Przejdź do głównej zawartości

NADBAŁTYCKA PRZYGODA cz.2 - Wilno (...i moje fantazje o wileńskiej randce z Mickiewiczem...)

19 maja 2016

Ależ spałam...do 12.
Potem pierwsza kawa na tarasie, druga kawa, tosty (na chlebie i dżemie było napisane free food to chyba nie ukradłam nikomu...).


Można ruszać na miasto. Ten dzień dla odmiany miał być poświęcony tylko i wyłącznie na zwiedzanie. Spadnie średnia...Ale moje tripy to poznawanie świata (na razie Europy..) na rowerze. Samo jeżdżenie i chwalenie się osiągami - nie moja bajka, ale z drugiej strony moje ciało i psychika potrzebują dłuższej przejażdżki między tym...Dziś chilloutowo. Chcę po prostu zobaczyć to polskie (?) miasto/litewską stolicę. Ruszam oglądać Vilnius. Jakiś biker na BMX-ie też...


Jadę, a tu oprowadzanie...Można na chwilę się podłączyć (akurat na angielski trafiłam - lucky me...).


Kościół św. Franciszka i św. Bernarda. 
Został wybudowany w latach 1469-1500, a głównym fundatorem był król Kazimierz Jagiellończyk (Wielki Książę Litewski, król Polski).


Akademia Sztuk Pięknych w Wilnie
(Vilniaus Dailes Akademija).


Mały wileński biker!


Pojechałam gdzieś...I wyrosła przede mną Góra Zamkowa (Pilies Kalnas). Wjeżdżam. Z jednej strony fajnie być przygotowanym do oglądania miasta, ale ja lubię również tak na wyczucie, bez planu. Ja chyba planów się boję...nie tylko jeśli chodzi o zwiedzanie miast.


Widoki za mną na panoramę miasta - cudo!


Zamek Górny (Vilniaus aukštutinės pilis).
Jak można przeczytać, postrzegany jako symbol Wilna.


Btw, jakby ktoś nie mógł wejść jest winda...


A warto tu wejść (albo wjechać..), bo panorama miasta - cudna!


Baszta Giedymina (Gedimino pilies bokštas).
Wewnątrz baszty mieście się muzeum:
http://www.lnm.lt/en/gediminas-castle-tower/?task=view&id=45


Widok na drugą część Wilna.



Poza historycznymi aspektami (o których nie piszę, bo można znaleźć informacje na ten temat z rzetelniejszych źródeł, jakby ktoś był ciekawy) to miejsce jest całkiem przyjemne, by posiedzieć tu, popatrzeć na to kontrowersyjne w swej przynależności miasto.


A teraz jadę tam...


...na Górę Trzech Krzyży...


...drogą wśród graffitti. Co tu jest napisane..?


Jestem na Górze Trzech Krzyży...ze złamanym palcem...Tak pomyślałam, jak strzelił podczas przerzucania przerzutki (taki podjazd...), zabolało, palec spuchł...Ale zginam to chyba nie jest złamany...Dopadła mnie nawet taka refleksja: jak ja pojadę dalej?; jakie to było bez sensu..., niepotrzebne... Nie chodzi o ból fizyczny teraz, bo to do zniesienia, ale o konsekwencje później - czy nie będzie. Przemknęło mi przez głowę: o nie! będę musiała szukać pogotowia, czy co tu mają, żeby mi to prześwietlili albo po prostu kolejnego dnia wrócić do Polski. Nie...Ale zginałam to chyba ok, co prawda nie byłam w stanie go używać (wspaniale się przerzucało potem nie używając prawego kciuka...). Zobaczymy, jak będzie później.


Stąd również roztacza się cudowny widok na miasto (w końcu wzgórze).


Góra ta nazywana jest również Trzykrzyską. Są również trzy hipotezy powstania tego pomnika (1. ku pamięci zamordowanych franciszkanów; 2. po przyjęciu przez Litwę chrztu, żeby Krzyżacy widzieli, iż Litwini to chrześcijański naród; 3. podziękowanie za ustąpienie zarazy). Krzyże zbutwiały, powstały nowe, które przetrwały wojnę, ale Sowieci w 1950 roku kazali je wysadzić w powietrze. Zostały odbudowane w 1989 roku.


Mała wileńska bikerka!
Ależ ona tam kręciła. Z taką pasją robiła te kółka. Widziałam rowerowy potencjał w tej dziewczynce. Też tak zaczynałam jeżdżąc na małym rowerku przy moim tacie.


Gdyby ktoś wpadł do Wilna innym pojazdem niż ten dwukołowy napędzany siłą mięśni zawsze może się w takowy zaopatrzyć na miejscu.


Stary Arsenał.


Obecnie mieści się tutaj Muzeum Sztuki Użytkowej.


Litewskie Muzeum Narodowe (Lietuvos nacionalinis muziejus).


Przed budynkiem stoi Pomnik Mendoga (pierwszy Wielki Książę Litewski oraz pierwszy i jedyny Król Litwy; był twórcą silnego państwa liczącego się na międzynarodowej arenie).



Bazylika archikatedralna św. Stanisława i św. Władysława w Wilnie.


Jak jest napisane powyżej na tablicy informacyjnej, jest to najważniejszy kościół Litwy.


W katedrze tej znajdują się groby królów i królowych Polski:
Aleksandra Jagiellończyka, Elżbiety Habsburżanki, Barbary Radziwiłłówny, serce Władysława IV Wazy.


Tutaj również w jednej z kaplic Zygmunt August potajemnie żenił się z Barbarą Radziwiłłówną.



We RIDE Vilnius 2016!


Ładny design miasta. Dokładnie taki, jaki kojarzy się z Wilnem (przynajmniej mi..), takim wysublimowanym miastem z historią, ośrodkiem kultury polskiej w okresie międzywojennym, litewskim teraz.
Wilno mnie nie zaskoczyło...
A'propos tej polskości, czy polskiej przynależności miewałam tak, że instynktownie chciało mi się powiedzieć Lwów...W ogóle dla mnie te dwa miasta to są must be każdego polskiego patrioty.


Prospekt Giedymina (Gedimino prospektas).
Nazwa tej ulicy ulegała zmianie (zależało od tego kto "rządził na mieście"..). W 1922 nazwana została imieniem Adama Mickiewicza. Potem stała się na chwilę aleją Giedymina, by zostać Praspiektem Stalina, ale rok 1956 pokazał to zło dyktatora podczas XX Zjazdu KPZR, więc stała się Praspiektem Lenina. W 1989 roku została znów nazwana imieniem Giedymina.


Litewski Narodowy Teatr Dramatyczny (Lietuvos nacionalinis dramos teatras).
Trzy kobiety, które trochę przeraziły mnie swym wyglądem, symbolizują dramat, tragedię i komedię.


Vincas Kudirka - litewski lekarz, dziennikarz, poeta, muzyk, kompozytor; autor litewskiego hymnu.


Ucieszyła mnie wieść, iż przybytek ten czynny 24h...


Najedzona tym "tradycyjnym" litewskim posiłkiem jadę dalej kręcić po Wilnie...


Sąd Konstytucyjny Litwy (Lietuvos Respublikos Konstitucinis Teismas)



Sejm Republiki Litewskiej (Lietuvos Respublikos Seimas)



Budynek ten jest symbolem oporu wobec władzy radzieckiej. To tutaj w marcu 1990 roku ogłoszono akt odzyskania niepodległości. W styczniu następnego roku ludzie bronili gmachu przed radzieckimi wojskami.


Może jedna z główniejszych alei już nie jest nazwana imieniem naszego narodowego wieszcza, ale w samym mieście znajduje się ulica jego imienia. Wszak to jego mityczna ojczyzna (spędził w niej 9 lat).


Będąc na ulicy Mickiewicza (na którą trafiłam przypadkiem) uwagę mą zwróciła ze względu na inny typ budownictwa, prostopadła do niej ulica. Nazwa ulicy: Karaimu. Wszystko jasne.



Tym bardziej "wszystko jasne", że "na końcu" (de facto już na innej prostopadlej do niej) - Kienesa (czyli karaimski dom modlitwy) w Wilnie. Powstała w latach 1912-22. W 1949 roku budynek został odebrany Karaimom, by powrócić w ręce tej mniejszości po odzyskaniu przez Litwę niepodległości.
 Dziś budynek jest dość zniszczony.

Co do Karaimów, pod koniec XIV wieku Wielki Książę Litewski - Witold do miasta Troki (przejeżdżałam poprzedniej nocy i bardzo żałowałam, że nie pozwiedzam, ale chciałam spać...) sprowadził z Krymu kilkaset rodzin karaimskich.



A tak w ogóle to ja szukałam Cmenatrza na Rossie. W zeszłym roku byłam we Lwowie. Głównym moim celem w tym mieście był cmentarz Łyczakowski. Po tamtej wycieczce, jak zwykle kipiałam tym wszystkim, więc gdy po powrocie tutaj w Polsce spotkałam pana urodzonego w przedowojennym (polskim!) Lwowie, zagadałam. Dużo mojej uwagi podczas naszej rozmowy na temat miasta, skupiło się właśnie na lwowskiej nekropolii. Syn tego pana powiedział, że są takie trzy ważne nekropolie z punktu widzenia Polaków. Wileńska jest jedną z nich obok łyczakowskiej i tej trzeciej, na której wstyd się przyznać nie byłam, mimo że w samym mieście byłam wiele razy (w tym na rowerze pokonując spontanicznie dystans 365 km na raz...).
Od tamtego czasu chciałam w końcu zobaczyć Wilno, ale tak się jakoś nie składało przez rok...


Ogólnie mam "zajawkę językową". Znam kilka lepiej lub gorzej. Uczę się ciągle jakiegoś. Czytam w różnych (na moich regałach leżą książki napisane nawet takich ekstremalnych językach, których się nie nauczę nigdy...). Jednak litewskiego nie nauczyłam się nic a nic...Dopiero w tym momencie odkryłam, iż na mapie mam kilka słówek - chociaż tego mogłam się nauczyć, bo na wsiach to ja z tym angielskim czułam, że mogłabym mówić równie dobrze po albańsku...Oni wtedy pytali, czy po rusku mówię. A ja po rusku akurat nie mówię..W sumie w Wielkim Księstwie Litewskim językiem urzędowym był ruski (ale potem polski...to czemu nie mówią po polsku..?). W sumie z dogadaniem się nie było problemu mimo wszystko (choć jeden pan właśnie w tej okolicy Wilna nie zrozumiał, gdy pytałam o cmentarz Rossa..), ale stwierdzam, że fajnie znać różne języki...Dużo osób znało dość kiepsko ten angielski, ale i tak spokojnie mi byli w stanie coś wytłumaczyć i super sprawa: nie wstydzili się tego, że nie znają języka perfekt. Bo czasami tak jest, że ktoś się boi mówić...I to w takich nieformalnych sytuacjach jest głupie.


Na moich tripach dłuższych, czy krótszych czuje się jak Alicja w Krainie Czarów...Jest takie swoiste oderwanie od rzeczywistości.
Btw, lubię tę książkę, lubię ten świat, lubię też tę luźną filmową adaptację w reżyserii Tima Burtona (jego to uwielbiam od kilkunastu lat - od Batmana, Powrotu Batmana, Edwarda Nożycorękiego oglądanego w dzieciństwie za każdym razem, gdy szedł w telewizji; ogólnie lubię klimat jego filmowego świata - magicznego, bajkowego i lubię to, że on lubi świetnego i przystojnego  aktora - Johnny Deppa; chyba jego aktorski ulubieniec...).
A co do bohaterki z plakatu - mistrzowski dubbing Katarzyny Figury (nie przepadam za dubbingiem, wole oryginalną wersję, ale w tym przypadku zawsze włączam...).


Pomnik Ofiar Ludobójstwa.
 Został on usypany z kamieni z różnych części Litwy.


Muzeum Ofiar ludobójstwa (Genocido muziejus aukų).
Mieści się ono w dawnej siedzibie Gestapo, NKWD, KGB.


Po lewej: Giedymin (btw, był on dziadem Władysława Jagiełły).


W 1815 roku z Nowogródka do Wilna zajechał bryczką Adam Mickiewicz, by podjąć studia na Uniwersytecie wileńskim.



Uniwersytet Wileński (Vilniaus universitetas).
Został założony przez  króla Polski
Stefana Batorego w 1579 roku.



Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Wilnie.


Dokładnie!


Klimatowa książkowa kawiarenka. I winyle za 1 euro...


Ratusz w Wilnie (Vilniaus Rotuse).
Jakoś tak wbiło mnie w ziemię, jak przeczytałam tę deklarację George'a Busha. Ciekawa jestem, czy prawdziwie to deklarował, bo już byli tacy przywódcy w historii, którzy dużo gadali, a jak przyszło co do czego to nic..I dlatego teraz Wilno nie jest polskie...


Plac Ratuszowy w Wilnie (Rotušės aikštė).


Baltic biker.


Przyjechał bryczką, wyjechał w rosyjskiej kibitce w 1824 roku. Jakoś smutno mi się zrobiło, gdy stałam pod tym domem...Pomijam fakt estetyki tego domu...Pierwsza myśl: no nie dziwię się, że wyjechał, ale jak wiemy wyjazd z tego miasta był w pewnych okolicznościach).
Jak tak napotykałam te mickiewczowskie miejscówki to ja nie widziałam w nim takiego patetycznego człowieka, wieszcza narodowego. Tylko młodego studenta. Wyobrażałam sobie trochę, jak biega w tej "todze" po wileńskich uliczkach, czy to na Uniwersytet, czy też tajne spotkania, czy jakieś randki (chciałabym pójść na randkę-spacer po Wilnie z nim...).
A'propos, po tej wycieczce mam ochotę przypomnieć sobie Dziady cz.III (dzieło powiązane z tym okresem jego życia, z tym miastem, jak również kolejnym)...


Wciąż szukałam cmentarza na Rossie. Zapytałam Pani kramarki, która narysowała mapę. Mapa była mistrzowska. Postanowiłam ją uwiecznić.


O co temu panu chodzi..? Co dziwnego jest w uwiecznianiu mapy narysowanej tekturce od pani kramarki...?


Trasa prowadziła przez Ostrą Bramę.


Panno święta, co Jasnej bronisz Częstochowy
I w Ostrej świecisz Bramie! Ty, co gród zamkowy
Nowogródzki ochraniasz z jego wiernym ludem!
- każdy zna...(i pewnie ten cytat jest w każdej relacji dotyczącej tego miejsca, ale jak można  inaczej..?)
Ostra Brama oczywiście też była moim must be w Wilnie.



Weszłam do środka, lecz w tym czasie odbywało się jakieś nabożeństwo, więc zbytnio się nie kręciłam, a tym bardziej nie fotografowałam.


Poniżej widoczny jest fragment muru obronnego. Na przełomie XV i XVI wieku Wilno otoczono takim murem. Powstało 9 bram miejskich, na których zawieszano święte obrazy.


Ruszam ścieżką rowerową ruszam na cmentarz. Ale źle obróciłam mapę - nie ten kierunek...


W Wilnie, jak i ogólnie na Litwie, wiele budynków, w tym kościołów, niejednokrotnie zabytkowych jest bardzo poniszczonych, nieodrestaurowanych.


Jest strzałka na Rasu Kapines (pani kramarka mi powiedziała, jak to jest po litewsku). Naprawdę mapa była świetna.



Nie wiem, czy tak można napisać o cmentarzu, ale...cudny. Myślę, że tak jak w przypadku Łyczakowskiego można. Zarówno ten i jak tamten mają niesamowity klimat. Wrażenie robi położenie (na pagórku), otoczenie (pośród różnie rosnących drzew). Podobnie, jak lwowska nekropolia jest on taki dziki. Groby są jakby "porozrzucane".


Grób brata Marszałka Polski, Józefa Piłsudskiego - Adama.


W przeciwieństwie do Cmentarza Łyczkowskiego tutaj jest chyba mniej rzeźb jeśli chodzi o pomniki nagrobne.


Wiele nagrobków jest poniszczonych 


Są również monumentalne grobowce.


Spacerowałam po tej nekropolii, a po głowie chodził mi cudowny fragment kawałka Eldo:
Też lubię gubić się na samotnych cmentarzach
Nie chcę od ludzi nawet mikrona litości
I też myślę ile razy mógłbym umrzeć z miłości

Dokładnie!

Fragment ten pochodzi z kawałka Halina Poświatowska. Artysta odnosi się do jej wiersza:
One nas lubią, te samotne cmentarze, one, które są z nami tak bardzo, że nieledwie tkwią w środku nas. Paradoks odwracalny, bo może to my w nich tkwimy.

Btw, o poetce wspomniałam w "częstochowskim" poście.


W skład cmentarza wchodzi: Stara Rossa, Nowa Rossa, Cmentarz Wojskowy oraz mauzoleum Serce i Matka Syna.

Poniżej Cmentarz Wojskowy.


Pochowani są tutaj żołnierze polegli w latach 1919-20, w 1939 roku a także żołnierze AK.



Tutaj spoczywa serce Marszałka Józefa Piłsudskiego oraz jego mama.


Nie wiem czy nie zechcą mnie pochować na Wawelu. Niech! Niech tylko moje serce wtedy zamknięte schowają w Wilnie gdzie leżą moi żołnierze co w kwietniu 1919 roku mnie jako wodzowi Wilno jako prezent pod nogi rzucili. Na kamieniu czy nagrobku wyryć motto wybrane przez mnie dla życia:
Gdy mogąc wybrać, wybrał zamiast domu
Gniazdo na skałach orła, niechaj umie
Spać, gdy źrenice czerwone od gromu
I słychać jęk szatanów w sosen szumie
Tak żyłem

A zaklinam wszystkich co mnie kochali sprowadzić zwłoki mojej matki z Sugint Wiłkomirskiego powiatu do Wilna i pochować matkę największego rycerza Polski nade mną. Niech dumne serce u stóp dumnej matki spoczywa. Matkę pochować z wojskowymi honorami ciało na lawecie i niech wszystkie armaty zagrzmią salwą pożegnalną i powitalną tak aby szyby w Wilnie się trzęsły. Matka mnie do tej roli jaka mnie wypadła chowała. Na kamieniu czy nagrobku mamy wyryć wierzs z "Wacława" Słowackiego zaczynający się od słów:
Dumni nieszczęściem nie mogą...
Przed śmiercią Mama mi kazała to po kilka razy dla niej czytać. źródło: http://www.rossa.lt/index.php/pomniki/matka-i-serce-syna


Dalej, po drugiej stronie ulicy:


Potem ruszyłam pozwiedzać wileńskie lotnisko.
Jadąc przez Bałkany wszędzie widziałam flagi (szczególnie w Albanii, Kosovie -  flagi z orłem albo serbskie w serbskiej części tego kraju). Tutaj na prywatnym domu chyba tylko tę jedną perełkę...


Ale fajna ścieżka prowadząca do...


...Vilniaus oro uostas.


Ciekawy styl budynku przeznaczonego na halę przylotów (hala odlotów znajduje się dalej). Taki pasujący do samego miasta...


Hala przylotów wewnątrz jest również w tym stylu. Natomiast do hali odlotów trzeba było przejść podziemnym przejściem z cudną galerią lotniczą jednej z lotniczych linii. Wracało się inną już mniej cudną od strony fotograficznej, innego przewoźnika...


Ruszyłam z powrotem do centrum.


Parkuję przed superrmarketem, ledwo się zatrzymałam, a miałam przy sobie jakiegoś gościa takiego wydziaranego cwaniaczka, który o coś pyta. Na początku standardowo: I don't understand...To przeszedł na angielski. Zapytał, która godzina, potem, czy mam chłopaka, ile mam lat...Pytam: Co to za pytania.? - Może szukam dziewczyny....Coś skomentowałam. Prawie krzyknął, czy mi się nie podoba...Musiałam "złamać mu serce" - Ja jestem tu tylko do jutra...Poszedł sobie. Stwierdziłam, że jestem w kraju supermarketowych podrywaczy (poprzedniego dnia to samo w Olicie - ledwo się pojawiłam). Brawa dla Litwinów za odwagę i bezpośredniość! Już lepszy podryw w supermarkecie niż przez portale...Więcej ma w sobie romantyzmu...Kupiłam ciastko, przy którym myślałam, że połamię zęby i tak siadłam na murku i było mi jakoś tak fajnie. Słuchałam litewskiego hip-hopu:
 G&G Sindikatas - Darome Hip-Hop
Poczułam się taka szczęśliwa, że nie ja nic nie muszę...Tzn. wiadomo, że muszę pracować, ale mój czas wolny należy tylko i wyłącznie do mnie i mogę być gdzie chcę! A dojechać tam mogę na rowerze...



Jonas Žemaitis-Vytautas 
- generał, żołnierz antyradzieckiego ruchu oporu po II wojnie światowej.


Ministerstwo Obrony Narodowej (Lietuvos Respublikos krašto apsaugos ministerija).


Troszkę jeszcze zerknęłam jak wygląda miasto wieczorem.


To słówko zapamiętałam z mapki. Aciu za ten fajny dzień...
Weszłam do sklepu po jedzenie i piwo. Wchodzę na dział alkoholowy (choć był jakiś zagrodzony...), a pan ochroniarz mi mówi, że nie...Pomyślałam, że chodzi mu o to, że zamykają już, więc mówię, że przecież do 23 otwarte (było przed). Nie...Chodziło o to, że po godzinie 22 nie sprzedają alkoholu. Zdziwiło mnie i zmartwiło mnie to trochę...Przypomniałam sobie jednak, że w hostelu jest bar. W sumie głupio, by wyszło, gdybym przyszła ze swoim piwem...Więc wyszło dobrze. Ale co to za prohibicja..?


W hostelu zaparkowałam mój rower w miejscu gdzie odpoczywały bicykle (jak widać profesjonalnie urządzonym, był mini warsztat). Obok ziomek - inny Cube...


I poszłam wypić piwo (...i zjeść chipsy bananowe - mmm..!) na tarasie.

 

DYSTANS: 40 KM

Komentarze

  1. Wilno i Lwów... W Wilnie byłem kilka razy (rodzinne miasto ojca), Lwów zobaczyłem pierwszy raz w zeszłym roku. Mam wrażenie, że o ile we Lwowie nie wstydzą się polskiej historii miasta i wspólnie z Polakami starają się zachować tę polskość - a przynajmniej nie utrudniają tego (w kilku miejscach spotkałem polskie ekipy konserwatorów), o tyle w Wilnie niestety sukcesywnie "zamazują" polskie akcenty. Ostatnio byłem tu z ciocią - stąd pochodzi - i wskazywała mi zmiany jakie poczyniono ostatnimi laty. A to jak wspomniałaś zamienili nazwy ulic spychając te polskie na obrzeża miasta (np. dzielnica Zwierzyniec za Wilią), a to przestawiając pomnik z centrum na obrzeża. Smutne to.
    P.S. Nie wiem czy nie tracisz trochę zwiedzając samotnie, my zawsze jeździmy grupą lub z moją druga połową, fajnie jest na bieżąco dzielić się wrażeniami, no i co umknie jednej osobie, druga ma szansę zauważyć.
    OT: opis meczu w "Jak żołnierz..." niesamowity.
    pzdr Alkir

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację. We Lwowie widziałam więcej "polskości". Tutaj w zasadzie tylko na wiązankach przy pomnikach (we Lwowie były to np. jakieś instytucje polskie). Poza tym we Lwowie było to takie naturalne, że rozmawiam po polsku albo może inaczej - że ja mówię po polsku - tutaj nie było tego. Zawsze ten ruski...Zwiedzać miasto z kimś, kto z niego pochodzi jest świetnie (tak a'propos Twojej cioci; taki tubylczy punkt widzenia jest zawsze interesujący i taki..autentyczny)! Nie wydaje mi się, że tracę, bo nie przeszkadza mi, że zwiedzam sama. Ja nawet to lubię. Myślę, że w jakimś sensie nawet zyskuje, bo gdybym czekała na wspólny wolny termin ze znajomymi (inna sprawa nie jest łatwo znaleźć kogoś, kto będzie jeździł, żeby zwiedzać te miasta "w moim stylu" i nie narzekał...bo marudzenia to ja nie znoszę) to ja bym połowę albo więcej rzeczy nie widziała, nie zrobiła. Totalnie mi się nie nudzi, czy coś. W sumie dużo miast zwiedzałam sama i każde z nich wspominam mega. Czasami spotykało się jakichś dziwnych ludzi...Jeśli chodzi o dzielenie się wrażeniami na bieżąco ja to robię (wiadomo wirtualnie) z bliskimi albo z dalszymi znajomymi. Nawet za dużo na to czasu tracę (ale chyba właśnie tego "potrzebuję" - ta wyprawa mi to pokazała, ale o tym w dalszych odcinkach)...Mam za dużo takich "pamiętników"...Min. przez to totalnie nie czuję, że jestem sama, czy coś takiego. Poza tym jestem osobą, która raczej lubi ludzi, zagaduje ludzi, gdy chce coś wiedzieć. Jestem dosyć bezpośrednia. Na wyprawach to się jeszcze wyostrza, gdy właśnie "jestem sama"...Bardzo to lubię! Aczkolwiek z fajnym towarzystwem też lubię.

      Usuń
  2. Jeny jak mnie się oczki cieszą, że taka obszerna relacja :) i co dalej i co ??
    Buziam OLLa

    OdpowiedzUsuń
  3. Oczywiście, że cmentarz może być cudny. Wystarczy nie myśleć o tym, że leżą tu umarli, a skupić się na klimacie miejsca. Niektóre nagrobki to istne dzieła sztuki. Ładnie się rumienisz na policzkach. Nie przepadam za zabytkami i budynkami miasta, wolę naturę. Jednak mimo wszystko Twoja relacja, zaciekawiła mnie na tyle, by zobaczyć tą miasto na własne oczy przez krótką chwilę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Też lubię wino.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Korona Gór Polski cz.10 - Ślęża (718m npm)

21, 22 lutego 2018 Rozgrzana izraelskim (palestyńskim) słońcem postanowiłam pewnej nocy wsiąść w pociąg do Wrocławia, by mimo niebotycznych mrozów zdobyć kolejny szczyt z Korony Gór Polski - Ślężę. Zastanawiałam się, czy dam radę, czy nie zamarznę, ale mam taki okropny problem, że nie znoszę monotonii, nudy, tych samych tras. Zwłaszcza, gdy wracam z miejsc, w których kipiało od wrażeń, nowości, emocji. A tak było w Izraelu/Palestynie...Ale o tym nie tutaj...Postanowiłam, że muszę gdzieś wybyć. Zewnętrzne warunki spróbuję pokonać. Co z tego wyjdzie zobaczymy. Wsiadłam w nocny pociąg jadący 5 godzin. Pośpię...Choć w pociągu, choć 5 godzin. Zawsze coś. Nie pospałam nic...Zainfekowana rowerową przygodą do szpiku kości myślałam o kolejnej wyprawie - gdzie. W zasadzie to wymyśliłam sobie pewne miejsce, które zaczęłam czuć wewnętrznie mocno, jednak czy zewnętrznie jest to wykonalne? Chyba nie...Tak, czy siak zamiast spać zajęłam się grzebaniem w Internecie, gadaniem ze znajomymi na ten t

"Nad morze" cz.1 - Kraków-Gdańsk

 Moja najdłuższa przejażdżka rowerowa w 2014 roku to wycieczka z Krakowa na Hel. W ciągu 9 dni (dojazd + pokręcenie po okolicy) przejechałam 1087 km, więc dystans w stosunku do czasu nie jest obłędny, ale sama wyprawa w jakimś sensie była. Było to 9 dni w ciągu, których byłam odcięta od wszystkiego. Nie liczyłam czasu - dni odmierzałam "ostatnio spałam w...,wcześniej w...". Kilometrów też nie liczyłam, bo pierwotne wobec dystansu było zwiedzanie miast - w paru byłam po raz pierwszy, do kilku innych mam sentyment, więc chciałam w nich dłużej zostać. Zasadniczo była to wyprawa "na dzikusa", czyli bez planu, jedynie z celem. Nie miałam zaplanowanego żadnego noclegu, co spowodowało parę stresowych sytuacji, ale zawsze wszystko się dobrze kończyło (nawet, gdy raz noclegu nie znalazłam...). DZIEŃ PIERWSZY - 150 km Ruszyłam niewyspana...dziwną trasą - przez Dolinki Krakowskie, czym zdecydowanie nadrobiłam, gdyż nie dało się tam jechać zbyt szybko. Kierowałam się

Korona Gór Polski cz. 8 - Lackowa (997 m npm)

16 sierpnia 2017   Wstałam rano. Ruszyłam na dworzec. Jak zwykle nie spałam długo. Za mało. Cóż...Pasja wymaga poświęceń. Dla pasji można dużo - żeby tylko coś przeżyć...coś zobaczyć...gdzieś być...Może sprawdzić siebie? Wsiadłam w pociąg. Bilet kupiłam u konduktora, bo jak zwykle byłam późno na dworcu. W ostatniej chwili. Wystarczyło czasu tylko na to, żeby ruszyć na peron. Wysiadłam w Starym Sączu. Z moich obliczeń wyszło, że stąd najszybciej będzie na szlak. Chyba nie poszła dobrze mi ta matematyka... I woke up early in the morning. I did not sleep long. Too short. Ech...I went by train to Stary Sącz - it is close to the trail. I thought that is the best to leave the train there, but I think that I was wrong... Jednak trzeba do Nowego Sącza. O mało nie zostałam potrącona. Pan nie widział, bo to nie ścieżka rowerowa, to chodnik. Ścieżki nie ma, sprawdzam trasę, więc jadę chodnikiem wyglądającym, jak ścieżka. Mam wątpliwości, czy to oby nie ścieżka. Nic się nie stało