Przejdź do głównej zawartości

Sentymentalny Czeski film - sierpień 2013

Niedawno byłam w Cieszynie. W związku z tym wzięło mnie na wspominki... 

Przejażdżka do Czech z sierpnia 2013, jeszcze na starym rowerze. Kloszardzkim rowerze. Ze względów estetycznych, jak i funkcjonalnych. Koła 26-tki. ZDECYDOWANIE wolę 29-tki (tym bardziej, że jestem dość wysoka i mam długie koniczyny...). Choć wtedy na 26-tkach było ok, ale wtedy było ok z: 
1) przerzutką, którą trzeba było rączką czasami (właściwie to ja tylko w razie ostateczności schodziłam z "trójki" - może to w jakiejś części sprawiło, że moje mięśnie są dość silne i teraz mogę robić dystanse na 300 km na luzaku..?);
2) z siodełkiem, które oprócz tego, że wyglądało fatalnie nie trzymało się do końca zawsze...; 
3) pedałami (tylko taki szkielet był, czego efekt będzie widać na poniżej...troszkę do dziś na mojej nodze widać).
Kiedyś pan serwisant powiedział, że doktorat mógłby na nim zrobić...Ktoś inny, że powinni mnie wpisać do Księgi Guinnessa, że na czymś takim tyle kilometrów (O mało się nie zabiłem - wypowiedź w ten deseń była dłuższa...). Gdy kiedyś wyciągnęłam ten rower z garażu miałam...takie same odczucie...Jak ja to zrobiłam.....? Ale ja wtedy nie odczuwałam dyskomfortu jakiegoś wielkiego...Właśnie już gdzieś kiedyś coś pisałam: może być super sprzęt, super stylóweczka kolarska, ale silne mięśnie, wytrzymałość, determinacja są jednak ważniejsze...Ale w końcu kupiłam nowy rower, bo to było przegięcie na maxa...
Pisząc to o tym rowerze na mojej buzi widnieje uśmiech - bo to jest aż absurdalne, jak on działał - ale dał mi parę pięknych rowerowych chwil, satysfakcji etc...To mój pierwszy "górski rower"...Służył przez ok 15 lat. 
Miało być sentymentalnie a'propos Cieszyna, wyszło sentymentalnie o rowerze (ale należy mu się swoisty Tribute!).


Wracając jednak do przejażdżki...
Wyruszyłam ok. 14 - późno (jak zwykle...) - do tego w największy upał...Było mega gorąco.
Tak, że już w Skawinie lekki chillout...- de facto dystans przede mną był dość krótki. 


Jechałam przez Stanisław Dolny, czyli inaczej niż podczas przejażdżki sprzed tygodnia. Tylko, że ostatnio nie jechałam świadomie do...


...Wadowic.



Poszłam na obiad. Zamówiłam makaron i...Serio......!!!???
Normalnie na obiad zjadam prawie całą paczkę (ok. 400 gramów). Już nie chciałam czekać na kolejne 5 porcji, które powinnam zamówić, więc...


...poszłam na kremówkę. Na chwilę wystarczy....




 Możesz rozpalić tłum, tym czym kochasz..
Rozpalić tłum, tym czym kochasz...

 
Vixen - Rozpalić tłum
(raper urodził się w Czańcu)

Ze mną jest podobnie:
Wierzę że każdy człowiek z czasem się odwzajemnia..
Jak mam jakiś problem, zawsze słucham się serca,
Bo niekiedy nie wystarcza rozum i inteligencja.


Bielsko - Biała, z której nie potrafiłam się wydostać...


Jechałam bez mapy, GPS-a, niczego. Tak na czuja...W sumie są znaki, to przecież się nie zgubię tylko, że niekiedy jest też znak: zakaz dla rowerów...(Był też remont gdzieś w Kętach i przez totalnie leśną drogę prowadził mnie chłopaczek na deskorolce...Sam taki chętny, słodziak.). Tak było i tutaj...Krążyłam...Pytałam, w końcu chłopaki jakieś wskazały wyjazd.  
- Do Cieszyna jeszcze daleko.  
- Może dojadę, jadę z Krakowa. Cisza.  
- Z Krakowa? Ja pier..lę...Szacun. Cisza. Z Krakowa (do siebie)...
Btw, ja chyba muszę się wybrać na to zwiedzanie Bielsko-Białej z tym panem, co ostatnio wskazał wyjazd, bo wyjechałam od razu, bez takich akcji, jak wtedy, czyli zna miasto...


Bardzo ucieszyła mnie strzałka na Cieszyn. 
Jechałam w ciemności (dwóch kierowców mi powiedziało, że mnie nie widać - świetnie....) i gdzieś niepotrzebnie skręciłam...Jadę, jadę nie wiem gdzie, ciemno spytać nie ma kogo...Tzn. jakieś dwa samochody zaparkowane w rowie...Wypadek? Chyba nie. Wydaje mi się, że akcja rozrywkowo-zarobkowa. Miałam już pukać w szybkę...(Bo co miałam robić..?), a tu nagle o pierwszej w nocy jedzie dziewczyna na rowerze...Z nieba mi spadła. Okazało się, że faktycznie zajechałam się ciut - jechałam na Brennę. Ona wracała z pobliskiej wioski od chłopaka. Pogadałyśmy o życiu, odprawdziła mnie na skręt...i już miało być prosto, elegancko i było.


Pojawił się Cieszyn - wtedy miałam uczucie, że chcę ucałować tę tablicę - wreszcie ten Cieszyn jest (bo martwiło mnie, że na noclegu najpierw miałam być o 22, potem dzwoniłam, że będę o 24, a jest 2...- ja tak bardzo nie lubię robić kłopotów innym)...
Dystans dojazdu wyszedł podobnie, jak ostatnio ok 160 km (a trasa ciut inna jednak...i gubienie inne, nadrabianie inne...). 
Zjazd był super! Słuchałam: 2 Unlimited - No Limit
i naprawdę ja zjeżdżałam na pełnej ku..ie na tym kloszardzkim rowerze...


Trzeba było znaleźć zarezerwowany nocleg (o dziwo - zarezrwowany!), ale to był lekki problem, bo w mieście nie było ludzi. Internetu w telefonie nie miałam wtedy, więc tylko ludzie albo krążenie, ale...rzucił mi się w oczy posterunek policji! Poszłam pytać tam, ale było ciemno...Dorwałam stację i po lekkim pokręceniu po Cieszynie znalazłam Szkolne Schronisko Młodzieżowe (było grubo po 3). Obudziłam pana stróża, który łaskawie wpuścił, ale krzyknął, że to nie jest hotel..!


DYSTANS: 164 KM

DRUGI DZIEŃ 

Jak wspominałam w poprzednim poście, rano mnie oglądali, jak jakieś zjawisko...Potem jeszcze powiedziałam, że wybieram się do Ostravy (bez mapy i niczego znów, ale to przecież blisko) to zdziwienie, że w taki upał...No było dość gorąco...Nawet bardzo...


No Limit był takim kawałkiem w klimacie o podwójnym znaczeniu...




Ale brzydki mural w przejściu podziemnym do miasta! Bo czeski Cieszyn to nie tylko ładne centrum, które jest znane większości turystom - jest coś więcej za tym brzydkim muralem...


Jem...

.
...np czekoladę, która kupiłam kilka minut wcześniej...Kupiłam w stanie stałym, nie roztopioną...


Ładne tereny. Przestrzeń!!!



Chillout (przegląd czeskiej prasy...), bo tak gorrącooo. Ale gdzie mi się spieszy...? 
W jakimś sklepie kolejny raz dziwili się, że jadę do Ostravy w taki upał...Nie wiem, czy odległość ich dziwiła, czy po prostu do Ostravy się nie jeździ w taki skwar z jakiegoś powodu...




11 września 1932 roku polscy lotnicy Franciszek Żwirko i Stanisław Wigura zginęli w pobliżu tego miejsce w katastrofie lotniczej. W Terlicko znajduje się ich symboliczny grób (pochowani są na Cmentarzu Powązkowskim).


Havirov.


Kofola!!! 
Bardzo lubię kofolę. W ogóle kupowałam od razu dwa napoje, jeden na miejscu, drugi biorę, za chwilę sklep i jeden na miejscu drugi biorę, za chwilę sklep i...
(Btw, ja wypiłam hektolitry płynów i wszystko wyszło przez skórę...Dziwne i ciekawe...).


Bardzo ładny jest Havirov. 


Jadąc myślałam, że dostałam udaru (bo nie cały czas miałam coś na głowie, choć w pewnym momencie włożyłam koszulkę...). Może to ten powód, dla którego nie jeździ się w taki skwar do Ostravy...? Udarogenna droga..?
Było mi tak źle, że musiałam przycupnąć pod drzewem na chwilę, bo...było mi źle, a nie dla chilloutu (jak to zwykle). W końcu jednak dotarłam.


Czy Ostrava ma jakiś rynek, bo ja nie dotarłam..? Choć trochę pokręciłam po mieście. Może za mało...


Bramburky i milion innych produktów na krawężniku przed supermarketem..Przynajmniej mogę dużo kupić i...pojeść porządnie!


Trzeba było wracać, bo nie chciałam robić takiej akcji, jak poprzedniej nocy. Chciałam być o właściwej porze...


Jechało się niesamowicie (upał zelżał) - z góry (wcześniej w upale pod górę...). Zatrzymała mnie policja. Pan mówi, że nie mam oświetlenia. Miałam. Coś kiepskiego z tyłu, przednia rozwaliła mi się w...Ostravie. Pan powiedział: Jedźcie dalej. Pojechałam...Spieszyłam się, żeby być przed 22. Nienawidzę ograniczeń, ale cóż - taki regulamin, nikt nie kazał mi tu noclegu rezerwować...Dostosuję się.


Tak się spieszyłam, że wbiłam sobie pedał albo raczej szkielet pedała w nogę...Nie poczułam jakoś bardzo...W schronisku pan mi mówi, że cieknie mi krew z nogi patrzę: O faktycznie...
 Minimalną bliznę mam do dziś...Trzy kropeczki (były cztery, ale jedna była płytka, więc nie ma śladu).
Poza tym pani dała mi..mapę...Cały 2014, 2015 rok z nią jeździłam. Styrałam na maxa, potargała się...Dużą część Polski z nią przemierzyłam.


DYSTANS: 92 KM

TRZECI DZIEŃ

Powrót do domu. Jest ciepło, ale nie ma upału - będzie się jechało idealnie - tak myślałam...


Takie kropeczki...



W ogóle...jeździłam jeszcze z plecakiem...Bo ja to tak nic nie planowałam...Po prostu jeździłam...



Jem śniadanie po czeskiej stronie.


Celowo jest dużo zdjęć z..fontannami...Dominujący motyw przejażdżki, bo już od początku marzyłam o tej pierwszej na mojej drodze usytuowanej w Skawinie. Następnie każda kolejna mnie cieszyła i..pomagała...



Opuszczam Ceską Republikę i już jadę pedałować w Polskę, ku Krakowowi...


W sumie jeszcze nie wiedziałam, jaką trasą...Mam mapę! Mogę sobie pokombinować...Ha!


Nie lubię wracać tą samą, ale stwierdziłam, że w sumie to ja tak średnio widziałam tę trasę...Zresztą czy dokładnie tak samo..? Chyba nie...


Kojarzyłam: Skoczów, który przegapiłam poprzedniej nocy i skręciłam na Brennę. Dziewczyna z nieba była ze Skoczowa.



Nagle trzask z nieba i deszcz...Deszcz - nie ma problemu. Trzask -  gorzej, ale na razie pojedynczy...


...Się rozpadało...
W Bielsku-Białej kupiłam czołówkę, żeby nikt mi nie mówił, że jestem nic nie widoczna - znów zapowiadał się nightbiking.


Pada, pada...


...pada.


Andrychowska fontanna - już nie marzyłam o fontannach - miałam na bieżąco...


Deszcz - ok, lekkie błyski od czasu do czasu - no ok, ale mega burza - nie! To już nie kwestia komfortu tylko bezpieczeństwa. Jak nagle pier....ęło! MEGA BŁYSK! Skręciłam na stację w tym momencie (dobrze, że akurat tu byłam, a nie gdzieś w lesie..) i spędziłam na niej 7 GODZIN!!! Cały czas była taka mega burza! Rozmawiałam sobie z panem...Ok 5 się uspokoiło, więc ruszyłam.


Wschód słońca w trasie oglądałam trochę śpiąca...


W końcu jest Kraków!


DYSTANS: 162 KM

Komentarze

  1. Jak lubisz fontanny to plan na kiedyś: Dęblin. I pyszne naleśniki po drugiej stronie ulicy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię, a nawet uwielbiam zwłaszcza, jak są 53 stopnie przy asfalcie (to te największe upały od 30 lat wtedy były), a tyle było na trasie Cieszyn-Ostrava (myślałam, że mam przewidzenie, ale reakcje mojego organizmu "potwierdziły", że jest to możliwe..). Naleśniki też uwielbiam! Od razu zamówię 6 porcji (bo znowu dostanę porcję dla krasnoludka..). Tak, że dzięki za polecenie, jak znajdę się w okolicy i zobaczę na mapie "Dęblin" to bardzo prawdopodobne, że skieruję tam moje koła (ku fontannie, choć przede wszystkim ku naleśnikom!)

      Usuń
  2. Nie rower jest problemem, tylko jego stan techniczny. Ja w tej chwili wożę się na starszych jednośladach, ale to raczej z sentymentu (jeden rower), a drugi żeby nie było aż tak żal, gdyby gwizdnęli w Krakowie...
    Aczkolwiek dbam o ich stan techniczny, bo też czasami wyskakuję nieco dalej...

    Jakie masz odczucia po przesiadce z 26" na 28"? I ile wzrostu, że tak 26" był za mały dla Ciebie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się, że stan techniczny to kluczowa sprawa, tylko że z tamtym nic się nie dało zrobić już. Naprawdę tam nic nie działało dobrze...Rower też był raczej kiepski. Choć ja w ramach "ćwiczeń technicznych" zamierzam go sobie rozebrać, poskładać...Właśnie a'propos tego gwizdnięcia czasami sobie myślę, że tamtego to nawet nie musiałam przypinać - choć jakiś żul mógłby się pokusić, żeby sprzedać na złom...Nawet nie to, że za mały, bo zanim nie wsiadłam na ten (29-tki) to nie myślałam, że za mały, ale jak już wsiadłam to bym nie wróciła. 179 cm - tak, że wyższe osoby jeżdżą na 26-tkach. Tylko, że ja mam długie nogi (tak, że wyżsi koledzy mówią, że siodełko mam wysoko, a o takim samym wzroście to by nie dali tak jechać...) - nie wiem czy to ma znaczenie jakieś, że mi lepiej na większych kołach..? Choć kilka razy usłyszałam pytanie, czy ten rower nie jest dla mnie za duży. Polecali mi ramę 17, ale było mi na niej źle...

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Korona Gór Polski cz.10 - Ślęża (718m npm)

21, 22 lutego 2018 Rozgrzana izraelskim (palestyńskim) słońcem postanowiłam pewnej nocy wsiąść w pociąg do Wrocławia, by mimo niebotycznych mrozów zdobyć kolejny szczyt z Korony Gór Polski - Ślężę. Zastanawiałam się, czy dam radę, czy nie zamarznę, ale mam taki okropny problem, że nie znoszę monotonii, nudy, tych samych tras. Zwłaszcza, gdy wracam z miejsc, w których kipiało od wrażeń, nowości, emocji. A tak było w Izraelu/Palestynie...Ale o tym nie tutaj...Postanowiłam, że muszę gdzieś wybyć. Zewnętrzne warunki spróbuję pokonać. Co z tego wyjdzie zobaczymy. Wsiadłam w nocny pociąg jadący 5 godzin. Pośpię...Choć w pociągu, choć 5 godzin. Zawsze coś. Nie pospałam nic...Zainfekowana rowerową przygodą do szpiku kości myślałam o kolejnej wyprawie - gdzie. W zasadzie to wymyśliłam sobie pewne miejsce, które zaczęłam czuć wewnętrznie mocno, jednak czy zewnętrznie jest to wykonalne? Chyba nie...Tak, czy siak zamiast spać zajęłam się grzebaniem w Internecie, gadaniem ze znajomymi na ten t

"Nad morze" cz.1 - Kraków-Gdańsk

 Moja najdłuższa przejażdżka rowerowa w 2014 roku to wycieczka z Krakowa na Hel. W ciągu 9 dni (dojazd + pokręcenie po okolicy) przejechałam 1087 km, więc dystans w stosunku do czasu nie jest obłędny, ale sama wyprawa w jakimś sensie była. Było to 9 dni w ciągu, których byłam odcięta od wszystkiego. Nie liczyłam czasu - dni odmierzałam "ostatnio spałam w...,wcześniej w...". Kilometrów też nie liczyłam, bo pierwotne wobec dystansu było zwiedzanie miast - w paru byłam po raz pierwszy, do kilku innych mam sentyment, więc chciałam w nich dłużej zostać. Zasadniczo była to wyprawa "na dzikusa", czyli bez planu, jedynie z celem. Nie miałam zaplanowanego żadnego noclegu, co spowodowało parę stresowych sytuacji, ale zawsze wszystko się dobrze kończyło (nawet, gdy raz noclegu nie znalazłam...). DZIEŃ PIERWSZY - 150 km Ruszyłam niewyspana...dziwną trasą - przez Dolinki Krakowskie, czym zdecydowanie nadrobiłam, gdyż nie dało się tam jechać zbyt szybko. Kierowałam się

Korona Gór Polski cz. 8 - Lackowa (997 m npm)

16 sierpnia 2017   Wstałam rano. Ruszyłam na dworzec. Jak zwykle nie spałam długo. Za mało. Cóż...Pasja wymaga poświęceń. Dla pasji można dużo - żeby tylko coś przeżyć...coś zobaczyć...gdzieś być...Może sprawdzić siebie? Wsiadłam w pociąg. Bilet kupiłam u konduktora, bo jak zwykle byłam późno na dworcu. W ostatniej chwili. Wystarczyło czasu tylko na to, żeby ruszyć na peron. Wysiadłam w Starym Sączu. Z moich obliczeń wyszło, że stąd najszybciej będzie na szlak. Chyba nie poszła dobrze mi ta matematyka... I woke up early in the morning. I did not sleep long. Too short. Ech...I went by train to Stary Sącz - it is close to the trail. I thought that is the best to leave the train there, but I think that I was wrong... Jednak trzeba do Nowego Sącza. O mało nie zostałam potrącona. Pan nie widział, bo to nie ścieżka rowerowa, to chodnik. Ścieżki nie ma, sprawdzam trasę, więc jadę chodnikiem wyglądającym, jak ścieżka. Mam wątpliwości, czy to oby nie ścieżka. Nic się nie stało