Przejdź do głównej zawartości

MOLDOVA - 'Duże miasto Kiszyniów...'

2 września 2017

Po 290-kilometrowej trasie i relaksacyjnej herbacie (nie wiem, który czynnik miał większe znaczenie...) spało się wręcz cudownie! Tak cudownie, że nie wstałam o godzinie, którą zadeklarowałam jako właściwą, by rozpocząć nowy dzień mojej przygody. W związku z tym do mych drzwi zapukał pan, który mnie przyjął poprzedniego dnia. Poinformował, iż już wybiła godzina, o której chciałam wstać, a także o tym, że na stole oczekuje na mnie śniadanie! Poprzedniego dnia pytał co chcę zjeść. Np. jajka. Ile? Dwa. Ugotował trzy, bo nie poleca żółtek. Tylko białka. "Żółtka są toksyczne. "Gdy pomija się żółtka nie ma np. brzydkiego zapachu spod pach" (w sumie to nie mam z tym problemów, nawet po dużych dystansach...No, ale używam antyperspirantów. Na wszelki wypadek...). Poza tym "lepiej nie używać soli sypiąc jej szczyptę na pokarm, lepiej ją rozpuścić w wodzie i takim roztworem solić" (np. jajka...). 

Co do samego człowieka - ciekawy (ponadto bardzo przypominał mojego profesora od antropologii i antropologii postmodernistycznej, mojego promotora; zarówno wizualnie, jak i w swoim podejściu do życia polegającym na nie narzucającym nikomu swoich prawd). 
Pochodzi z Izraela. Tam się urodził. Jednak w latach 80-tych wyemigrował, by podróżować. Dlaczego wyjechał ze swojej ojczyzny? Jak mówił, Izrael nie dał mu nic. Choć nie...Dali mu broń. Kazali strzelać, zabijać. "Zabijesz człowieka w sferze cywilnej - pójdziesz do więzienia. Zabijesz człowieka unosząc flagę kraju (w obronie tego kraju) - dadzą ci medal" -  uzasadniał swój styl życia. Wyjechał. Już poprzedniego dnia wspominał, że jego mama pochodziła z Polski, z Warszawy. Tata też. Polscy Żydzi. Podczas rozmowy zdradził datę urodzenia. Jeśli jego rodzice pochodzili z Polski wiadomo, że uczestniczyli w tych strasznych wydarzeniach, które działy się w tych okrutnych czasach na terenie naszego kraju. Ponadto: stolica. Było dla mnie oczywiste, że byli w getcie warszawskim. Zawahałam się, czy mogę swobodnie pytać, czy nie jest to zbyt osobiste, zbyt traumatyczne. Czytałam dużo literatury związanej z tym miejscem (chyba większość dzienników osób, które przebywały na terenie getta, opracowania dotyczące tego miejsca). Mogłam rozmawiać, mogłam pytać. Tak, mama była w getcie, z którego uciekła. Trafiła na roboty na Sybir. Coś, co chyba zawsze będę pamiętać: Swojego syna nauczyła jednego zdania po polsku. "DLA CHCĄCEGO NIC TRUDNEGO". Myślę, że jeśli osoba, która miała tak trudne życie przekazuje synowi właśnie tę sentencję to zwyczajnie należy jej uwierzyć. 
Mogłabym rozmawiać zdecydowanie dłużej z tym człowiekiem jednak muszę jechać dalej... 

After 290 kilometres and relaxing tea I slept like a baby! I did not get up at the hour I said I am going to the night before, so the man from hostel knocked to my door telling me that it is that hour I wanted to get up and that the breakfast is waiting for me. The night before, he asked me, what I want to eat in the morning. Eggs? Yes. How many? Two. He prepared three eggs for me, telling that he doesn't recommend to eat egg white. Only yellow. If you don't eat white part of egg you don't have problem with not nice smell (actually I don't have it even after long distances...). What is more, he said that I shouldn't use salt taking pinch of it, but dissolve salt in the water and use it like this. 

What about the man - very intresting. He was born in Israel, but as he said the country didn't give him anything. Just weapon. And sent him to the war. 'When you kill man in 'normal' situation you go to prison, when you do it during war the goverment will give you order' - he said. He left the country in 80's and started to travel all over the world. I mentioned that he was born in Israel, but his parents came from Poland. They were Polish Jews. They lived in Poland during the Second World War. It means that they were victims of Holocaust. His mother was in Warsaw Ghetto and escaped from it. Later, she was in Siberia. She survived. Something I will remeber forever: his mother taught him one sentence in Polish langauge - DLA CHCĄCEGO NIC TRUDNEGO. It is Polish proverb, which means if somebody wants something it is nothing diffulct to get it. I think that if person, who had so difficult life, teaches his child such sentence it has to be true. I must believe that it is like this.
I could talk to him more than I did, but I had to go.


Po śniadaniu spakowałam swoje sakwy. Zbieram się ku dalszej Mołdawii. Na koniec pobytu w tym miejscu, zostałam uraczona jednym z lepszym komplementów, jakie dane mi było usłyszeć: "Wyglądasz, jak Nefretete". Ach!

After breakfast I packed my things and I was ready to go on through Moldova. In the end of staying there, I heard one of the most beautiful compliement in my life: 'You look like Nefretete'.


A to jest słodziak, który poprzedniej nocy próbował ostrzyć swoje małe pazurki na mojej oponie...

It is sweet little cat, who could destroy my tube...


Opuściłam hostel (btw, pytałam, kto tu sypia - intrygowało mnie to, bo jest to miejsce tak trochę w środku niczego. Głównie osoby przekraczające granice, z Rumunią, z Ukrainą), pożegnałam się i ruszyłam dalej w stronę stolicy Mołdawii.

I left the hostel (btw, I asked the guy, who sleeps in this place. Mostly people crossing borders with Romania, Ukraine), I said goodbye and rode to Moldovan capital.


W poprzednim poście zaznaczałam, że Mołdawia jest najbiedniejszym krajem w Europie od lat dziewięćdziesiątych. Tę biedę widać. Poniżej przykłady bloków, które mijałam:

In the previous post, I wrote that, Moldova is the poorest country in Europe since 90's. When you ride the bike through the country you can watch this poverty. Above you can see, how buildings look like in this country:


Z biedą wiąże się niski poziom życia, a to jest przyczyną emigracji zarobkowej. Co kolei rodzi kolejne problemy: sieroty/półsieroty migracyjne (gdy rodzice lub jedno z nich wyjeżdżają za granicę, by zarabiać, a dzieci wychowuje jeden z małżonków albo też dziadkowie lub dalsza rodzina), następuję zachwianie struktury społecznej rodziny. Ponadto, drenaż mózgów (odpływa najlepiej wykształcona kadra). To wszystko nie poprawia sytuacji kraju...

With the poverty there is connected low standard of living, what is the reason of economic emigration. It makes other problems like: migration orphans (when parents or one of them go to another country to earn money and children are raised by one of parents or grandparents or other family member) and brain drain (people with high level of educations leave country). It doesn't make better situation in the country...


Po ostatnim dość dużym dystansie, tego dnia mam przed sobą, można powiedzieć, że tylko 153 km do Kiszyniowa. 

After very long distance the day before, I had only 153 kms to ride to Chișinău that day.



Dominującą religią w Mołdawii jest prawosławie. Przemierzając ten kraj można napotkać przy drodze krzyże, figury świętych.

Religion in Moldova is predominantly Orthodox Christian. You can meet next to roads crosses and statues of saints.


Droga, którą jechałam poprzedniego dnia była raczej kiepska (tutaj warto wspomnieć, że pan z hostelu powiedział, że równoległa droga, która znajduje się po stronie rumuńskiej jest lepsza). Ta, którą poruszałam się dnia obecnego była całkiem w porządku. Jak widać na poniższym zdjęciu, została ona zbudowana ze środków amerykańskich.

Road I was riding the day before was terrible (it is worth to mention that the guy from hostel said that in Romania, parallel to this one, the road is much better). That one, I was cycling today was ok. As you can see, it was built from American founds.


Pomnik upamiętniający Vladimira Reutchi. Niestety nie jestem w stanie przetłumaczyć opisu...

Monument commemorating Vladimir Reuchti. Unfortunetly, I can't translate what is written on it...


Kolejny pomnik. Obok żołnierza jest na nim wyryta data: 1941-1945, a poniżej nazwiska napisane cyrylicą.

Next monument. Next to the soldier it is date: 1941-1945 and surnames written in cyrillic.



Przerwa na oranżadę...

Break for orangeade...


Co zwraca uwagę, gdy spogląda się na ten pomnik..? Sierp i młot, emblematy symbolizujące komunizm, umieszczone w górnej części monumentu. Wspominałam, że kraj ten był częścią Związku Radzieckiego. 2 sierpnia 1940 roku powstała Mołdawska Socjalistyczna Republika Radziecka (ros. Молдавская Советская Социалистическая Республика, mołd. Република Советикэ Сочиалистэ Молдовеняскэ) .

What you can see when you look at this monument..? Sickle and hammer, which are simbols of communism. I wrote, that Moldova was part of Soviet Union.  Moldavian Soviet Socialist Republic (shortly: Moldavian SSR) also known to as Soviet Moldavia or Soviet Moldova was formed on 2 August 1940.



Strefa przygraniczna. Jechałam wzdłuż granicy w Rumunią (droga R34).

Border Zone. I was cycling along border with Romania (road R34).


Jadąc przez Mołdawię mijałam pola, pola, pola...Użytki rolne w tym kraju obejmuję terytorium około 3/4 powierzchni kraju.

When I was riding through Moldova I was passing fields, fields, fields...3/4 area of the country there are farmlands.


Kraj ten słynie przede wszystkim z win, jest to najbardziej charakterystyczny symbol kraju. Jadąc na rowerze nie mogłam sobie pozwolić na konsumpcję tego trunku, bo pijana jeździć nie będę, jednak mogłam zakupić od przydrożnego sprzedawcy winogrona w postaci niesfermentowanej...Pyszne!

Moldova is famous for its wines. It is the most featuring simbol of the country. I was riding on the bike, so I couldn't taste it. I could only buy grapes...Delicious!


Mogłam je nawet od razu umyć w jednym z przydrożnych źródełek wody...Po wodę wpadali tutaj również Mołdawianie mówiąc do mnie po mołdawsku (nic nie rozumiałam...nie mogłam podjąć konwersacji...).
Czym jest język mołdawski (mołd. лимба молдовеняскэ, rum. limba moldovenească)..? De facto jest to język rumuński (większość językoznawców nie uważa go za osobny język, lecz za odmianę języka rumuńskiego; oczywiście pewne różnice występują np. w mołdawskim pojawiają się pewne regionalizmy).
Gdy w sierpniu 1991 Mołdawia odrywała się od Związku Radzieckiego pojawiła się nawet koncepcja, by kraj został przyłączony do Rumunii. Do dziś w Mołdawii nie ma jednego wspólnego dla wszystkich modelu tożsamościowego (panrumunizm, wg którego tożsamość mołdawska jest jedną z rumuńskich tożsamości regionalnych oraz mołdawianizm, czyli całkiem osobna sprawa), na co wpływ mają czynniki historyczne.
Zjadłam moje winogrona (proponowano mi też czekoladę - miło!) i ruszyłam dalej.

I could even wash it in spring water situated next to the road. Molodovans came for the water here, as well. They talked to me in Molodovan language, so I couldn't talk to them...
. What is Molodovan langauge..? De facto it is Romanian language (of course there are some small differences eg. regionalisms).
When in 1991 Moldova started to be independent country there appears idea that the country should be joined to Romania. Till this day there isn't one identity model common for every citizen of the country (historical reasons).
I ate my grapes (some people proposed chocolate to me, as well...) and I rode on.


Za znakiem widoczny jest napis: Nu mafia. Pewna nie jestem, ale istnieje prawdopodobieństwo, że jest to swoisty manifest przeciwko...korupcji. Otóż Mołdawia jest ponoć jednym z najbardziej skorumpowanych krajów regionu. Ten niechlubny proceder występuje w administracji, służbie zdrowia, systemie edukacji...Wszędzie.

Behind the sign you can see that there is written: Nu mafia. I am not sure but it can be protest against corruption. Moldova has big problem with this. It is one of the most corrupt country in the region. Corruption occurs in administration, health service, eduction system...Everywhere.


Leova. W mieście tym postanowiłam zjeść poważniejszy posiłek, który da mi energię, by dalej pedałować w stronę Kiszyniowa.

Leova. I decided to eat someting in this city to have power to ride to Chișinău.


Jak widać i w tym mieście umieszczono baner przypominający o uzyskaniu niepodległości przez kraj. Wczytując się w artykuły na temat tego kraju można się dowiedzieć, że w związku z kryzysem społeczno-gospodarczym mieszkańcy tego kraju tęsknią za ZSRR, a jego rozpad był dla Mołdawii ciosem. Czy to prawda? Nie wiem...Niestety osobiście wywiadów na temat z Mołdawianami nie przeprowadziłam...

As you can see, there is a banner reminding about getting independence. Reading articles about Moldova you can discover that because of the social-economic crisis in the country some citiznes of it, miss Soviet Union.


Nie zjeżdżałam do centrum (mniemam, że centrum było tam "na dole", gdzie majaczyły jakieś budowle, owszem byłam trochę ciekawa, jak wygląda to mołdawskie miasto, ale chciałam znaleźć się w stolicy kraju o przyzwoitej porze; czas to największy terrorysta podczas takich wypraw...ech...) tylko udałam się na dworzec - tam powinno być jakieś jedzenie.

I didn't ride to the city center (of course I wanted to go there but I wnated to be in Chișinău at 'normal' time of the day; time is the biggest terrorist during such trips...), but I went to the bus station - there should be some food. 


Coś było...Niestety nie restauracja, tylko budki z lokalnymi wypiekami. Może być.
Robię sobie pamiętnikarskie selfie z tym co jem, a za mną dzieje się jakaś dziwna sytuacja...Czy ten pan szykuje na mnie atak tą butelką z piwem, którą dzierży w swojej dłoni w sposób, jakby rzeczywiście miała za chwilę zostać rozbita na mojej głowie...?

There were something. Some local pastries. I was taking selfie with the food I was eating and behind me something going on...I am not sure if this man doesn't want to hit me with this bottle he is handling in his hand...He looks like he was thinking about this...


Przede mną jeszcze stówka...

I have 100 kms to Chișinău...


Skręcam ciut w prawo (poruszając się nadal drogą R34), tym samym opuszczając strefę graniczną.

I turn right a bit (still R34), leaving border zone.



Taki program na wieczór: rurki z kremem, przejażdżka po Mołdawii, wino w stolicy kraju...Brzmi dobrze!
(Jak można się domyślić słowo program oznacza godziny otwarcia sklepu).

Such program for today's evening: tubes cream, riding through Moldova, wine in the capital of it...Sounds nice...(Program means opening hours).


Wspomniałam już, że Mołdawia nie ma zjawiskowych krajobrazów, ale jest przyjemna. Nie mogę napisać, że jestem zachwycona aspektem wizualnym tego kraju, że nie mogłam przestać napawać się widokami, ale na pewno mogę napisać, że kraj podobał mi się. Jest w nim coś autentycznego. Dlatego też polecam ten kraj jako destynację podróży.

Nelly Ciobanu - Hora Din Moldova

Jak widać, napis Nu Mafia pojawia się często...

Zdob si Zdub - Basta Mafia 

I mentioned that Moldova is not phenomenal, when it comes to landscapes, but it is nice. I can't write that I was amazed by the views, but I liked it. There is something authentic in this country. That's why I recommed it as destination of journey.

As you can see: 'Nu mafia' on walls apeears quite often...







Niebieskie niebo przechodząc poprzez cudne barwy przeistoczyło się w czarne niebo...Zapadł zmierzch, a nawet można by rzec, że noc...A ja ciągle nie jestem w Kiszyniowie...

Blue sky became black one...The night has come..And I am still not in Chișinău...


Dotarłam do miasta Hincestii. Trochę się zapędziłam, wróciłam...Luz, już jadę dobrze...
Jak widać flaga Mołdawii ma taką samą kolorystykę, taki sam układ pasów, jak flaga rumuńska. Różnica: po środku mołdawskiej flagi jest umieszczony herb kraju.

I came to Hincesti. 
As you can see, Moldovan flag looks like Romanian flag (tricolor: blue, yellow, red). There is one difference: in the middle of Moldovan flag there is a coat of arms of Moldova.


Od Hincestii do Kiszyniowa jest nie wiele ponad 30 kilometrów. Luz! Zrobię w try miga! Niekoniecznie...Okazało się, że kraj pagórków pozostaje takowym...Jechałam pod górę. Bynajmniej nie narzekałam. Było mi dobrze. Bardzo dobrze! "Niebo gwiaździste nade mną prawo moralne we mnie"...Zawsze przychodzi mi do głowy cytat z Kanta, gdy tak sobie jadę, a nade mną błyszczą gwiazdy. Było pięknie. Nie przeszkadzało mi, że przebierałam się przy drodze (celowałam w moment bez żadnego samochodu, bo tak trochę dziwnie rozbierać się/ubierać przy drodze...). Nie przeszkadzało mi także to, że jem tuńczyka siedząc na ziemi gdzieś na poboczu...Trochę mi przeszkadzało, że część ryby upadła mi na ziemię (stracone kalorie...)...Ale tak to jest, jak się urządza piknik na mołdawskiej drodze, bez serwety, talerzy, czy choćby sztućców...

From Hincesti to Chișinău there is only about 30 kms. No problem! I will ride it very fast. Not necessarily...Country of the hills stays country of the hills...I was riding up. But I did not complain. I felt good. Very good! 'The starry sky above me, the moral law within me'...This qoute from Kant always comes to my mind where I am riding in the night and there is beautiful sky full of shining stars above me...There was beautiful! There was no problem for me that I changed my short for long trousers just on the road....There was no problem for me that I was eating tuna sitting on road...There was a little problem, when part of my tuna had fallen on the road....But there is like this, when you make picnic on the Moldovan road and you do not have napkins, plates, cutleries...

Było dobrze..? Nie! Było najlepiej! W moich słuchawkach mołdawski zespół grał i śpiewał kawałek o Kiszyniowie..."Baro foro Kiszyniawo", czyli duże miasto Kiszyniów. Czy takie duże..? Chyba nie do końca, ale nie to było najważniejsze w tym momencie. Najważniejsze było to, że tryskałam energią, że byłam tak niesamowicie naładowana chwilą, życiem, rowerem, moją wyprawą, endorfinami, że byłam najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi! Tak mi się wydaje...Widząc z oddali światła miasta ja tańczyłam na rowerze do tego kawałka. Nie dotykając stopami podłoża tylko wciąż moich pedałów ja tańczyłam, ja śpiewałam, ja po prostu mocno odczuwałam po co to robię, po co czasami cierpię, być może ryzykuję. Właśnie dla takich chwil. Chwil organicznego szczęścia. Było fajnie. Nieziemsko, kosmicznie fajnie! Jeszcze w Hincesti przewinęła się przez moją glowę myśl, że ja chcę już być, pić mołdawskie wino, a tu wciąż podjazdy...Trwało to chwilę, potem po prostu się delektowałam.

Śmieszna sytuacja: poszłam na stację benzynową po coś do picia. Kupuję oranżadę. Pan sprzedawca lekko podchmielony całuje mnie w dłoń, po czym zaczyna rozmowę ze mną. Nie pytałam o nic. Wiedziałam, jak oraz gdzie chcę jechać dalej, ale pan tak się zaangażował, że poszedł po kartkę, długopis po czym zaczął rysować mapę dla mnie, tłumacząc po rosyjsku co, jak i gdzie. Mając Wi-Fi ze stacji zobaczyłam wiadomość od kolegi, który pytał, czy żyję jeszcze (nie rozpisywałam się od jakiegoś czasu, a zazwyczaj robię to często. Jeśli coś rozumie z moich wyprawowych monologów pisanych na żywo to brawa dla niego, bo nie będąc w danej sytaucji, często absurdalnej nie jest to proste...). Nie mogłam odpisać, gdyż rozmawiałam z panem, więc włączyłam nagrywanie, żeby wiedział, że tak żyję, nikt mnie jeszcze nie zamordował, nie porwał....Pan tłumaczył, że do Odessy  powinnam pojechać przez "Anieeeeny". Do Tyraspola nie powinnam jechać, tam będą chcieć ode mnie pieniądze.
Podsumowując plany wypadu do Naddniestrza: Polska ambasada straszy Naddniestrzem, Mołdawianie straszą, inni ludzie też straszyli, ale ja chcę do Naddniestrza..."Aaaa Ty chcesz do Tiraspola"...Do dziś, gdy słucham tego nagrania to na mojej buzi pojawia się uśmiech. Inny kolega, gdy słuchał to był trochę przerażony stanem upojenia pana (zaznaczę, że to był pracownik stacji, który był na zmianie...)...Nie ma co ukrywać, brzmi jak pijany (bo niezaprzeczalnie był...)...Było to tak absurdalne, bo...ja naprawdę o nic nie pytałam...Chciałam tylko oranżadę...W końcu musiałam się pożegnać (ile można rozmawiać z pijanym Mołdawianinem...?) i z mapką w ręce (pan narysował to wzięłam...) ruszyłam do Kiszyniowa (jeszcze nie Tyraspola). Dotarłam pod znak: Chișinău. Przeszłam przez rów z moim rowerem, zaczęłam jeść resztkę rurek z kremem, robić zdjęcia i...ja kipiałam szczęściem. Szczęściem w najczystszej postaci. Była to piękna chwila! Bardzo piękna!

Was it good...? No! It was the best! I was listening Moldovan band singing about Chișinău ('Baro foro Kiszyniawo', what means 'Big city Chișinău'. I am not sure if it is big city, but right now it didn't have any meaning. The most important was that I was full of energy, I was full of happiness because of this moment, my bike, my trip...Full of endorphines...I think that I was the happiest person in the whole wide world. I saw city lights and I was dancing and singing on my bike...I felt what for I do it (what for I suffer sometimes, maybe I risk). For moments like these! I do not know, which words use to describe my feelings...But I felt great! Amazing great! In Hincesti I thought: 'I want to be in Chișinău, I want to drink Moldovan wine', but it lasts a while - later I delighted in moment...

Funny situation: I went to a petrol station to buy something to drink. The seller came out, kissed me on my hand and started to talk to me. I didn't ask for anything. I knew how and where I want to ride my bike.  But he brought a paper and pen and started to draw a map for me telling me in Russian language how I should go. I had Wi-fi, so I saw message from my friend asking me if I am still alive, coz I didn't write for some time (I write rather often, brava for him if he understands, what I write, coz if you are in this situation it can be a bit diffuclt...). I couldn't answer, coz I was talking to the guy from petrol station, so I started to record to prove that I haven't been killed, kidnapped...The guy from petrol station talked to me that I should go through 'Anieeeeny' to Odesa. He said that I shouldn't ride to Tiraspol, people on the border will take money from me. To sum up plans of visisting Transistria: Polish embassay writes that Polish citiznes shouldn't visit the country, Moldovans say that I shouldn't go there, other people, as well...But I want to go to Transistria! 'Aaa you want to go to Tiraspol'...Till today, when I listen this recording I am smiling...Other colleuge was a bit terrified of the fact that the guy was drunk (he really sounds like this). It was so absurd, coz I really wanted to buy a drink. That's all. That's all. I said goodbye, took my map (he draw it for me, so I kept it) and rode to the capital of Moldova, coz how many time I can talk to drank Moldovan man..? I reached the sign 'Chișinău'. I crossed the trench, started to eat my tubes cream and taking photos and...I was so happy! It was beautiful moment! Very beautiful!


Wjechałam do miasta. Dobrze, że nie wywaliłam się na stołecznych mołdawskich krawężnikach, bo było to niewykluczone, a nawet można by rzec, iż wielce prawdopodobne...Zarezrwowałam łóżko w hostelu, w którym spała Dominika (poznana w Bukareszcie). Jednak dziś wspólnego wina chyba nie będzie, jest trochę późno (w sumie to jest coś jakby środek nocy...). Kupiłam więc sobie piwo i pognałam do hostelu przy okazji po drodze ogladając miasto. Trochę. Dużo będzie nazajutrz, w świetle słońca, nie księżyca.

Kompleks pomnikowy Wieczność. Powstał on w 1975 roku, poświęcony jest poległym w obronie Kiszyniowa i Mołdawii podczas Drugiej Wojny Światowej żołnierzom radzieckim. Obok znajduje się cmentarz tych żołnierzy.

I am in the city. That's good that I did not fall down because of the curbs...I reserved the bed in hostel, in which Dominika was sleeping. Unfortunately, that night we won't drink wine together, it is late. I bought a beer and cycled to this place watching a city a bit.

Complexul Memorial 'Eternitate'. This memorial complex commemorates the Soviet soldiers who died for the liberation of Chişinău and Moldova during the Second World War. Next to it is a cemetery of fallen Soviet soldiers.


Ruiny Stadionu Republikańskiego. Został on wybudowany 1952 roku. W 1991 roku zaczął popadać w ruinę, a w 2007 rozpoczęto jego rozbiórkę, która nie została dokończona do dziś - jego mury straszą po dziś dzień po nocach rowerzystki z Polski...

Ruins of Republican Stadium. It was bulit in 1952. In 1991 started to fall into ruin, so in 2007 started its reconstruction, which is not finished till this day...


Dotarłam. Przyjął mnie recepcjonista, pokazał łóżko, ale nie śpieszyło mi się do niego, bo po pierwsze mam piwko do wypicia, po drugie w pokoju było nieprzyjmnie (śmierdziało...). Siadłam więc na kanapie w hallu i tak siedziałam. Nie ja jedna...Siedział też jakiś gość. Turek, który w Mołdawii czekał na wizę ukraińską. Nie to, że czekał siedząc w hallu mołdawskiego taniego hostelu w nocy...Ale nie spał, bo nie może usnąć bez gandzi, jak mi wyjaśnił. Siedział i się uśmiechał do swojego telefonu. Obok na kanapie spał recepcjonista, który słuchał w kółko tej samej piosenki (niby przez słuchawki, ale i tak słyszałam tę zapętlający sie w kółko kawałek)....W pewnym momencie z pokoju wyszedł jeszcze jakiś jeden gość i pyta coś o dziewuszkę (o mnie...). Recepcjonista mówi, że pokazał mi łóżko. Dziewuszka po prostu chce sobie posiedzieć wśrodku nocy po ponad 170 km w hallu obskurnego mołdawskiego hostelu z Turkiem...Niewykluczone, że trochę dziwnie wyglądałam...Jeśli chodzi o mołdawskie wino (niezaprzeczalny symbol Mołdawii), ktòrego tak pragnęłam się napić - kiepska sprawa...Na wychylenie jakiejś buteleczki na spokojnie nie było czasu...Był środek nocy (trzecia, czwarta..). Gadając z, Turkiem, wyznałam mu, że nie pròbowałam jeszcze trunku, z którego słynie ten kraj. Mówię do niego, że myślałam, że uda mi się skosztować mołdawskiego wina w Kiszyniowie, że szkoda, że się nie udało. Wstał i nalal mi kieliszek...Dobry chłopak. Tak, że po delektowaniu się mołdawskimi chwilami mogłam podelektować się również mołdawskim winem...Siedzi się fajnie, ale trzeba wziąć prysznic i isć spać na piętrowym łożku w śmierdzącym pokoju...Wszak jutro kolejny dzień mojej rowerowej przygody - oglądanie ponoć najbrzydszej stolicy w Europie, a potem wycieczka do jednego z tych państw, których nie ma....A którym tak straszą, czy słusznie..? Zarówno tego, jak i stolicy Mołdawii byłam niezmiernie ciekawa! Idę spać zastanawiając się co przyniesie mi kolejny dzień...

I am in the hostel. The receptionist came to me and showed me my room (actually my bed). I didn't go to sleep. I sat down in the hall and opened my beer. It was not only me sitting there. There was a guy from Turkey, who was waiting for visa to Ukraine in Moldova. He was not waiting on it sitting in the night in hall of Moldovan cheap hostel...He just couldn't sleep without ganja, as he explained me why he is not sleeping even though it is a night. Next to us, on the coach the receptionist was sleeping. He was listening music by earphones, one song. All the time same song...Suddenly, other man came out from the room asking something about dziewuszka (girl). It was question about me...Why I am sitting here...The receptionist (that one who was sleeping on the coach) said that he showed me the room. Girl just wants to sit in the hall in Moldovan hostel in the middle of the night with Turk after she rode 170 kms...Is it something strange in it..? I wanted to drik Moldovan wine...So what about it..? I complained to Turk that I had no occasion to do it, so he gave me glass of wine. Good guy. Sitting here is nice, but I have to take shower and go to sleep in my my bed in smelly room...Tommorrow is the next day of my bike adventure - watching the ugliest capital in Europe and trip to the country which doesn't exist...I am very curious of these two things! I went to sleep wondering what the next will bring for me...


DYSTANS: ponad 170 km

Komentarze

  1. ...toś kazała czekać na kolejny odcinek :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Odnośnie miasta Soroki - byłem i nocowałem tam, bo podobno to europejska stolica Cyganów (tak gdzieś o nim przeczytał kolega). Totalne rozczarowanie, nic do zwiedzania, żadnych ciekawych zabytków czy wyjątkowych śladów kultury cygańskiej, miasteczko jak miasteczko. Jedyne co może wpasować się w nurt "cygański" to fakt, że kwota którą uzgodniliśmy wieczorem za nocleg rano cudownie się powiększyła, a coca cola i piwo wzięte z lodówki w pensjonacie okazały się dwukrotnie droższe niż wynikałoby to z cen naklejonych na drzwiczkach - podobno to stare naklejki były i nieaktualne...
    Odessa to zdecydowanie lepszy wybór! A'propos Odessy - ciekawe jak oceniłaś słynne schody (jechałaś tą zabytkową windą obok schodów?) i czy nie przeszkadzały ci kraty w oknach zabytkowych kamienic - widok jak z blokowisk PRL-u szpecący te piękne domy. I mam nadzieję ze trafiłaś na zabytkową, naprawdę piękną architektonicznie halę targową.
    pzdr Alkir

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie dlatego chciałam jechać do Soroki...Też czytałam, że tam tak "cygańsko". Myślałam, że może być ciekawie. To dobrze, że faktycznie wybrałam Odessę! Windą nie jechałam. Wyszłam z rowerem z sakwami po wszystkich...

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Korona Gór Polski cz.10 - Ślęża (718m npm)

21, 22 lutego 2018 Rozgrzana izraelskim (palestyńskim) słońcem postanowiłam pewnej nocy wsiąść w pociąg do Wrocławia, by mimo niebotycznych mrozów zdobyć kolejny szczyt z Korony Gór Polski - Ślężę. Zastanawiałam się, czy dam radę, czy nie zamarznę, ale mam taki okropny problem, że nie znoszę monotonii, nudy, tych samych tras. Zwłaszcza, gdy wracam z miejsc, w których kipiało od wrażeń, nowości, emocji. A tak było w Izraelu/Palestynie...Ale o tym nie tutaj...Postanowiłam, że muszę gdzieś wybyć. Zewnętrzne warunki spróbuję pokonać. Co z tego wyjdzie zobaczymy. Wsiadłam w nocny pociąg jadący 5 godzin. Pośpię...Choć w pociągu, choć 5 godzin. Zawsze coś. Nie pospałam nic...Zainfekowana rowerową przygodą do szpiku kości myślałam o kolejnej wyprawie - gdzie. W zasadzie to wymyśliłam sobie pewne miejsce, które zaczęłam czuć wewnętrznie mocno, jednak czy zewnętrznie jest to wykonalne? Chyba nie...Tak, czy siak zamiast spać zajęłam się grzebaniem w Internecie, gadaniem ze znajomymi na ten t

"Nad morze" cz.1 - Kraków-Gdańsk

 Moja najdłuższa przejażdżka rowerowa w 2014 roku to wycieczka z Krakowa na Hel. W ciągu 9 dni (dojazd + pokręcenie po okolicy) przejechałam 1087 km, więc dystans w stosunku do czasu nie jest obłędny, ale sama wyprawa w jakimś sensie była. Było to 9 dni w ciągu, których byłam odcięta od wszystkiego. Nie liczyłam czasu - dni odmierzałam "ostatnio spałam w...,wcześniej w...". Kilometrów też nie liczyłam, bo pierwotne wobec dystansu było zwiedzanie miast - w paru byłam po raz pierwszy, do kilku innych mam sentyment, więc chciałam w nich dłużej zostać. Zasadniczo była to wyprawa "na dzikusa", czyli bez planu, jedynie z celem. Nie miałam zaplanowanego żadnego noclegu, co spowodowało parę stresowych sytuacji, ale zawsze wszystko się dobrze kończyło (nawet, gdy raz noclegu nie znalazłam...). DZIEŃ PIERWSZY - 150 km Ruszyłam niewyspana...dziwną trasą - przez Dolinki Krakowskie, czym zdecydowanie nadrobiłam, gdyż nie dało się tam jechać zbyt szybko. Kierowałam się

Korona Gór Polski cz. 8 - Lackowa (997 m npm)

16 sierpnia 2017   Wstałam rano. Ruszyłam na dworzec. Jak zwykle nie spałam długo. Za mało. Cóż...Pasja wymaga poświęceń. Dla pasji można dużo - żeby tylko coś przeżyć...coś zobaczyć...gdzieś być...Może sprawdzić siebie? Wsiadłam w pociąg. Bilet kupiłam u konduktora, bo jak zwykle byłam późno na dworcu. W ostatniej chwili. Wystarczyło czasu tylko na to, żeby ruszyć na peron. Wysiadłam w Starym Sączu. Z moich obliczeń wyszło, że stąd najszybciej będzie na szlak. Chyba nie poszła dobrze mi ta matematyka... I woke up early in the morning. I did not sleep long. Too short. Ech...I went by train to Stary Sącz - it is close to the trail. I thought that is the best to leave the train there, but I think that I was wrong... Jednak trzeba do Nowego Sącza. O mało nie zostałam potrącona. Pan nie widział, bo to nie ścieżka rowerowa, to chodnik. Ścieżki nie ma, sprawdzam trasę, więc jadę chodnikiem wyglądającym, jak ścieżka. Mam wątpliwości, czy to oby nie ścieżka. Nic się nie stało