...Wróciłam...

I confused the road...I came back...


Znalazłam kierunek na Koszyce. O jak już blisko! Zaraz będę na miejscu...Niekoniecznie! Jadę, a tu autostrada..? Wracam. Nie ma innej drogi, nie ten kieruenk. Jadę z powrotem. Może była boczna. Nie. Pytam...Jednak tam, ale tam autostrada lub coś takiego...Mogę jechać..? Ciężka sprawa...

I found the right direction. Kosice are so close! I will be there for a while...No! I'm riding but it is highway..? I came back. There is not other alternative road. I am riding there one more time maybe there was byway. No. I asked. It was right direction. But it is highway or something like that...Can I ride..? It was really diffuclt thing...


Nie wiem, jak to ogarnęłam (chyba lata praktyki...), ale jadę dobrze. W ciemości. Przez słowackie wsie. Jem bułkę z serem i keczupem. Czuję zapach grilla. Odwracam się, a tu stoją Romowie, patrzą na mnie, jak na kosmitę (mogłam tak wyglądać w nocy na rowerze z bułką na chodniku - nawet nie usiadłam...). Czyli to oni rozpuszczają te zapachy ogniska..? Hmmm...Zagadałabym, bo  zjadłabym coś konkretniejszego...Ale nie ma czasu...Pędzę do Koszyc.

I do not know how I made it (I think that years of practise...), but I am riding as I can. In the dark. Through Slovakian villages. I am eating roll with cheese and ketchup. I feel smell of grill. I took my head and I saw Roma people standing in the dark and staring at me if I am alien (I could look like this)...So the smell of the fire comes from them..? Hmmm...I would eat someting more nutritious, I could talk to them...But there is no time...I am going to Kosice.


Co to za Wielkanocne jajko..?

Easter egg..?


A tu Wielkonocny królik...Wielkanoc była jakiś czas temu...Padł telefon, powerbank nie działa...Pomyślałam, że dlatego, że przemokłam. Nie dobrze...

And Eater rabbit...But Easter was some time ago...My phone has died, powerbank dosen't work (I thought that because of that I was wet at the begining). Not good...


Wszystko fajnie, tylko w pewnym momencie droga wydała się podejrzana. Skręt na Koszyce był skrętem jakby na drogę szybkiego ruchu. Mogę? Poszukam alternatywy. Szukałam długo. W pewnym momencie zaczęłąm jechać bardzo długo po drodze, która mogła być słuszna. Mogła, ale nie musiała. Nie była. Nie ma i nie ma Koszyc. Lepiej wrócę. Zarzykuję. Jest pózno, ja jestem niewyspana. Robiłam się lekko nerwowa. Niekoniecznie fajnie jest tak krążyć po obcym kraju, niewiadomo gdzie po nocy, jak się jest trochę niewyspanym...Ruszyłam tą niepewną drogą pod względem legalności i jetem w Koszycach!

Everything is good, but in one moment I wasn't sure about the road...There was a turn to Kosice but the road looked like it is expressway. Can I use it? I am not sure. I will find alternative road. I was riding on the road which I thought would be good. No. It was not. I came back. I will take the risk riding my bike on the road I was not sure if I can. And...I am in Kosice!


Zatrzymałam się na stacji benzynowej i pierwsze co zrobiłam to kupiłam...kofolę! Słowacki/czeski nektar, o którym już wspomniałam: balkan-beat-vol2 - czeska-rozgrzewka cz.2,
więc nie będę się rozpisywać jeszcze raz...Na pewno: polecam!
Siedzę. Jem. Piję kofolę. Ładuję telefon. Piszę. Szukam noclegu - słabo. O! Jest jakiś hostel w centrum. Jadę tam. Siedząc na tej stacji czułam się trochę...zmęczona niewsypaniem (2 godziny snu to chyba mało...dystans w tym momencie wynosił 150 km).

I stopped at petrol station and first what I did was buying kofola (Slovak/Czech drink). I recommend it! I was sitting, eating, drinking kofola, charging my phone, searching for place to sleep - there were not many options. Oh! - there is  hostel in the city center. I am going there. Sitting there I felt a bit tired because of that lack of the sleep (2 hours of sleeping wasn't enough for 150 kms I rode till this moment).


Chyba mogłabym zostać przewodnikiem po Koszycach...Tyle po nich kręciłam. Nie mogłam znaleźć centrum...W końcu pan na stacji wytłumaczył. Pan nazwał mnie...Saganem. Fajnie: być Peterem Saganem w jego ojczyźnie w środku nocy...Miałam minąć Vlak (pociąg; dokładnie tory). Jest Vlak...Na tym przejściu myślałam, że zakwitnę...Wraz z panem taksówkarzem spędziłam tam bardzooo dużo czasu czekając aż otworzy się szlaban. Ciekawostka: nie jechał żadne vlak. O co chodziło..? Opcja, że zaraz napiję się piwka w hostelu, umyję się, wskoczę do łóżeczka dała mi nowej energii. Było dobrze.

I think that I could be guide od Kosice...I was riding there so much - I couldn't find the city center. One man at the petrol station explained me how I should ride. He called me: Sagan. Nice: to be Peter Sagan in his homeland in the middle of the night,...I should pass Vlak (train; excatly: trucks). There was vlak...I spent somuch time on these trucks with cab driver waiting until barrier is open. There wasn't any train...So what for I was waiting..? I was thinking about beer I am going to drink in hostel, abou shower, bed so my energy came to back to me. I felt good.


W końcu dotarłam do centrum...Szukam ulicy, na której znajduje się hostel. Nie ma ma za bardzo kogo zapytać. Puste miasto.

Finally, I am in the city center. I am looking for a street where is hostel. There is nobody to ask. Empty city.


Zapytałam dwóch gości wracających z piwa. Zaangażowali się bardzo. Znaleźli ulicę w Internecie. Zaprowadzili mnie tam. Jest hostel. Zamknięty. Dzownię. Nic. Jest telefon. Zadzowniłam na telefon. Odebrała jakaś pani, którą obudziłam. Okazało się, że dodzwoniłam się do pani, która chciała wynająć lokal obok hostelu...Oj tam, oj tam...Zmylił mnie anons...Próbuję więc nadal dzwonić domofonem. Nic. Co teraz..? Chłopaki zaprosiły mnie na kawę. Nie wiem...Nie chcę kawy. To może lepiej, żebym poszła spać gdzieś. Gdzie..? Byle gdzie. Mogłam też jechać. Taka niewsypana..? Mogę, ale nie będzie to przyjemne. Druga noc bez snu. Nie wiem co mam robić. Tak szłam z chłopkami i jeden stwierdził, że mogę iść do drugiego (do niego nie, bo nie mieszka sam). Co..? Dziwne. Nie wiem, kto to jest. Jechać na niewyspaniu nie bardzo, poza tym zależało mi, żeby wpaść w Koszycach na pewne osiedle. Spać na ławce w dużym mieście - nie wiem, czy to bezpieczne. Siedzieć na stacji - będę nieprzytomna następnego dnia. Co robić..? Widać było, że chłopaki naprawdę się mną przejęły. Naprawdę! Jeden mówi: "Patrz jakie ona ma oczy" - chodziło o to, że takie zmęczone. Zaryzykuję, że są to dobrzy ludzie, którzy chcą pomóc. Widzieli moje wahanie. Mówię im, że nie wiem, czy to bezpieczne - pokazali mi dowody...Poza tym, gdy od jednego padło, że weźmiemy taksówkę, bo to daleko i wyszło, że rower się nie zmieści to drugi mówi: "Jedźcie taksówką. Ja pojadę na rowerze". Na co pierwszy odparł: "Co Ty myślisz, że ona da Ci rower..? Nie zna Cię." To mnie tak uspokoiło...Zaczęłam z nimi iść. Świetne to było! Rozmowa z obcymi ludźmi, który opowiadali mi o mieście. Pokazywali jakieś miejsca. Opowiadali o sobie. Pytali o mnie. Rozmawialiśmy też o naszych ważnych rodakach, których znają. Ja im pokazywałam fotkę z ich rodakiem - Rytmusem. Był też wątek o...Janosiku - kogo jest Janosik - nasz (Polaków), czy Slowaków...Itd., itd., itd...Droga była długa, rozmowa ciekawa (o wielu rzeczach), tylko ja już trochę się słaniałam...Dotarliśmy na miejsce. Jeden pożegnał się i poszedł do domu. A ja...poszlam spać do obcego człowieka. Wiem, jak to brzmi, wiem, że mogło być to ryzykowne. Ale nie było. Bardziej ryzykowne byłoby spanie na ławce w dużym mieście lub bezsensowne siedzenie na stacji...Chłopak wszedł pokazał mi mój pokój (mówiąc, że mogę się zamknąć, jak chcę) i zmęczony poszedł spać. Ja po tym, jak wzięłam prysznic też (trochę niepewna..). 
I asked two men, who came back from pub. They found the street at Internet and they walked there with me. There is the hostel - closed. Nothing. So I phoned there. But...the lady, who I woke up said that is is not hostel...It was next to it - local to rent...So I try to call to hostel one more time. Nothing. What now..? The men invited me for coffee. I do not want coffee. Maybe it is better I would go to sleep somewhere. Where..? Or I can sit at the petrol station whole night - there was a place in Kosice I wanted to see (for sure not in the night...). That is why, I did not want to ride (and because it wouldn't be pleasant). I don't know what to do. One of them said that the second can invite me (he couldn't because he doesn't live alone). "Look at her eyes" - my eyes were so tired. I will take this risk that they are good people, who want to help me. They showed me their ID's, when I was wondering if it is safe for me. When one of them said that we can take taxi and he will ride my bike the second said: "Do you think that she will give her bike. She doesn't know you". So we were walking and talking. It was great conversation about many things - about city, some places, famous people form Poland they know (especially about sportsmen because one of them was sport journalist), from Slovakia (I showed them my photo with very famous Slovakian rapper - Rytmus), about Janosik - if he is Slovak or Polish...Many intresting topics, but I was so sleepy...We are at the place. One of them said goodbye and went home and me...- I went to sleep in place of somebody I do not know. I know that it sounds strange, risky. But was more risky..: sleeping at the bench in the big city..? Sitting whole night at petrol station and riding very tired the next day..? I had to make choice...I did the good one. The guy showed me my room (he said that I can close the door by key) and went to sleep so tired. I took the shower and did the same.


DYSTANS: 172 KM

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Korona Gór Polski cz.10 - Ślęża (718m npm)

21, 22 lutego 2018 Rozgrzana izraelskim (palestyńskim) słońcem postanowiłam pewnej nocy wsiąść w pociąg do Wrocławia, by mimo niebotycznych mrozów zdobyć kolejny szczyt z Korony Gór Polski - Ślężę. Zastanawiałam się, czy dam radę, czy nie zamarznę, ale mam taki okropny problem, że nie znoszę monotonii, nudy, tych samych tras. Zwłaszcza, gdy wracam z miejsc, w których kipiało od wrażeń, nowości, emocji. A tak było w Izraelu/Palestynie...Ale o tym nie tutaj...Postanowiłam, że muszę gdzieś wybyć. Zewnętrzne warunki spróbuję pokonać. Co z tego wyjdzie zobaczymy. Wsiadłam w nocny pociąg jadący 5 godzin. Pośpię...Choć w pociągu, choć 5 godzin. Zawsze coś. Nie pospałam nic...Zainfekowana rowerową przygodą do szpiku kości myślałam o kolejnej wyprawie - gdzie. W zasadzie to wymyśliłam sobie pewne miejsce, które zaczęłam czuć wewnętrznie mocno, jednak czy zewnętrznie jest to wykonalne? Chyba nie...Tak, czy siak zamiast spać zajęłam się grzebaniem w Internecie, gadaniem ze znajomymi na ten t

"Nad morze" cz.1 - Kraków-Gdańsk

 Moja najdłuższa przejażdżka rowerowa w 2014 roku to wycieczka z Krakowa na Hel. W ciągu 9 dni (dojazd + pokręcenie po okolicy) przejechałam 1087 km, więc dystans w stosunku do czasu nie jest obłędny, ale sama wyprawa w jakimś sensie była. Było to 9 dni w ciągu, których byłam odcięta od wszystkiego. Nie liczyłam czasu - dni odmierzałam "ostatnio spałam w...,wcześniej w...". Kilometrów też nie liczyłam, bo pierwotne wobec dystansu było zwiedzanie miast - w paru byłam po raz pierwszy, do kilku innych mam sentyment, więc chciałam w nich dłużej zostać. Zasadniczo była to wyprawa "na dzikusa", czyli bez planu, jedynie z celem. Nie miałam zaplanowanego żadnego noclegu, co spowodowało parę stresowych sytuacji, ale zawsze wszystko się dobrze kończyło (nawet, gdy raz noclegu nie znalazłam...). DZIEŃ PIERWSZY - 150 km Ruszyłam niewyspana...dziwną trasą - przez Dolinki Krakowskie, czym zdecydowanie nadrobiłam, gdyż nie dało się tam jechać zbyt szybko. Kierowałam się

Korona Gór Polski cz. 8 - Lackowa (997 m npm)

16 sierpnia 2017   Wstałam rano. Ruszyłam na dworzec. Jak zwykle nie spałam długo. Za mało. Cóż...Pasja wymaga poświęceń. Dla pasji można dużo - żeby tylko coś przeżyć...coś zobaczyć...gdzieś być...Może sprawdzić siebie? Wsiadłam w pociąg. Bilet kupiłam u konduktora, bo jak zwykle byłam późno na dworcu. W ostatniej chwili. Wystarczyło czasu tylko na to, żeby ruszyć na peron. Wysiadłam w Starym Sączu. Z moich obliczeń wyszło, że stąd najszybciej będzie na szlak. Chyba nie poszła dobrze mi ta matematyka... I woke up early in the morning. I did not sleep long. Too short. Ech...I went by train to Stary Sącz - it is close to the trail. I thought that is the best to leave the train there, but I think that I was wrong... Jednak trzeba do Nowego Sącza. O mało nie zostałam potrącona. Pan nie widział, bo to nie ścieżka rowerowa, to chodnik. Ścieżki nie ma, sprawdzam trasę, więc jadę chodnikiem wyglądającym, jak ścieżka. Mam wątpliwości, czy to oby nie ścieżka. Nic się nie stało