Przejdź do głównej zawartości

BAŁKAŃSKA PRZYGODA cz. 9 - Noc pod gwiazdami w Montenegro

6 lipca 2015

Poranny chillout pod albańskimi palmami...


...z fajnymi ludźmi.


Białe czereśnie prosto z drzewa. 


Tradycyjnie - przypinanie sakw...


Dziewczyna, która w ramach charytatywnej akcji, dla swojej 10-letniej kuzynki walczącej z rakiem (https://www.gofundme.com/fund4alex) jechała z Lizbony do Sofii (65 dni, 5000km).

http://www.bgonair.bg/bulgaria/2016-01-03/pateshestvenichka-s-kolelo-i-s-kauza


Wyruszamy w miasto.


Meczet Zamil Abdullah Al Zamil - zbudowany w 1995 roku przez szejka saudyjskiego. Jest to największy meczet w mieście. Wcześniejszy został zburzony przez komunistów - państwo Envera Hodży miało być państwem ateistycznym).


Jedno z najstarszych albańskich miast (ślady pierwszego osadnictwa - ok 4 w. p.n.e.) jest całkiem ładne.





I znów siedzimy na ziemi...


Trzeba kupić suveniry z Czarnym Orłem...


Szukamy wyjazdu z miasta.


Kolejny meczet, ale w mieście żyją wyznawcy wszystkich religii wyznawanych w kraju.


Kręciłyśmy się w kółko...Ciągle wracałyśmy do miejsca, w którym byłyśmy przed chwilą...
Trzeba spytać.


W Shkodër mnóstwo ludzi jeździ na rowerze. Czasami nawet na rowerze plus z rowerem...Każdy jeździ, jak chce, parkuje, jak chce...Taki albański styl, który jakoś daje radę...Jak..?
Emi stwierdziła, że jest to Bombaj...


Pytałyśmy kilku osób, ale coś nam dalej nie szło (chyba, że tak podświadomie nie chcemy kierować się w stronę granicy - chcemy zostać w Albanii...). Jeden pan, nie wytłumaczył, jak wyjechać, ale postanowił nas odprowadzić (nie pierwszy raz taka akcja w Albanii; Albańczycy są bardzo pomocni).



Twierdza Rozafa (Kalaja e Shkodrës) położona na wzgórzu 120 m n.p.m. Niestety nie było czasu, żeby ją zwiedzić. Ech...


U podnóża twierdzy romskie domostwa. 
Jak widać, sytuacja Romów, nie tylko mieszkaniowa, w Albanii jest ciężka. Duży odsetek tej mniejszości stanowią analfabeci i bezrobotni. Cyganie albańscy nie są częścią społeczeństwa większościowego, mimo że pojawili się na tych terenach już w XV wieku. Co gorsza, dysproporcje między tą mniejszością, a resztą ludzi wciąż się powiększają. Problem związany z tą grupą jest taki, że część z nich określa się jako "Egipcjanie" i twierdzi, iż przybyli z Egiptu, a nie Indii (mówił o tym właściciel hostelu, bo wypytywałam; szkoda, że te oczy mnie tak bolały, bo wypytywałabym dłużej...stwierdził też,że w sumie nie ma z nimi większych problemów). "Egipcjanie" dystansują się od reszty Romów. Cechuje ich wyższy stopień wykształcenia oraz zintegrowania z Albańczykami. 
Za czasów dyktatury Envera Hodży starano się asymilować Cyganów (np.koncentrując ich wokół przedsiębiorstw rolnych, czy zatrudniając w firmach państwowych). Do 1960 roku wciąż prowadzili nomadyczny styl życia, który ostatecznie zanikł w latach 1965-67 (czyli coś w deseń polityki w Polsce w czasach komunistycznych, która również "zabiła" koczowniczy tryb życia Romów).
Po zmianach w 1990 roku większość z nich straciła pracę czego powodem są m.in. fatalne warunki mieszkaniowe.




Do dziś w powiewających flagach w odcieniu czerwieni widzę...flagę Albanii (zagęszczenie ich jest dość duże).


Gdzieś po drodze: jadę sobie na chilloucie z muzyką na uszach nagle moja bluzka i bielizna idzie w dół...Dwójka dzieciaków podjechała i jeden postanowił mnie...obnażyć...Tak w czasie jazdy...Zgłupiałam...Bo nic nie słyszałam...A oni sobie pojechali dalej...W sumie mnie to...rozśmieszyło...


Wstąpiłyśmy do sklepu. Siedzę na schodach wyszukuję leki (waluta Albanii) spośród różnych monet, obok pełno Cyganów, którzy wychodzą ze sklepu. Cyganka prosi o pieniądze. Nie dałam nic. Tylko w rromani powiedziałam, że nie mam (co mogło nie brzmieć zbyt wiarygodnie - zajmowałam się wyszukiwaniem odpowiedniej waluty...). Pani skomentowała to jakoś (niestety nie słyszałam)...Później stwierdziłyśmy, że chyba rzuciła klątwę...Tylko, że Emi dała tej żebrzącej dziewczynce coś...Niesprawiedliwe! 
Btw, biedne są to dzieci, że tak muszą żyć...Większość z nich to analfabeci. W początkowym szkolnictwie napotykają oni na trudności językowe. Kłopotliwy jest również brak zainteresowania ze strony rodziców ich kształceniem (problem w wielu państwach). Problemem w Albanii jest także handel ludźmi. Liczba dzieci (głównie romskich), które trafiają w związku z tym procederem do innych państw ciągle się powiększa.


Kolejne państwo wita nas!



Znów te biedne żebrzące cygańskie dzieciaczki...


Jedziemy sobie dalej elegancko...Zatrzymałyśmy na rozjeździe -  była jakaś polna droga. Wyszło nam, że to ta właściwa, więc tam się kierujemy. Na zakręcie sakwy przeważyły Emi i..bang!...To chyba ta klątwa cygańska...Tym bardziej, że okazało się, że droga nie jest właściwa...Tak, że z Cyganami się nie zadziera...




Spotkałyśmy chłopaków, którzy na luzaku jechali sobie z Turcji do Hiszpanii. Mieli skręcić do Ulcinj do znajomego na 2 tygodnie.
Gdzie kupię czas..? Gdzie znajdę środki, żeby ten czas kupić...? 

Chłopaki pokonały i miały do pokonania dużo. Jak widać, superrowerowa stylówka i gadżety rowerowe potrzebne nie są...Jak się jedzie na chilloucie to można i w klapkach, a i tak kolekcjonuje się piękne momenty (a chyba głównie o to chodzi w takich tripach..?)...Ostatnio widziałam gdzieś pytanie o rower, czy można na takim za 2500 zł jechać na wyprawę............Zgłupiałam...Gratuluję "wyobraźni" i ograniczenia panu zadającemu to pytanie...Przecież to zależy, czy jest się zdeterminowanym..Jak nie to i rower za dyszkę nie bardzo da radę...Druga sprawa: kondycji, wytrzymałości, silnych mięśni nie da się kupić....Pewnie, że lepiej mieć super extra rzeczy, ale nie są one konieczne...Najbardziej mnie bawi, jak biznesmeni rowerowi nabijają sobie kieszenie hajsem wmawiając "dzieciakom", że pewne GADŻETY ułatwiają coś, że jest w nich fajniej niż w czymś czasami 10-krotnie tańszym, a dzieciaki to łapią...Poznałam takiego jednego, którego działalność jest w dużej mierze reklamą gadżetów, które nie są konieczne..Osobiście coś smutnego w tym widzę - robienie ludziom z głowy jaja...Ale jeśli ludzie sami na to pozwalają...No cóż, co kto lubi - ja wolę dorzucić do biletu lotniczego etc. niż kupować coś, co jest potrzebne,  ale co mogę nabyć 10-krotnie taniej (a zapewne i tak zgubię albo wyrzucę...). Collect moments not things...To wolę wolę kolekcjonować momenty rowerowe niż gadżety rowerowe...






Tym razem nie krowy, ale znowu (bo pojawiały się już tuż za granicą Kosovo-Albania) śliczne osiołki spacerowały sobie po drodze.


Wpadam zza zakrętu, a Emi pokazuje...


...MORZE ZZA ZAKRĘTU"...


No jest pięknie.






Góry i morze jednocześnie! Ach! 
Czy mogą być fajniejsze okoliczności przyrody....?







Palačinke i takie takie w barze w Barze. 


Zachód słońca na takim tle z perspektywy roweru zawsze na propsie..!


Hmm - czy możemy jechać tunelem, który przed nami..?


Wyszło, że chyba tak...Jedziemy.


Zapadł zmrok. W sumie szkoda, bo nie do końca ogarnęłyśmy te widoki. Wizualnie - piękno, ale...to już nie dzika Albania...Tu jest pełno turystów, rzeczy, atrakcji dla turystów! To już nie to...


Oddalali nam miasto snu na dziś...


To jeszcze nie to...


Jest!


Burek! Chyba najlepszy, jaki jadłam (a trochę ich zjadłam..). Taki gorący... Pyszności!


Zaczynamy: cowieczorna zabawa w szukanie noclegu...Przy okazji zwiedzanie. Miasteczko mega turystyczne ale klimat niewątpliwie ma.


 Jest to jedno z najstarszych miast nad Morzem Adriatyckim.



Najstarsze i najmodniejsze (dość głośne). W sumie na imprezę można tu wpaść...



Budva jest skomercjalizowana, turystyczna, ale w tym okresie to była nawet double-touristic ze względu na Sea Dance Festival (połączony w jakiś sposób z festiwalem EXIT w Novym Sadzie, ale o tym nie teraz..), który zaczynał się za parę dni,...


...więc po szukaniu takim fizycznym po namiarach wyszukanych wcześniej w necie hotel na dzisiejszą noc..:



"Widok w piersi dech zatyka na dzisiaj dosyć baza, hotel Plaza umm.. śpiwór plaża"


Przygotowania do snu - tylko szkoda, że śpiworu nie miałam...



Always Look On The Bright Side of Life  - nigdy nie miałam widoku na tak piękny krajobraz prosto z "łóżka"..! Położyłyśmy się, mój rower przypięty do nogi (...innego pomysłu nie miałam..zawsze jakaś szansa, że się obudzę jakby coś...), ale przychodzi pan...My nie pytamy, czy możemy tu spać?, my mówimy: my musimy się przespać...Pozwolił, ale tak dyskretnie, żeby właściciel plaży, czy leżaków (nie znam się na komercjalizacji tego typu miejsc...)  nie widział. Było zimno (mimo, że w dzień temperatura ok. 40 stopni), więc w środku nocy się przebudziłam i wkładałam na siebie, co tam miałam (dyskretnie - żeby właściciel nie widział...)...Twardo...Ale lepszy taki sen niż żaden (o czym przekonać się miała Magda dnia następnego, która "oszukiwała" i nie spała...).


DYSTANS: 112 KM

Komentarze

  1. Nocleg z widokiem na morze - mega!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja mam rowerek za 645zł. Trzeba się znać co nie co, by nie kupić gówna. Mój kolega z pracy kupił sobie za 1300zł i ma szajs a nie rower. Plastikowe pedały w tej cenie... a mój ma metalowe. W dodatku miał skręcony źle. Jak jest komunijny czas, to oni w tych rowerowych sklepach na akord skręcają te rowerki. Więc kierownice trzeba było dokręcić. Jeśli ktoś szuka dobrego roweru to musi się na tym znać co nie co. Sprzedawca zawsze kit wcisnie, a nie dobry rower. Natomiast rowery za ponan 2500zł można juz brać w ciemno moim zdaniem. W takich raczej nie ma gownianych części. Ogólnie to moim zdaniem shimano się popsuło i za bardzo z chińczykami się polubili. Kiedyś to była tylko japońska produkcja. Cała zębatka dość szybko mi się w rowerze stepiła.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

"Nad morze" cz.1 - Kraków-Gdańsk

 Moja najdłuższa przejażdżka rowerowa w 2014 roku to wycieczka z Krakowa na Hel. W ciągu 9 dni (dojazd + pokręcenie po okolicy) przejechałam 1087 km, więc dystans w stosunku do czasu nie jest obłędny, ale sama wyprawa w jakimś sensie była. Było to 9 dni w ciągu, których byłam odcięta od wszystkiego. Nie liczyłam czasu - dni odmierzałam "ostatnio spałam w...,wcześniej w...". Kilometrów też nie liczyłam, bo pierwotne wobec dystansu było zwiedzanie miast - w paru byłam po raz pierwszy, do kilku innych mam sentyment, więc chciałam w nich dłużej zostać. Zasadniczo była to wyprawa "na dzikusa", czyli bez planu, jedynie z celem. Nie miałam zaplanowanego żadnego noclegu, co spowodowało parę stresowych sytuacji, ale zawsze wszystko się dobrze kończyło (nawet, gdy raz noclegu nie znalazłam...). DZIEŃ PIERWSZY - 150 km Ruszyłam niewyspana...dziwną trasą - przez Dolinki Krakowskie, czym zdecydowanie nadrobiłam, gdyż nie dało się tam jechać zbyt szybko. Kierowałam się

Korona Gór Polski cz.10 - Ślęża (718m npm)

21, 22 lutego 2018 Rozgrzana izraelskim (palestyńskim) słońcem postanowiłam pewnej nocy wsiąść w pociąg do Wrocławia, by mimo niebotycznych mrozów zdobyć kolejny szczyt z Korony Gór Polski - Ślężę. Zastanawiałam się, czy dam radę, czy nie zamarznę, ale mam taki okropny problem, że nie znoszę monotonii, nudy, tych samych tras. Zwłaszcza, gdy wracam z miejsc, w których kipiało od wrażeń, nowości, emocji. A tak było w Izraelu/Palestynie...Ale o tym nie tutaj...Postanowiłam, że muszę gdzieś wybyć. Zewnętrzne warunki spróbuję pokonać. Co z tego wyjdzie zobaczymy. Wsiadłam w nocny pociąg jadący 5 godzin. Pośpię...Choć w pociągu, choć 5 godzin. Zawsze coś. Nie pospałam nic...Zainfekowana rowerową przygodą do szpiku kości myślałam o kolejnej wyprawie - gdzie. W zasadzie to wymyśliłam sobie pewne miejsce, które zaczęłam czuć wewnętrznie mocno, jednak czy zewnętrznie jest to wykonalne? Chyba nie...Tak, czy siak zamiast spać zajęłam się grzebaniem w Internecie, gadaniem ze znajomymi na ten t

10 000 km w 2014!

30 (..a właściwie już był to 31 - godzina 2 w nocy) grudnia przejechałam 10 tysięczny km w 2014!!!  Tej nocy było bardzo zimno...-14...brrr... Ogólnie moja grudniowa bikingowa "walka" o to co założyłam sobie na początku roku nie zawsze była łatwa...                                          ...więc zaopatrywałam się w nowe czapki..,:                                         ...ważnym elementem stroju były również getry: Jednak długi okres czasu temperatura w grudniu była wysoka, jak na tę porę roku.                                          Aczkolwiek niestety czasami piękną noc psuł deszcz..,                                                                                          ...a potem pojawił się również i śnieg: Ale jak śpiewali panowie z Monty Pythona always look on the bright side of life                Grudniowy biking po Krakowie często odbywał się w pięknej świątecznej scenerii: