Przejdź do głównej zawartości

Korona Gór Polski cz. 8 - Lackowa (997 m npm)

16 sierpnia 2017

 Wstałam rano. Ruszyłam na dworzec. Jak zwykle nie spałam długo. Za mało. Cóż...Pasja wymaga poświęceń. Dla pasji można dużo - żeby tylko coś przeżyć...coś zobaczyć...gdzieś być...Może sprawdzić siebie? Wsiadłam w pociąg. Bilet kupiłam u konduktora, bo jak zwykle byłam późno na dworcu. W ostatniej chwili. Wystarczyło czasu tylko na to, żeby ruszyć na peron. Wysiadłam w Starym Sączu. Z moich obliczeń wyszło, że stąd najszybciej będzie na szlak. Chyba nie poszła dobrze mi ta matematyka...

I woke up early in the morning. I did not sleep long. Too short. Ech...I went by train to Stary Sącz - it is close to the trail. I thought that is the best to leave the train there, but I think that I was wrong...


Jednak trzeba do Nowego Sącza. O mało nie zostałam potrącona. Pan nie widział, bo to nie ścieżka rowerowa, to chodnik. Ścieżki nie ma, sprawdzam trasę, więc jadę chodnikiem wyglądającym, jak ścieżka. Mam wątpliwości, czy to oby nie ścieżka. Nic się nie stało. Pan kierowca nawet przeprosił. Poczuwał się do winy - to dużo, doceniam.
Przede mną szereg miejscowości. Wcześniej jechanie pod górę. Myślę "Fajny ten Nowy Sącz". Naprawdę fajny. Lubię tę miejscowość.


I need to ride to Nowy Sącz. I was almost hit by the car. The guy did not see me...First, he tried to blame me, but no - I won't let you for this! He said sorry.
There are a lot of villages I need to cycle through.


Wsi, przez które muszę przejechać, by znaleźć się na szlaku jest więcej. Jadę.

I'm riding.


Wstępuję do sklepu. Kupuję jedzenie. Różne. M.in. ciastka. Pod moim wpływem kupuje te ciastka też jakiś pan, który podziwia moja figurę. Zastanawia się, jak spalić takie ciastka. "Jadę na Lackową. Chyba spalę...".

I went to the market to buy a food. I bought e.g cookies. One man bought it, as well. He was wondering how to burn these calories from cookies. 'I am riding to Lackowa, I think that I will...'.



Z Tylicza ruszam na szlak. Gdzieś tu zaczyna się podjazd, wjazd na szlak.

The trail starts in Tylicz.


Za mną Beskidy. Beskid Niski. Zaiste wysokie to te góry nie są - co widać. Nie wysokie, ale za chwilę ma się okazać, że nie wielkość będzie świadczyć o stopniu trudności.

Behind me: Beskid Niski. Niski means short. That is true - Beskid isn't high, but it doesn't mean that it is easy to ride there.


Jestem w punkcie węzłowym. Okazuje się, że w mojej saszetce, gdzie mam wszystko, co najważniejsze rozwala się zamek. Co za dziadostwo. Kupiłam na allegro. Przed wyprawą na Kaukaz. Dobrze, że nie zdążyła dojść. Szła dwa tygodnie...Niby...Na szczęście dla mnie firma była zwyczajnie nierzetelna, bezczelnie kłamali coś o awizo (nie było żadnego...). Saszetka "no name". Gdyby była jakiejś firmy nie poleciłabym. Nie można tak oszukiwać ludzi, może to mieć konsekwencje. Dla mnie miało. Ale o tym później...Przekładam najważniejsze rzeczy do małych kieszonek z zamkami. Powinno być w porządku.

Oh no - I had broken bag (the zip). I put all my staff to these pocket bags where there is a zip. It should be ok...


Jadę czerwonym szlakiem. Raz przez Polskę, raz przez Słowację. Na zdjęciu widać słupek graniczny rozdzielający dwa państwa.

Red trail. Poland, Slovakia. At the photo you can see border post, which divides two countries.


Dość wątpliwe oznaczenie. Trochę jakby zużyte. Nie ważne. To detal. Jest ścieżka. Świeci słońce. Jest dobrze.

The signs look like...used...It doesn't matter. There is a trail. The sun is shining. It is good.


Poruszam się dalej czerwonym szlakiem. Napis informuje mnie, że teraz mam jechać prosto.

It is written that I should ride straight.


Czynię zgodnie ze wskazówkami.

I do.


Nagle moim oczom ukazuje się niemal pionowa ściana. Zaczyna się wspinaczka z rowerem. Uważnie stawiam moje stopy, rower. Nie chcę upaść do tyłu. Zdjęć to nawet nie robię. Choć zatrzymywałam się, by popatrzeć na nawigację. Serio przeszłam dopiero sto metrów..? I tak kilka razy. Z góry schodzi jakiś pan mówi, żebym nie szła tędy z tym rowerem. Pokonałam już spory kawałek. Nie będę się cofać - to też nie będzie bezpiecznie. Wspinam się dalej. Schodzą kolejni ludzie. Pan mówi, że nie dam rady, że on miał 190 ciśnienia. Mówiąc to obsuwa się w dół z kamieniami, choć idzie kucając. Myślę ponownie, że cofać się nie będę. Pytam, czy jest tam schronisko. Jakiś chłopiec mówi: "Jest szałas". Pan ponownie odwodzi mnie od wspinania się z rowerem próbując utwierdzić mnie w tym, że nie dam rady, oni ledwo weszli. "Chyba, że się pani zaprze".

Suddenly, in front of my eyes I see almost vertical wall. I start to climb with my bike. I have to watch out where I put my feet, my bike...I do not want to fall down. I did not take photos even though I stopped to take a look to the navigation - 'Really, I just walked 100 metres..?'. And few times like this...There is one guy walking down. He said that I should not go there. This path is too dangerous to go with bike. I will not come back for sure - it will be dangerous, as well. Other people  saying the same. One man said that I will not reach the top with the bike. It will be immpossible. Unless, I try hard.


Czyżbym się zaparła..? Pokonałam tę paskudną do wspinaczki z rowerem ścianę. Pan przesadzał. Spadła mi w pewnym momencie butelka z wodą. Oparłam rower i zeszłam w dół. Bez roweru było całkiem dobrze. Nie było trudno. Można spokojnie wyjść. Z rowerem dla tych co mają silne ramiona albo...silną wolę (jak się zaprą to dadzą radę, ja dałam, a jestem około 50 kg kobietą, żaden ze mnie atleta...). Teraz mogę wsiąść na mój rower i....

I think that I tried hard...I conquered this vertical wall. The guy hyperbolized...When my bottle of the water felt down I put my bike and went without it and it was not hard. 
Now I can sit on my bike...


...zdobyć kolejny szczyt z Korony Gór Polski.

..and reach the next peak, which belongs to Crown of Polish Mountains.


Lackową!

Lackowa!


Zaprezentuję ten najwyższy szczyt Beskidu Niskiego. Mierzy on 997 metrów npm. To nie dużo, ale jak nazwa pasma wskazuje ten Beskid jest Niski.

This is the highest peak of Beskid Niski. It measures 997 metres above the sea level. 

Sesja na szczycie...Z tabliczką, z flagą...Okazuje się, że zmęczona nie jestem. W ogóle. Mogę się tak pobawić.

Photo session...I am not tired at all so I can play like this.


Jak widać, szczyt jest zalesiony. A na szczycie zaiste jest szałas...

Lackowa is covered with forest. There is a hut (one boy told me about this, when I asked if there is mountain shelter...'No, only hut').



Strona słowacka. Napis na tabliczce głosi: Lackova 996 metrów. Różnica jednego metra..?

Slovak side. There is written: Lackova 996 metres above the sea level. Difference of one metre..?


Zjeżdżam.

I am riding down.


Jest dobrze. gdy tak jadę w dół. Nie jest też źle, gdy ponownie muszę chwycić mój rower w ramiona. 
Przede mną jeszcze jeden szczyt - Ostry Wierch (drugi co do wielkości szczyt Beskidu Niskiego po polskiej stronie; mierzy on 938 metrów npm).

It is good when I am riding down. It is not bad when I need to take my bike to my arms. There is another peak - Ostry Wierch (938 metres above the sea level).


Wszystko zapowiada się dobrze. Do Wysowej mam tylko 1h 45 minut na piechotę. Ja będę szybciej.

Everything looks good. To Wysowa (the village, where I can sleep) I have 1 hour and 45 minutes by foot. I will be faster.
 

Dzień jeszcze młody.

The day is still young.


Słońce już nie w zenicie, ale wciąż świeci. Zjadę, znajdę nocleg. Jutro pojeżdżę po łemkowskich wsiach szukając śladów tej grupy etnicznej, ich kultury.

The sun is still shining. When I am in Wysoka, I will find place to sleep. The next day I will ride through Lemko villages.


Przełęcz Cigelka (Sedlo Cigelka) - 645 m npm. Jestem nastawiona na "etniczne rowerowanie" kolejnego dnia, ale zerkam, co proponuje mi znak...

Pass of Cigelka - 645 metres above the sea level. I want to know ethnic issues but I am looking what the sign proposes me...


Takie propozycje. Wyglądają na zacne.

Such propositions. Looking good.


Trochę głodna, trochę ze względów takich, że trzeba uzupełnić kalorie, może zaaplikować trochę żelatyny w moje kolana zjadam Figle Migle i...

I was a bit hungry, I wanted to eat some calories, I wanted to give a bit gelatine to my knees, so I ate Figle Migle (jelly beans) and...


...ruszam do Wysowej.

...rode to Wysowa.


Zjechałam w try miga. Pierwszy rzut oka na wieś - cerkiew prawosławna pw. Michała Archanioła.

I was there very fast. Eastern Othodox Church.


Szlak rowerowy do przejścia. Może jutro ruszę. Zobaczę...Teraz znajdę nocleg. Nie powinno być trudno. Wysowa-Zdrój to miejscowość uzdrowiskowa, znana z leczniczych wód mineralnych. Na pewno są jakieś kwatery. Pogrzebię w Internecie, ale najpierw wypłacę pieniążki. Kieruję się do bankomatu myśląc już o piwku, które zaraz będę popijać (jak znajdę sklep). Wyciągam portfel i..bang! Portfela nie ma! Miałam w saszetce, w kieszonkach z zamkami. Nie ma...Może w plecaku. Wywalam wszystko z plecaka...Nie ma. Serio..? Jak to się stało..? Co teraz..?

Bike trail to border crossing. Maybe I will check it the next day. I will see....Now I will look for a place to sleep. It should not be a problem with this. It is health resort famous for mineral waters. There should be some accommodation. I will look at Internet but first I will take money from cash machine. I wanted to take my pocket and...there is no pocket! What will be now...?


Co teraz..? - Teraz: poszukiwania...Ruszam jeszcze raz na szlak...Zapadał zmierzch. Wiedziałam, że zaraz będzie ciemno..? Czy znajdę..? Nie wiem...Spróbuję...Pójdę. Wjadę, wejdę jeszcze raz. Oby tylko nie był na tej pionowej ścianie. Wtedy nie zrobię nic. Nie będę tam schodzić nocą. Na pewno nie z rowerem. Na pewno nie patrząc na podłoże. Spadnę. Myślę sobie, jak wypadł tam to jestem w d*pie...Będę spać chyba w tym szałasie...Mógł wypaść na tej łące. Czy powinnam zablokować kartę..? Na szlaku raczej nikt nie znalazł. Nikogo nie było. Przejdę się. Na szczycie pomyślę co dalej. Jadłam Figle Migle, bo robiłam się głodna, bo chyba spaliłam wszystko...Teraz będę wchodzić jeszcze raz bez jedzenia...Nie mam już nic. Woda też się kończyła...Nie mam też pieniędzy...Idę. Nie jadę, lecz raczej idę oglądając podłoże. Jest szaro. Potem było już tylko czarno, a ja pomykam sobie przez las w Beskidzie Niskim...Jest pod górę. Wpycham ten rower. Zostawiam myśląc wybiegnę szybko i wrócę po niego. Będzie szybciej. (Przez myśl przechodzi mi, iż mogłam zostawić u jakichś ludzi). Zostawiam, ale za sekundę wracam po niego. Wchodzę z rowerem. Dzwonię do kolegi mówiąc co się stało i pytając, czy przyjedzie po mnie, jak nie znajdę. Nie dojadę bez jedzenia do Krakowa. Niezbyt chętny. Przyjechałby pewnie, ale czułam, że psuję plany (coś, że dziś nie samochodem, bo wczoraj impreza...zawsze samochodem, dziś nie...). Wtedy myślę, że fajnie mieć zioma, po którego się zadzwoni w takiej trudniej sytuacji. Okazuje się, że myślę źle. Gdzie indziej powinnam. Ogólnie nie lubię kłopotać sobą ludzi. Staram się radzić sobie sama. Sama się tak załatwiłam to sama sobie poradzę. Chyba, że ktoś chętny by pomóc, nie odmawiam. Bardzo cenię dżentelmenów. Na szczęście nie muszę kłopotać sobą nikogo! Nie daleko przed szczytem na ziemi leży mój portfel (..i gumy do żucia...właśnie na Przełęczy Cigielka chciałam sięgnąć i nie było...nie wnikałam, gdzie się podziały...). Nie wierzę! Albo: wierzę myśląc, że jestem farciarą. Naprawdę ja się cieszę. Mogę zejść/zjechać w dół. Znowu się rozglądam, tym razem szukając gripa...Zgubiłam, ale skoro zgubiłam to znaczy, że był do zmiany. Żadna strata (nie znalazłam). Znowu Ostry Wierch jeszcze raz...Wnoszenie...Potem zjazd. Wolniej niż przedtem. Jest ciemno. Jestem ostrożna. Zdjęć nie ma, bo a) nie bardzo mi w głowie były foty b) wszystkie by wyglądały, jak poniższa...

What's now..? Searching...I came back to the trail. It was getting dark. What if I lost in this certical wall..? I will do nothing. Anyway, Im going one more time to Lackowa. In the night...I called to my colleauge askin' if he come to take me to Krakow if I do not find. It will be immmpossible to cycle to Krakow without food (I have no money...). Fortunately I do not have to make trouble to anyone - I found my wallet! Almost in the peak! I am lucky girl!


Znowu Przełęcz Cigielka i znowu zjazd do Wysowej. Wiem już, że z moich planów nici. Nie znajdę noclegu...Trzeba będzie się inaczej zorganizować...

Pass of Cigielka one more time. I know that I won't find accommodation in the night. I need to think what to do...


Gdy zjechałam do Wysowej to usiadłam pod kwiaciarnią wkładając wszystkie długie rękawy. Mimo wszystko trzęsłam się z zimna. Jadę do Sącza albo Krynicy na pociąg. Jadę głodna, zziebnięta (chyba, że podjazd...), w ciemnościach, niewyspana, ale...nie narzekam. Ta trasa to była w sumie fajna. Nie robiłam nazw miejscowości (tę jedną zrobiłam). Nie ma ruchu, są gwiazdy nade mną i góry obok mnie.

When I was in Wysowa I sat down next to florist. I was trembling with the cold...I must go to Nowy Sącz or Krynica. I was riding...Hungry, cold, in the night...but I did complain. The route was nice. There are no cars, there are stars above me, mountains next to me...


Wyszła Krynica. Chcę już sklep. Chcę...pić! Po drodze nie było nic, bo jechałam totalnie bocznymi.

I cycled to Krynica. I want shop! I want to...drink!


Powoli robiło się jasno...Nie spieszę się...I tak zanim wsiądę w pociąg, czy coś to muszę się napić. Usycham...W Krynicy dorwałam nieotwartą piekarnię - pani mi sprzedaje świeżutkie drożdżówki, choć dopiero wypakowują towar. Czekam na busa do Krakowa. Nie bierze mnie. Rowerów nie biorą...Dobra, dobra. Wszystko zależy od miejsca albo dobrej woli kierowcy. Miejsce było. Dobrej woli zabrakło. Swoją drogą, że w maju wracając z Rumunii jechałam właśnie z Krynicy dokładnie autokarem tej firmy...Trudno. Dorwałam jakiś autobus do Nowego Sącza - stamtąd więcej opcji. Robię cyrki - otwieram złą klapę, nie zamykam bagażnika. Pan się wkurza...Tłumaczę mu, że chyba jestem lekko śpiąca...Nie jestem dziwna...Tylko śpiąca...W Nowym Sączu planowałam autobus innej firmy - biorą rowery, ale wyszedł autobus tej, której pan kierowca nie zabrał mnie w Krynicy...Rowery jednak biorą...Jak jest dobra wola...

It was getting bright....I am not hurry...
In Krynica I was waiting fr the bus. There is, but he can not take my bike. That's not true. It depends if there is a place for it in the hold or if a driver is a good person...I found a bus to Nowy Sącz. Later bus to Krakow (btw, the company the driver in Krynica said to me: 'We can't take bikes'...).

Komentarze

  1. Szacun za zaliczenie lackowej rowerem :) Sam sprobuje to zrobic w niedlugim czasie ale szukam kilku porad. Skąd jechac, jakim szlakiem itd. Czy powrót ta samą sciezką czy lepiej inną. Narazie nie wiem gdzie bede nocował :) Będę wdzieczny za porady.
    Pozdrawiam
    Rafał

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! Tej trasy z Tylicza nie polecam rowerem. To naprawdę była wspinaczka w pewnym momencie! Zdecydowanie z Wysowej.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Korona Gór Polski cz.10 - Ślęża (718m npm)

21, 22 lutego 2018 Rozgrzana izraelskim (palestyńskim) słońcem postanowiłam pewnej nocy wsiąść w pociąg do Wrocławia, by mimo niebotycznych mrozów zdobyć kolejny szczyt z Korony Gór Polski - Ślężę. Zastanawiałam się, czy dam radę, czy nie zamarznę, ale mam taki okropny problem, że nie znoszę monotonii, nudy, tych samych tras. Zwłaszcza, gdy wracam z miejsc, w których kipiało od wrażeń, nowości, emocji. A tak było w Izraelu/Palestynie...Ale o tym nie tutaj...Postanowiłam, że muszę gdzieś wybyć. Zewnętrzne warunki spróbuję pokonać. Co z tego wyjdzie zobaczymy. Wsiadłam w nocny pociąg jadący 5 godzin. Pośpię...Choć w pociągu, choć 5 godzin. Zawsze coś. Nie pospałam nic...Zainfekowana rowerową przygodą do szpiku kości myślałam o kolejnej wyprawie - gdzie. W zasadzie to wymyśliłam sobie pewne miejsce, które zaczęłam czuć wewnętrznie mocno, jednak czy zewnętrznie jest to wykonalne? Chyba nie...Tak, czy siak zamiast spać zajęłam się grzebaniem w Internecie, gadaniem ze znajomymi na ten t

"Nad morze" cz.1 - Kraków-Gdańsk

 Moja najdłuższa przejażdżka rowerowa w 2014 roku to wycieczka z Krakowa na Hel. W ciągu 9 dni (dojazd + pokręcenie po okolicy) przejechałam 1087 km, więc dystans w stosunku do czasu nie jest obłędny, ale sama wyprawa w jakimś sensie była. Było to 9 dni w ciągu, których byłam odcięta od wszystkiego. Nie liczyłam czasu - dni odmierzałam "ostatnio spałam w...,wcześniej w...". Kilometrów też nie liczyłam, bo pierwotne wobec dystansu było zwiedzanie miast - w paru byłam po raz pierwszy, do kilku innych mam sentyment, więc chciałam w nich dłużej zostać. Zasadniczo była to wyprawa "na dzikusa", czyli bez planu, jedynie z celem. Nie miałam zaplanowanego żadnego noclegu, co spowodowało parę stresowych sytuacji, ale zawsze wszystko się dobrze kończyło (nawet, gdy raz noclegu nie znalazłam...). DZIEŃ PIERWSZY - 150 km Ruszyłam niewyspana...dziwną trasą - przez Dolinki Krakowskie, czym zdecydowanie nadrobiłam, gdyż nie dało się tam jechać zbyt szybko. Kierowałam się