8 lipca 2015
Wstałyśmy dość późno, więc zanim byśmy zerknęły na miasto to zrobiłoby się późne popołudnie, więc stwierdziłam: no ok...można zostać. Tym bardziej, że okazało się, że akurat w Dubrovniku znajomi spędzają urlop - fajnie, by się spotkać w takim miejscu, bo akurat przypadkiem jesteśmy tu jednocześnie. A przy okazji pozbędę się części tego, jak zgodzą się zabrać.
Btw, moje sakwy są całkiem pojemne...Miałam dość dużo ciuszków. Nawet kiedyś od kogoś, kto oglądał moje zdjęcia usłyszałam, czy ja to wszystko wiozłam...dobrze, że noszę rozmiar XS/S, bo wszystko małe...to zawsze więcej miejsca na PACZKĘ MIKOŁAJA z milionem kalorii - bez tego kiepska jazda, czego podczas bałkańskiej wyprawy doświadczyłam w Albanii (..i prawie, że w Kosovie, kiedy przed Mitorvicą musiałam się zatrzymać i zjeść!). Gdyby paczka Mikołaja się nie zmieściła to trzeba, by coś wyrzucić. Dlatego nie rozumiem kupowania przepłaconych ciuchów, które pokazują moją rowerowość...Rowerowość to coś głównie wewnętrznego...A ciuchy i takie takie mają pełnić funkcje czysto funkcjonalne. Chyba, że jest się nie biker/ką tylko lanserem.....
Co ona tam notuje...?
(Notowała np ilość kilometrów przejechanych każdego dnia - to może to..).
Uratowany przez Emi ziom z Kosova spacerował po naszym tarasie..
Ruszamy w miasto...
...bez naszych bicykli.
Stari Grad
Na początku zastanawiałam się, co się robi, jak się nie jeździ...
Zwiedza (ale to też się robi, jak się jeździ..). To zwiedzamy: mury obronne i baszty wybudowane, bo...
...był to ważny port.
Spacerujemy...
Ach ten kolor!
Robimy zdjęcia...
Inni skaczą...
Szukamy fajnego miejsca, żeby usiąść z piwkiem...
Znajdujemy miejscówkę na kamieniu...
Spacerujemy dalej...
Wychodzimy z plaży z takim regulaminem..:
Idziemy po kolejne piwo...
Docieramy na mega zatłoczoną plażę...
Za leżenie tutaj chyba się płaci...Yyy...Btw, trzeba przejść przez lansiarski klub.
Jeśli chodzi o Stare Miasto niewątpliwie ma klimat - został zachowany układ urbanistyczny, wokół mury obronne, baszty. Nie bez kozery miasto założone juz w VII wieku, w 1979 roku zostało wpisane na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.
Jednakże jest dość drogie. W ogóle Chorwacja była najdroższym krajem, w którym byłyśmy podczas tego tripu. Nie było tego okrzyku radości, jak w Kosovie: jak tu tanio...Tylko raczej - drogo (tym bardziej, że ja wymieniałam polskie złote na kuny...niezbyt mocna ta złotówka...).
Idziemy do domu ugotować mladego krumpira....
Miłosne kłódki..?
Ach te światła Dubrovnika!
Czekamy na znajomych nad Adriatykiem...
Są!
Walory estetyczne, historyczne miasta - niezaprzeczalne, bezdyskusyjne, ale...nie mój klimat. Zatłoczone, ale...nie w taki fajny sposób, jak Belgrad. Tam jest to takie "autentyczne zatłoczenie".
DYSTANS: 0 KM
Cześć, skontaktuj się ze mną pls email: meeck@koloroweru.pl
OdpowiedzUsuń