Przejdź do głównej zawartości

MORSKIE OPOWIEŚCI cz.1 - Niemiecka rapsodia

26 września 2016

Tydzień wolnego! Niestety ostatni w tym roku...Ech...
Gdzie pojadę..? Ja nie wiem...Tzn. pomysłów rowerowych mi nie brakuje (nawet przy niskim budżecie i tak naprawdę nie wielkiej ilości czasu wolnego). Myślałam trochę o Wiedniu, żeby pojechać tam, przejeżdżając sobie przez Słowację. Tylko w Wiedniu byłam. Choć nie na rowerze i  mało tam widziałam, w zasadzie nic ciekawego, zabytkowego (dziwne miasto na mojej podróżniczej mapie, które pewnego dnia będę musiała odczarować, najprawdopodobniej zrobię to na rowerze...). W Bratysławie też byłam - to miasto zwiedziłam.
To był taki nierowerowy trip kilka lat temu - 3dni, 3kraje (trzecim były Czechy i dla odmiany  niestołeczne miasto - Brno; zależało mi, żeby zobaczyć Muzeum Romskie - największe w Europie, choć pierwsze, jak wspominałam już, powstało w Polsce!). Ten krótki trip też obfitował w dziwne przygody, dziwnych ludzi...Ale nie był na rowerze...

...Wracając do ostatniego urlopu...: tak, że nie byłam do końca przekonana...Myślałam, myślałam i stwierdziłam, że może morze..? Koleżanka mówi, żebym wybrała tę destynację - będę mieć ładne zdjęcia i nawdycham się jodu...W sumie może powinnam poinhalować się jodem...

W sobotę zaczęłam urlop, ale rodzinne spotkania etc...Tego dnia jeszcze nie wiedziałam, gdzie ruszę. W niedzielę stwierdziłam, że jadę wdychać jod...Sprawdziłam pociąg do Szczecina, gdzie miałam zacząć trip. Był o 0:40. Idealnie - zdążę się ogarnąć, spakować. Na dworzec ruszyłam super późno...Jak zwykle...W ogóle nie było wiadomo, czy będą miejsca. Dla mnie były. Czy rower zostanie zabrany? - nie wiadomo. Okazało się, że jak nie zmieści się, to mogę zwrócić bilety. Swoją drogą, że pewnie "powinnam" zarezerwować sobie wcześniej przez Internet, a nie w ostatniej chwili wpadać na dworzec...Wpadłam na peron, tam czekał kolega. Zaczęłam się zastanawiać, co jak rower się nie zmieści - do Wiednia nie ruszę w tym momencie, bo nie wzięłam kasku, a na Słowacji jest obowiązek jazdy w kasku, na Ukrainę nie ruszę, bo nie wzięłam paszportu...Choć wiem, że coś bym wymyśliła (...ewentualnie wróciłabym do domu po kask albo paszport...), więc perspektywa, że nie będzie tego miejsca jakoś mnie nie przerażała...Potem zaczęłam rozkminiać, czy nie wzięłam za dużo ubrań (...wzięłam...). W sumie to ciężko przewidzieć taką kwestią. Tyle razy marzłam (naprawdę czasami mega!). Nie raz bywałam wyziębiona...i to nie jadąc w zimie na jakąś przejażdżkę, bo wtedy możemy się ubrać, wiemy jaka jest temperatura, ponadto zaraz będziemy w domu, tylko działo się to, jak byłam na wyprawie w kwietniu, czy maju jeżdżąc w nocy, kiedy to temperatura spada radykalnie, a ja "muszę" przejechać jeszcze stówkę, żeby zobaczyć jakieś życie na tej planecie...Poza tym to są takie wahania, że w dzień jadę w koszulce (albo nawet w przepasce...), w nocy wkładam wszystko, co mam na siebie...Ponadto w sierpniu jadąc do Zakopanego jechałam w skarpetkach na dłoniach, bo było tak strasznie zimno...Więc to nie jest taka prosta sprawa...W ogóle uważam, że ciuszki na trening dwu-, trzygodzinny, jakby nie był intensywny to inna bajka niż ciuszki wyprawowe, gdzie spędza się na rowerze, z rowerem 24 godziny na dobę (czasami nawet na 40 się go nie odstępuje...i spędza się te 24 czy te 40 godzin totalnie na zewnątrz, nie licząc jakieś kawy na stacji, czy coś takiego). Nie wspomnę o tym, że w różnych miastach przecież chłopaki zapraszały na drinka, tańce...Tylko...kwestie estetyczne, jeśli w czasie pakowania są (...nie ukrywam tego...), na wyprawie zanikają totalnie (...tego zdjęcia pewnie nie ukryją...), więc w czasie pakowania ich też nie powinno być...Jak i tak wiem, jak bywa, jak będzie (...że jakby co w europejskiej stolicy będę szła na piwo z brudną od smaru łydą i nie będzie mnie to obchodziło, bo tak bywało...etc...)...Koledze coś z tych ciuszków oddałam, ale nie wiele...i wsiadłam, bo miejsce dla roweru było.

I had one-week holidays. Unfortunately, the last one in this year...I didn't know where to go (I have many biking ideas...). I was thinking about Vienna - I would go there through Slovakia. But I was in Vienna (but I haven't seen much during this trip so I have to come back there...on bike, coz that one wasn't by bike), in Bratilsava as well, so I wasn't sure if I want to go there during these holidays.

I thought: maybe sea...My friend told me that I should choose this destination coz I will have nice photos, I will inhale iodine...Maybe I should...

I started my holidays on Saturday but I had some family meeting...On Sunday I still didn't know where I was goin' to ride...I decided to go along the seaside. I wanted to start my trip in Szczecin (the train to that city was at 0:40 am). I left my home very late (as usually...), I didn't know if there would be place for my bike in the train. It was, so I got the train.


Moje łóżeczko na dzisiejszą noc! Dosyć ekskluzywne - mam śpiworek! Po tym, co przeżyłam w tym roku w Serbii, w Macedonii śpiąc totalnie na dzikusa bez śpiwora, jak natknęłam się na taki malutki trochę przeceniony kupiłam bez zastanowienia...Teraz zawsze będę z nim jeździć! W pociągu rozłożyłam sobie go między rowerami i chciałam spać całą trasę, żeby rano wstać, wziąć rower i w pełni wyspana ruszyć...Ale byłoby to chyba zbyt piękne...Nie zasnęłam od razu. Właściwie to tylko na chwilkę...Po prostu późno chodzę spać, więc spać mi się nie chciało...Rozgadywałam się ze znajomymi...

My bed for tonight! It's rather sophisticated - I have sleeping bag! After this what I experienced in Serbia, Macedonia this year when I was sleeping just on the ground I bought this sleeping bag without wondering...And I'm gonna ride with it always! 
I wanted to sleep all night (about 7 hours) and wake up in the morning, take my bike and ride feeling rested. But it would be too beautiful...I slept just a little bit...


Rano pani konduktorka widząc mnie na tej podłodze powiedziała, że obok jest już wolny przedział. Będzie wygodniej (kochana!), więc się przeniosłam.

In the morning ticket inspector who saw me on this ground told that there is compartment and there is no people inside - it would be more comfortable so I went there...


Dojechałam do Szczecina. Niewyspana...Ale Today is a new day! I: If you can dream it, you can do it...- Takie napisy przywitały mnie na dworcu...Chyba to coś znaczy...

I am in Szczecin. I wasn't rested...But: Today is a new day! And: If you can dream it, you can do it...As it was written on the wall I saw when I left the train...It has to mean something...


Odra.

The Oder.


Aleja Żeglarzy.

Sailors Boulvard.


Kieruję się do centrum miasta.

My direction was the city center.


Szczeciński mural.

Street art in Szczecin.


Pomnik Bartolomelo Colleoniego - konny posąg włoskiego kondotiera.

Statue of Bartolomelo Colleoni.

Budynek Urzędu Miasta w Szczecinie. Na tej wyprawie zaczęłam używać nawigacji...Ale coś mnie dziwnie prowadziła, więc najpierw postanowiłam zjeść śniadanie...

City Hall in Szczecin. During this trip I started using navigation, but it was leading me so strange that first I decided to eat breakfast...


Zjadłam śniadanie, więc ruszyłam dalej poza miasto. Bardzo przyjemną trasą.

I ate the breakfast and I was going further, out of the city. It was very nice route.


O! Jaki przyjemny park! Jest i kawiarnia...Otwarta to idę na poranną kawę...

Oh! How wonderful park! There is a cafè, so Im going to drink morning coffee...


Jechałam dalej tym parkiem, aż w końcu opuściłam Szczecin.

I was riding through this park and at least I left Szczecin.


Jeszcze kilka miasteczek, wsi (bardzo, bardzo przyjemna trasa!) i...

Few cities, villages (very, very nice route!) and...


 ...i jestem na granicy polsko-niemieckiej. 

...and I'm on the border between Poland and Germany.



Bundes-republik Deutschland.

Miała być przejażdżka Wybrzeżem, ale...mój Cube zatęsknił za ojczyzną. Pomyślałam niech jego koła nacieszą się niemieckim terenem choć przez 100 km (...bo tyle mi wychodziło, jak zerknęłam na mapę...ale...nie...). On już jeździł po Niemczech - moja pierwsza kilkudniowa wyprawa na Cubie była...do tego kraju. Z Krakowa pojechałam sobie do Görlitz  (5 dni, 800 km).

It was gonna be a trip along Polish seaside but...my Cube was missing the homeland. I thought that his wheels can enjoy german area even only through 100 km (coz I thought that this part of trip will be about 100 kms..but...no...). My Cube has ridden through 'his' country already - my first long trip on this bike was to Görlitz (I cycled there from Krakow, all route by bike; 5 days, 800kms).


Gdzie teraz..?

Where I should go now..?


W prawo!

On the right!


 Było cudownie! Świeciło słoneczko, wokół tak pięknie, drogi puste...Byłam taka szczęśliwa jadąc tam na moim rowerze!

It was great! Sunny day, beautiful area, empty roads. I was so happy riding my bike there...


A teraz gdzie..? Dobrze, że jest mapa...

And where I should go now..? Fortunately, there was a map...


...Bo ja chciałam sobie śmignąć wokół Zalewu Szczecińskiego tak na dobry początek...

...Coz I wanted to ride around Szczecin Lagoon as the good beginning of my trip...


Strusie! Jeden chyba chciał jechać ze mną...Ale on nie ma roweru! Musiał zostać...

Ostriches! I think that one of them wanted to ride with me...But he has no bike! So he had to stay there...


Było przecudownie! Natknęłam się na niemieckie pozostałości po dożynkach...

There was amazing! Oh, there was german harvest festival some time ago...


Ale sielsko! Jakaś inna ta niemiecka wieś od polskich. Choć droga średnia do jazdy...

How rural! German village seems differrent than polish. But road to ride the bike wasn't too good...


Rowerową infrastrukturą to ja byłam zachwycona!!! Było idealnie!

I was impressed by biking infrastructure!!! That was perfect!


Taka zabudowa.

Such buildings.


Nie ma co ukrywać, że byłam trochę śpiąca (po tych mniej więcej dwóch godzinach snu w pociągu..). I robiłam się trochę głodna, więc jak zobaczyłam market to skręciłam w jego kierunku. Nie miałam ani pół euro przy sobie (tego też nie ogarnęłam...myślałam, że może na granicy wymienię złotówki na eurosy, ale chyba u jakiegoś zająca w tym lesie...), a w takich wypadkach większy supermarket to pewna opcja - zapłacę kartą. Przypięłam rower i poszłam na zakupy. Wydałam "aż" 4 euro na jedzenie i picie...

It was hard to hide that I was a bit sleepy (after these abuot two hours of sleeping in the train). And I was starting being hungry so when I saw market I turned to its direction. I didn't have even 50 euro cents (I didn't manage this...I thought that I would change currency at the border...but in this forest it was hard to find currency exchange...only some hares can have such buisness there...), so in such cases supemarket means that I can pay by card...


Dobrze, że zrobiłam sobie zdjęcie mapy, bo ja totalnie nie wiedziałam przez co mam przejeżdżać, gdzie skręcać...

Perfect that I took pic of the map, coz I had no idea which cities I should pass, where to turn...


Przyjemne miasteczko z portem.

Very nice port town.


Jadę dalej przez te klimatowe miasteczka...

I was riding further through these cities with specific vibe...


Skręciłam sobie, żeby...

I turned to...


...skoczyć do portu. Uwielbiam porty! Zawsze tak myślę, jak jestem w jakimś...Ale czyż w takim widoku nie ma czegoś pięknego..?

...port. I love ports! I am thinking like this always when I am in some port. But isn't beautiful such a view..?


Plaża!

Beach!


Sprawdzam, czy woda ciepła...

I was checkin' if the water was warm...


Siedząc tutaj, patrząc na to co mam przed sobą, myśląc o tym co za mną pisałam do kogoś - jest świetnie, a byłoby IDEALNIE, gdyby nie to, że chce mi się spać...No nic...Wypiję półlitrowego Strong Force w tych pięnych okolicznościach...I jadę dalej.

Sitting here, looking at things front of me, thinking what was behind me I was writing to somebody that it is great and it would be PERFECT, if I was rested...I was going to drink big energy drink - Strong Force and go on.


O! Oficjalnie polecają wyprawę rowerowo-kajakową, by odkryć piękno Pomorskiego Krajobrazu Rzecznego.

Oh! They officially reccommend The Pomeranian River Scenery and its beauty.


Och...jest pięknie...

Oh...It's beautiful...


Tutaj pojawił się mały problem...Otóż mogłam jechać główną drogą do Anklam, ale ja skręciłam do Bugewitz - krócej, przyjemniej...Spacerowały tam jakieś panie. Pokazuję im mapę i mówię, jak chcę jechać - chciałam ominąć Anklam, więc potrzebowałam się dowiedzieć, czy jakiś prom tam funkcjonuje, czy ja w ogóle gdzieś wyjadę, jak ruszę w te pola...Ogólnie znajmość angielskiego przez panie taka średnia (a nawet bardzo średnia...a ja niemieckiego nie znam), ale ja tym nigdy sie nie zrażam. Wiem, że jakoś się dogadam (jeśli dogadałam się w albańskich górach z miejscowym, czy już w mieście z niemówiącymi po angielsku, polsku, hsizpańsku, albańskimi policjantymi...) nawet, jesli nie mówimy wspólnym jezykiem z tymi ludźmi. Zresztą czasami nie ma nikogo innego...W każdym razie pani powiedziała, że mogę przespać się gdzieś (pytała, czy mam namiot) i jutro będzie prom, bo dziś już późno. Jednakże wyszło, że przez te krzaki i pola dojadę do Anklam (które chciałam ominąć), a stamtąd ruszę sobie główną drogą do Polski.

Oh...I had little problem...I could ride on the main road straight to Anklam but I decided to turn to Bugewitz. It seemed to be more pleasant and shorter road. There were walking some ladies. I showed them a map saying how I am gonna to ride. I wanted to avoid Anklam so I had to know if I would find myself somewhere, if I would keep cycling through these fields. The ladies haven't spoken English but it wasn't a problem for me (as conversation with guy in albanian mountains or with albanian policemen wasn't problem for me even though they haven't spoken English, Polish, Spanish and I do not speak Albanian - now I am studying this language)...The ladies said that I can sleep somewhere (they asked if I have a tent) and tommorrow would be a ferry, today it's too late. What was important for me - I knew that I could go through these bushes, fields - it makes sense - so I decided to ride there and later I wanted to go on the main road to Poland.


Miejsce to było po prostu MAGICZNE!!!!
Ludzie wpadali tutaj poobserować sobie mewy, których było tam tysiące,...

The place was MAGIC!!!
People come here to observe seagulls (there were thousand of these birds),...


...a ja wraz z zachodem słońca ruszyłam szutrową drogą w niemieckie pola i krzaki...

..and I was riding my bike with sunset on the road which was leading me through german fields and bushes...


Byłam tam tylko ja, mój rower i te tysiące mew...

There was only me, my bike and these seagulls...


Aha! Był jeszcze taki cudowny zachód słońca...Ach..!

Oh! There was that beautiful sunset as well...Ach..!


Było bajkowo!!! Sceneria, klimat - magia!!!
Te zdjęcia nie oddzadzą klimatu. Nie pokażą tego piękna, nie sprawią, że ktoś usłszyszy dźwięki wydawane przez te ptaki, że ktoś poczuje to rześkie powietrze...Szkoda, bo było to niesamowite!

The scenery, whole vibe was like in fairytale. I think that my pictures can't show the beauty of this, for sure can't make that somebody will hear the sound made by birds, feel this fresh air...It's a shame coz it was amazing!


Jedno mogło być lekko niepokojące...W pewnym moemencie ja nie wiedziałam, czy dobrze jadę, czy wyjadę gdzieś (czy może jakieś jeziorko się pojawi przede mną i będę musiała wracać, kluczyć...). Troszkę się wkurzałam na siebie, że znowu jestem w nocy nie wiadomo gdzie, w jakimś obcym kraju (...w ogóle w totalnych polach...)...Tylko, właśnie pora dnia sprawiła, że było to wszystko jeszcze bardziej obłędne! Ech...W pewnym momencie "zgubiłam' sakwy (..taka droga...), ale...było fajnie! Ja, rower i mewy...Na szczęście pojawily się potem znaki w tych polach...I w końcu dotarłam do Anklam.

One thing can be a liitle bit worrying...I was not sure if I'm riding in the right direction...I was angry for myself a bit - again I am alone riding my bike in the night aborad (...in fields...where is nothing...). But the time of the day made this biking even more magic, amazing, beautiful. The road was so bad that my luggage had fallen down but...anyway it was so cool! Fortunately, there were some signs showing me that I am going in direction I should. At least I arrived to Anklam.


Super późno nie było (jakaś 22), a miasto prawie wymarłe...

It was not very late (about 10 pm) but the city looked like dead city...


Wskakuję na główną drogę i uderzam do Swinemunde (pierwszy raz na znaku pojawiła się ta nazwa...). Strasznie ciemno było...Żadnych oświetleń. W pewnym momencie objawiła się cudowna ścieżka rowerowa. Zmieniłam baterie w lampeczce (bo było strasznie ciemno, na ścieżce to już totalnie) i ruszyłam do...

I hit the main road and started riding to Swinemunde. There was so dark...There was great bicycle path - I changed batteries in my bicycle lamp (it was really dark, on the bicyckle path even more) and I was cycling to...


..do Usedom.
W pewnym momencie na ścieżce pojawiło się tuż przede mną stado saren, które wystraszyło się mnie i uciekło w jakieś bagna obok ścieżki - tak zaczęło chlupotać...Było w tym coś...zaczarowanego. Poza tym ten zapach zalewu, morza...Cudowny nightbiking! Taki "naturalny". Zaczęłam się cieszyć, że wybrałam Wybrzeże (...plus ten Zalew naokoło).

...to Usedom. 
Herd of deer I met on bicycle path, scared of me and started to run to some marshes...The smell of the laggon, sea was so fantastic..! That was really...gorgeous nighbiking! So "natural". I really started feeling happy that I chose seaside (...and Szcecin Lagoon).


Żałowałam tylko troszkę, że nie widzę tego wszytskiego dobrze, ale naprawdę ja to chłonęłam maksymalnie moim zmysłem powonienia!

I regretted a bit than I can't see it well because of the darkness, but I inhaled this using my sense of smell!


Na trasie nie było w ogóle stacji. Nie brakowało mi ich w ogóle (wystarczało mi jedzenia za 4 euro..), nie było mi potrzebne Wi-Fi...Na tej też nie było Wi-Fi i wcale mnie to nie obeszło (a jak tak łapczywie łapię to Wi-Fi zawsze na stacjach podczas zagranicznych tripów...). Zjadłam sobie moje żelki i ruszyłam dalej...

There wasn't petrol station. This is the first one I met. But I didn't need more food, Wi-Fi (when I ride my bike abroad I catch Wi-Fi at petrol stations etc...but this time I didn't need too much contact with my relatives, friends and other people). I ate my jelly beans and I cycled further...


Ale były lasy! Niekończące się niemieckie lasy...
W końcu jestem na niemieckim finiszu - tylko 6 km do Świnoujścia.

But there were forests! Neverending german forests...
But it is German finish (almost) - only six kms to Świnoujście.


Jestem w Polsce!

I am in Poland!


Odpaliłam Internet, bo myślałam, że już będzie śmigać - jestem w moim kraju (...i kraju operatora), nie ma to jadę na stację, żeby złapać Wi-Fi - nie ma...Tak odruchowo ruszyłam w stronę przeprawy promowej. Wiem, że muszę dostać się na drugi brzeg, żeby przejechać to polskie Wybrzeże, ale nie wiedziałam, że centrum miasta jest po tej stronie (a chyba byłby to dobry moment na pójście spać..)...I tak jadę i jadę przez...lasy...znów...

I turned on Internet, coz I thought that it would be working (I am already in my country). It wasn't...So I went for petrol station. No Wi-Fi. I just started to ride to ferry crossing - to start trip along Polish seaside I had to be on the other side, but I didn't know that the city center is on this side (I think that it could be good time for goin' to sleep)...So I was riding through forests...again...


Dotarłam...Nie miałam pojęcia, czy te promy pływają całą dobę, czy w określonych godzinach, ale myślę sobie, że minęłam kilka aut to chyba całą dobę...Stała tam jakaś osobówka to podbiegłam do tych ludzi i pytam...Padało tam specyficzne światło, dzięki któremu pan miał twarz, jak zombie (potem zobaczyłam, że ja też mam dziwny kolor skóry...). Mówią "We hope so"...Czyli tak samo zorientowani w temacie, jak ja...Usiadłam, wyciągnęłam piratki (sic!!!) i tak sobie jadłam je siedząc nad morzem o północy czekając na prom i...marznąc...Dosłownie drżałam z zimna (jak się pędzi  - naprawdę pędzi, bo tempo miałam świetne - przez lasy jest gorrrąco, jak się przysiądzie jest zimnooo...a ja nie mam tego tłuszczu za wiele...choć wcinam te żelki, draże i milion innych kalorii...choć ten brak tłuszczu przy wcinaniu niesamowitych ilości kalorii akurat mnie cieszy!).

Here I am...I had no idea if ferries work all night...But I thought: Oh I saw some cars so for sure yes...There were some people in the car so I asked them but they were as informed as me (The guy who had face like a zombie because of the light said: We hope so...). So I sat down, took off my sweats (called Pirates - so the best one for eating in ferry...in the middle of the night...). The worst: it was cold...brrr...When you cycle in good tempo it's hot, when you stop - so cold...


Nadpłynął!

Oh! There is!


Wsiadłam. Płynąc na promie myślałam, że zamarznę...Mogłam zarzucić kolejną bluzę, ale wiedziałam, że za chwilę będę ją ściągać (jak ruszę z kopyta...)

I am on the board. I was freezing...I could put on me more clothes but I knew that when I start cycling it would be too hot...


Wyskoczyłam z promu i ruszyłam dla odmiany...w las. Totalnie ciemno. Zatrzymałam się, sprawdzałam noclegi, ale nie ma nic...Tzn. w dzień może by się coś znalazło, ale kto mi otworzy grrrubo po północy..? Gdzie ja o tej godzinie zadzownię..? Bo niestety hostele, motele to nie tu...Tu kwatery...Dojechałam do miasta znanego z Festiwalu Gwiazd - Międzyzdrojów. Siadam na krawężniku i jem niemiecki pumpernikiel, a jakaś para pyta, czy wszytsko w porządku...W sumie może siadanie na krawężniku o takiej porze może wzbudzić niepokój o osobę, która to robi...Bardzo mili młodzi ludzie! Rozmawiamy i wyszło, że tutaj jest jakiś pensjonat, który pewnie będzie otwarty, a co więcej jest tani (dziewczyna mówi, że 20, 30 zł, ale w taką cenę to nawet nie uwierzyłam...Mogła nie znać dokładnej, bo niby skąd ktoś miejscowy może wiedzieć, jakie są ceny w pensjonatach w jego mieście..?). Skierowałam moje koła ku temu przybytkowi. Owszem był pan portier, ale...wolnych pokoi ponoć brak (po sezonie..?), on zresztą i tak nie ma kluczy (portier bez kluczy..?). Z jednej strony rozumiem, pan nie od tego jest, żeby przyjmować gości (aczkolwiek we Włoszczowej spałam w hotelu, w którym przyjmował mnie portier, rozliczałam się rano z panią właścielką), z drugiej jednakże, zastanawiam się, czy nie wystarczyłoby trochę dobrej woli. Nie musiałby mi dawać pościeli (miałam śpiworek!), nic - tylko pokój, za który bym zapłaciła standardową cenę...Ale ok - przyjęłam do wiadomości, dziwiąc się jednak trochę i poszłam sobie...

When I left the ferry I started cycling through...forest...What a darkness! I checked if there are some places to sleep...No...Maybe I could find sth but not in the night - there is no hostels, motels, only private rooms so I can't call to somebody at 1 or 2 am...I cycled to Międzyzdroje (famous for the Movie Stars Festival which takes places in July). I sat down on the ground eating my german pumpernickel and I heard question: 'Is it everything fine? Coz you sat like this'. Sitting on the ground or whereever, during my bike trips is sth normal but I can understand that if somebody sees person who seats like this in the middle of the night it may seems a little bit strange...The couple I met reccommended me some guesthouse which will be open. What is more will be cheap. So I went there...There was janitor but he told me that there is no free rooms (there was not season...), and he has no keys (hmm...). I was a bit suprised, told this and I went...



...na plażę...Spanie na plaży w takim większym morskim mieście, gdy jestem sama, gdzie nie ma do czego nawet przypiąć roweru nie wydawało mi się dobrym pomysłem...(Poza tym zimno, ale to akurat nie byłby problem, bo mam śpiworek!)

...to the beach. Sleeping on the beach when I am alone and it is nothing to put my bike to it, didn't seem good idea for me...(What about this that there was cold - no problem: I have sleepingbag!)


To ruszyłam dalej...Znowu lasy! Te chyba najciemniejsze...Zresztą widać na mapie, że ten odcinek, jest taki "zielony" - oznacza to, że w nocy na rowerze bez lampki nie widać nic...I że jakieś zwierzątko leśne może zaatakować a ofiara go nawet nie zobaczy...Stwierdziłam, że nie jadę dalej. Będzie tak strasznie...Jazda niekoniecznie będzie sprawiać mi przyjemność - po tych dwóch godzinach snu w pociągu przejechałam około 200 km, więc dorwałam ławeczkę na jakimś skwerze w środku miasteczka, przypięłam do niej rower, wyjęłam śpiworek z sakw, wskoczyłam w niego i postanowiłam się chwilę (do czasu kiedy nie zaczną się kręcić ludzie, kiedy policja mnie nie zgarnie...) zdrzemnąć (jacyś się kręcili chwilę później obok, przepakowywując jakieś towary...).

So I had to cycle further...And: forests...- one more time...These ones were pure darkness...Nothing more...(Even when you look at map it is so green between Międzyzdroje and Wisełka). I decided that I am not going further. Of course I could do this but I knew that this ride will not be pleasure for me (I slept only 2 hours in the night...in the train...and I cycled about 200 kms), so I found the bench in the middle of the small city, put my bike to this bench, took off my sleepingbag and decided to sleep for while (till people will start "live" in this city).

I play the streetlife because there's no place I can go





DYSTANS: 210KM 
(...czyli część niemiecka nie wyszła mi wcale 100 km tylko ok 160/170km)


cdn...

to be continued...

Komentarze

  1. No proszę, znowu trasa która mnie kiedyś zachwyciła z siedzenia motocykla. Wtedy przyrzekłem sobie wrócić tam kiedyś na rowerze, Twój opis przypomniał mi to przyrzeczenie :) Ciekawe czy byłaś w kolejnych dniach zwiedzać niemieckie kurorty wzdłuż wybrzeża aż do Peenemunde, a może nawet zahaczyłaś też o Rugię i tamtejsze białe klify? Naprawdę urokliwe są te dwie wyspy (Uznam i Rugia), no i wszędzie ścieżki rowerowe!
    Pozdrawiam i czekam z niecierpliwością na kontynuację!
    Alkir

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Korona Gór Polski cz.10 - Ślęża (718m npm)

21, 22 lutego 2018 Rozgrzana izraelskim (palestyńskim) słońcem postanowiłam pewnej nocy wsiąść w pociąg do Wrocławia, by mimo niebotycznych mrozów zdobyć kolejny szczyt z Korony Gór Polski - Ślężę. Zastanawiałam się, czy dam radę, czy nie zamarznę, ale mam taki okropny problem, że nie znoszę monotonii, nudy, tych samych tras. Zwłaszcza, gdy wracam z miejsc, w których kipiało od wrażeń, nowości, emocji. A tak było w Izraelu/Palestynie...Ale o tym nie tutaj...Postanowiłam, że muszę gdzieś wybyć. Zewnętrzne warunki spróbuję pokonać. Co z tego wyjdzie zobaczymy. Wsiadłam w nocny pociąg jadący 5 godzin. Pośpię...Choć w pociągu, choć 5 godzin. Zawsze coś. Nie pospałam nic...Zainfekowana rowerową przygodą do szpiku kości myślałam o kolejnej wyprawie - gdzie. W zasadzie to wymyśliłam sobie pewne miejsce, które zaczęłam czuć wewnętrznie mocno, jednak czy zewnętrznie jest to wykonalne? Chyba nie...Tak, czy siak zamiast spać zajęłam się grzebaniem w Internecie, gadaniem ze znajomymi na ten t

"Nad morze" cz.1 - Kraków-Gdańsk

 Moja najdłuższa przejażdżka rowerowa w 2014 roku to wycieczka z Krakowa na Hel. W ciągu 9 dni (dojazd + pokręcenie po okolicy) przejechałam 1087 km, więc dystans w stosunku do czasu nie jest obłędny, ale sama wyprawa w jakimś sensie była. Było to 9 dni w ciągu, których byłam odcięta od wszystkiego. Nie liczyłam czasu - dni odmierzałam "ostatnio spałam w...,wcześniej w...". Kilometrów też nie liczyłam, bo pierwotne wobec dystansu było zwiedzanie miast - w paru byłam po raz pierwszy, do kilku innych mam sentyment, więc chciałam w nich dłużej zostać. Zasadniczo była to wyprawa "na dzikusa", czyli bez planu, jedynie z celem. Nie miałam zaplanowanego żadnego noclegu, co spowodowało parę stresowych sytuacji, ale zawsze wszystko się dobrze kończyło (nawet, gdy raz noclegu nie znalazłam...). DZIEŃ PIERWSZY - 150 km Ruszyłam niewyspana...dziwną trasą - przez Dolinki Krakowskie, czym zdecydowanie nadrobiłam, gdyż nie dało się tam jechać zbyt szybko. Kierowałam się

Korona Gór Polski cz. 8 - Lackowa (997 m npm)

16 sierpnia 2017   Wstałam rano. Ruszyłam na dworzec. Jak zwykle nie spałam długo. Za mało. Cóż...Pasja wymaga poświęceń. Dla pasji można dużo - żeby tylko coś przeżyć...coś zobaczyć...gdzieś być...Może sprawdzić siebie? Wsiadłam w pociąg. Bilet kupiłam u konduktora, bo jak zwykle byłam późno na dworcu. W ostatniej chwili. Wystarczyło czasu tylko na to, żeby ruszyć na peron. Wysiadłam w Starym Sączu. Z moich obliczeń wyszło, że stąd najszybciej będzie na szlak. Chyba nie poszła dobrze mi ta matematyka... I woke up early in the morning. I did not sleep long. Too short. Ech...I went by train to Stary Sącz - it is close to the trail. I thought that is the best to leave the train there, but I think that I was wrong... Jednak trzeba do Nowego Sącza. O mało nie zostałam potrącona. Pan nie widział, bo to nie ścieżka rowerowa, to chodnik. Ścieżki nie ma, sprawdzam trasę, więc jadę chodnikiem wyglądającym, jak ścieżka. Mam wątpliwości, czy to oby nie ścieżka. Nic się nie stało