Przejdź do głównej zawartości

BAŁKAŃSKA PRZYGODA cz.14 - Sarajevo ljubavi moja!

11 lipca 2015

Po wypiciu wyśmienitej bosanskiej kafy i zjedzeniu śniadania (fajnie mieć pekarę Edin prawie za bramą..) wyruszam na miasto.

Btw, hostel, który nocą mnie przeraził swoją obsukrnością okazał się całkiem klimatowym miejscem. Jego gośćmi byli nie robotnicy, którzy rano będą wstawać do roboty, budząc mnie o 7, lecz podróżujący ludzie z całego świata. Śniadanie jadłam rozmawiając z chłopakami ze Stanów, Kanady, Singapuru, Ameryki Południowej (...nie wszystkich tak samo dobrze pamiętam..). Było to świetne śniadanie...


Usytuowanie hostelu idealne - tuż przy głównym bazarze - Baściarija (obecnie skieowanym w dużej mierze do turystów).


...na którym spotkałam ziomka!


W Sarajewie widać religijny mix.

Katedra Serca Jezusowego w Sarajewie.


Ferhadija - główna ulica handlowa w mieście.




W tych dniach trwał akurat Sarajevo Ramazan Festiwal (duża część mieszkańców miasta to muzułmanie). Tak, jak napisałam powyżej - koegzystencja wyznawców różnych religii naprawdę jest silnie widoczna.

Natrafiłam na Ramazanski Festiwal Książki.


Zainteresowałam się, tym samym dużo czasu spędziłam oglądając te knigi. Chciałam coś kupić w języku bośniackim, który jest zrozumiały dla osoby mówiącej po polsku (zdarzyło mi się rozmawiać "polsko-bośniacko" - ja mówiłam po polsku, ktoś po bośniacku i było ok). Wahałam się, wahałam (ważne kryterium: musiało to być coś niedużych rozmiarów, wszak będę wieźć to w sakwie) i ostatecznie nie kupiłam nic. Bardzo żałuję. Tym bardziej, że miałam coś upatrzonego...


Bynajmniej nie Paulo Koeljo...
Btw, z polskich autorów znalazłam jednego - Witolda Gombrowicza. Dodam, że obeszłam każdy stragan oglądając chyba każdą książkę.


Flaga Bośni, która została wprowadzona w rocznicę moich urodzin...



Meczet Gazi Husrev-bega.
 

Kręciłam powoli po ulicach Sarajeva chłonąc miasto...

Jala - Moje Ulice ft. Marina


W Sarajevie wciąż mocno widać zniszczenia wojenne. W latach 1992-96 miasto przeżyło tragiczne, krwawe oblężenie. Oczywiście, że nie bardzo dobrze, bo byłam kilkuletnim dzieckiem, ale pamiętam doniesienia na temat sytuacji w Bośni z czasów kiedy to zło się tam działo. Już wtedy byłam tym zainteresowana, choć chyba tego nie rozumiałam.
Pytanie: czy teraz rozumiem utrzymywanie na siłę pewnej "struktury", która nie ma już racji bytu..? Chyba wciąż nie...
Czy teraz rozumiem polowanie na ludzi gdzieś z gór, budynków,  brutalne mordy, gwałty na kobietach..? Zdecydowanie nie...
Czy teraz rozumiem, że te wspaniałe międzypaństwowe struktury. które po to powstają, by działać przeciw takim akcjom pozwalały, by miasto się "wykrwawiało"?  Nie...
Chyba nie ja jedna...
.


Suada Dilberović oraz Olga Sučić były jednymi z pierwszych cywilnych ofiar wojny w Bośni. zginęły podczas pokojowej manifestacji, podczas której snajperzy otworzyli ogień do ludzi. 
Gdy teraz oglądam relacje z tamtych wydarzeń to aż ciary przechodzą...To działo się tak nie dawno...W Europie...Po takiej "lekcji"...Ogólnie podczas wojny domowej w Bośni zginęło około 100 tysięcy ludzi.

Pjesma o Suadi Dilberovic 

Tłumaczenie napisu:  Kropla mojej krwi popłynęła i Bośnia nie wyschnie.

Kiedyś przypadkowo natrafiłam na dokument o romantycznej historii z oblężonego miasta (Sarajewo, moja miłość). Dwóch młodych ludzi zakochanych w sobie - muzułmanka Admira Ismić oraz prawosławny Serb Boško Brkić chcieli opuścić Sarajevo. Nie udało się imprzekroczyć tzw. Alei Snajperów, najniebezpieczniejszego miejsca w mieście. Jak przypadkowo zobaczyłam tablicę na tym moście od razu pomyślałam, że upamiętnia te ofiary.



Oblicza się, że miasto było ostrzeliwane średnio ponad 300 razy w ciągu doby.


Można było zginąć od strzału snajpera idąc ulicą albo stojąc w kolejce po wodę, stracić oko, bo wyszło się pojeździć po podwórku na rowerku - w imię idei, czy rozrywki..?


Czy Sarajevo dopadł opisany przez George'a Ritzera proces makdonaldyzacji..? Może, ale..


...Sarajevo ma klimat, jak z lat 90-tych...Totalnie nie wygląda, jak europejska stolica XXI wieku. Jest bardzo specyficznym miastem, w którym jest jakaś magia (mnie porwała). Nie miałam czegoś takiego, jak w przypadku innej bałkańskiej stolicy - Belgradu, że do głowy od razu przychodzi: "O! tu mogłabym chwilę pomieszkać", ale wbiło się mocno w moją głowę.  Z wielu powodów - niedawnej krwawej historii przesiąkniętej bólem fizycznym, psychicznym, wizualnych aspektów (bynajmniej nie pięknych estetycznie), mojej "przygody" związanej z tym miastem...






 Sarajevo (w sumie, jak wiele bałkańskich dużych miast) jest mocno "pokreślone"- graffitti, tagi. Często są to zaangażowane politycznie komunikaty (...mix etniczny robi swoje...).

Trochę wygląda, jak getto (specyficzne jest to, że nawet centrum, w polskich miastach są to raczej oddalone dzielnice).



Położone jest w kotlinie pomiędzy górami pasma Alp Dynarskich.


Never Forget Srebrenica.
W czasie, kiedy byłyśmy w Sarajevie mijało 20 lat od masakry w Srebrenicy, uznawanej za największe ludobójstwo od czasów drugiej wojny światowej. Serbowie zamordowali ponad 8 tysięcy muzułmańskich mężczyzn oraz chłopców w lipcu 1995 roku.


Wielki szacunek dla  Tadeusza Mazowieckiego, który zrezygnował z funkcji specjalnego wysłannika  Komisji Praw Człowieka ONZ w Bośni i Hercegowinie na znak protestu przeciw bezradności, bezczynności ONZ.





A'propos kina...Polecam film Grbavica w reżyserii Jasmili Žbanić. Bośniacka reżyserka opowiada o tragedii bośniackich  kobiet, które w czasie wojny były gwałcone przez serbskich oprawców.  Zaspokojenie fizycznych potrzeb, rozrywka, zhańbienie kobiety, całej grupy...ONZ nazwało masowe gwałty dokonywane w czasie tej wojny instrumentem czystek etnicznych. Fizyczne "zawłaszczenie" kobiety mogło się równać zawłaszczeniu etnicznemu. W wyniku gwałtów kobiety zachodziły w ciążę, rodząc dziecko wroga. O tym właśnie jest ten film. O traumie zgwałconych kobiet, które do końca swojego życia nie otrząsną się z tego do końca. Szczególnie, gdy wychowują dziecko poczęte podczas gwałtu. Dziecko, które kochają, ale które im przypomina o tym, co się stało. Dziecko, któremu prawda zburzy świat, gdy ja pozna...Pytanie: ile takich osób "dzieci" nie zna prawdy...




Para, która mnie oczarowała...Żołnierz z różą w ręku czekał na tę piękną (nie widać twarzy, ale tak ostentacyjnie robić zdjęcia nie wypadało...) dziewczynę. Gdy przyszła wystrojona z mocnym makijażem (czerwone usta), jednakże w chuście zasłaniającej włosy, długiej spódnicy, on wręczył jej te różę - ruszyli sarajevską ulicą, tak pięknie wyglądając - bośniacki żołnierz (a może serbski..?) i bośniacka muzułmanka...


Dotarłam na "prawdziwy" bazar (...a bazary bardzo lubię..).


Kupiłam m.in. piękną Turską Pasminę Orginal za 6KM (tanio)...
Btw, co podkreśla bardziej moją rowerowość: ciuszek kupiony w miejscu, do którego dotarłam na rowerze przemierzając dużo kilometrów kolekcjonując dużo fajnych momentów, czy ciuch z narysowanym rowerem etc..? Wg mnie odpowiedź prosta (mam trochę potwierdzeń w szafie, które mnie cieszą ze względu na okoliczności ich zdobycia). Jest tylko jeden problem ograniczający kwestię pamiątek rowerowych - trzeba je samemu sobie przywieźć...


Most nad rzeką Miljacka.


Miejsce, które zmieniło Europę. Stąd Gavrilo Princip skutecznie strzelał do arcyksięcia Franciszka Ferdynanda oraz jego małżonki - Zofii.
Bałkańską wyprawę rozpoczynałyśmy od Belgradu i...przypadkowego uczestnictwa w odsłonięciu pomnika tego człowieka będącego bohaterem dla Serbów. Teraz jestem około tysiąc kilometrów dalej, obecnie kilka granic dalej w miejscu, które było "przyczyną" tamtego wydarzenia...W mieście, w którym 80 lat później serbscy snajperzy strzelali do ludzi jak myśliwi do kaczek...
Takie są Bałkany...


Teraz jest tu usytuowane Muzeum.


Oprócz historii sprzed zamachu, przedstawienia sylwetki zamachowca, był tam multimedialny nośnik z współczesną historią miasta. Oglądałam kilka razy. Zawiesiłam (dosłownie!) mój wzrok na takim kadrze: 
 - bardzo wymowne wojenne zdjęcie...Sugeruje, że Sarajevo w tych czasach było, jak piekło (Witamy w piekle). Był to najbardziej krwawy konflikt w Europie od zakończenia drugiej wojny światowej. Tło oraz żołnierz "komponują" się z tym napisem "idealnie". Zdjęcie robi wrażenie.


Dziewczyny były już tuż tuż, więc skierowałam moje koła do hostelu.
W sklepie kupiłam sarajevski somun i zjadałam cały na raz....



RÓWNOLEGŁA BOŚNIACKA PŁASZCZYZNA CZASOWA..:

Śniadanie na...

...takim tarasie...


Zaczyna się podjazd, który podobno wcale nie miał 15 km, tak jak ktoś nas wystraszył (ja poprzedniej nocy nie kontrolowałam jego długości).


Chociaż na fotkach widzę widoki, których nie mogłam widzieć podczas nightbikingu w tych terenach...


Całkiem ładny ten podjazd...



Wychodziłoby, że to ten tunel, przy którym kończył się podjazd oraz, że to tutaj było światło, do którego pędziłam, bo...przy nim kończył się podjazd.
Podjazdy same w sobie uwielbiam, ale nie bezwzględnie - nie w każdych warunkach.


Nowe znajomości zawierałam przy śniadaniu, a dziewczyny po drodze.




Takich flag nie widziałam...


A tak wygląda wjazd do miasta w blasku słońca. Znaku Sarajevo najwidoczniej po tej stronie Sarajeva nie ma...



Wyjaśnia się dlaczego trochę czasu na nie czekałam...


Zaraz będą w hostelu...Podobno nie wyjaśniłam dobrze, gdzie jest...eee...


Są!
 Najpierw zaparzyłam im bosanskiej kafy (czułam się jak gospodyni...), a potem ruszyłyśmy na miasto. 
Pierwszy przystanek biuro Eurolines, bo Magda chciała stąd wracać, gdyż czas jej urlopu kończył się, my natomiast z innego miasta, ale też być może tą linią (chciałyśmy dogadać kwestię przewozu rowerów) - zamknięte (..może stąd ta zmartwiona mina Emi..).


Wyjaśniła się kwestia ogniska palonego w nocy w środku miasta przez Cygana, który grzał sobie stopy (..i mnie nie rozumiał..). Jak psiałam w poprzednim poście, w pewnych okolicznościach pewne rzeczy można troszkę inaczej zarejestrować. Nie zauważyłam, że to."oficjalny" płomień, nie wczytałam się w tablicę.
Jest to pomnik ofiar II wojny światowej, który nazywa się Viječna vatra (Wieczny płomień) - jak wskazuje nazwa ma on płonąć wiecznie (zgasł raz na chwilkę zgaszony przez chuliganów). 
Cygan w nocy grzeje sobie przy nim stopy...






Biuro firmy autokarowej zamknięte, więc udałyśmy się stację kolejową.


Czy ktoś tu pracuje..?


Chyba nie...Putnicka Blagajna - pusta...Telefon dzwonił...


Może na peronie coś będzie...


Nie dowiedziałyśmy się nic..Ale zrobiłyśmy lustrzane selfie...



Pomnik Dzieci Sarajewa.
 
 
 Obrotowe walce z nazwiskami oraz rokiem urodzenia (niewiele oddalonym od mojego) i śmierci tych dzieci robią wrażenie. 



Jednak ofiarami oblężenia miasta są również te dzieci, które przeżyły, a zostały sierotami (DJECA - KINDER VON SARAJEVO - film w reżyserii Aidy Begić poruszający ten problem), czy też z traumą, bo widziały śmierć kogoś bliskiego.


Jak w opisie:


Modlitwa w meczecie.


Tak rowerowo reklamuje się sarajevski zakład optyczny...


Idziemy na piwo...


Oczywiście - lokalne...


...- Sarajevsko! W tle brzmi bałkańska muzyka. 


Jeżdżenie na rowerze trochę to komplikuję...Tak dużo je się tych śniadań...


Wróciłyśmy do hostelu zarzucić coś na siebie, bo zrobiło się zimno...


...a potem poszłyśmy na lody (choć było nam zimno..).


Jeszcze piwo w hostelu i spać...Znowu dało o sobie znać to chroniczne niewyspanie..
A tak fajnie popijało się piwko w magicznym Sarajevie rozmawiając z przystojnym amerykańskim chłopakiem o Krakowie (Nowa Huta, w której był, to "getto" - w sumie bywa tak postrzegana...), historii Europy (zaskoczenie - znał ją lepiej niż niejeden znany mi..Europejczyk...tylko: pozytywne - Amerykanie znają historię Europy, czy negatywne - Europejczycy znają ją gorzej..? ) i...innych sprawach...
Nasz pokój na sto osób...Każdy nocleg podczas tej wyprawy był mega klimatowy. Również poszukiwania miały swój smaczek, choć w momencie, kiedy się już chce zostawić rower i iść na miasto coś zjeść, wypić piwo, trochę wkurza, że trzeba "tracić" czas na szukanie miejsca do spania...


Ogólnie, był to ciekawy, mimo że dla mnie prawie niebikingowy dzień. Nie zobaczyłam jednak wszystkiego, co chciałam. Ech...Żałuję, że nie wybrałam się na stadion Koševo, na którym w 1997 roku odbył się koncert zespołu U2. Był to koncert z historią (...a lubię wszystko -  rzeczy, wydarzenia, a także ludzi - z historią..). Chodzi tu o zaangażowanie zespołu w sprawę Bośni. Muzycy wcześniej nagrali utwór Miss Sarajevo o wyborach w 1993 roku, kiedy ludzie żyli w oblężonym mieście. Znany jest transparent, który pokazały kandydatki: Nie pozwólcie nas zabić.
 Ponadto, jeszcze przed bałkańską wyprawą na moją półkę trafiła książka autorstwa bośniackiego pisarza - Muharema Bazdulija. Pokazuję on wagę koncertu U2, jako symbolu. Przedstawia różne motywacje, różnych ludzi planujących uczestniczyć w tym wydarzeniu. Polecam. 
Btw, ja na ten stadion jechałam, ale nie dojechałam...Coś innego mnie pochłonęło po drodze...
Drugie miejsce, które chciałam zobaczyć, a też jakoś nie wyszło to tunel zbudowany w czasie oblężenia łączący miasto z "resztą świata", przez który docierała żywność, broń do Sarajeva.
No nic...Muszę wybrać się tam jeszcze raz...Zrobię to z miłą chęcią oraz niezaspokojoną ciekawością różnorodnością tego miasta oraz jego trudną historią, bo..:
  


Komentarze

  1. Fascynujący post! Genialnie opisałaś (zdjęcia, linki do muzy, tekst) bałkański konflikt z lat 90tych!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

"Nad morze" cz.1 - Kraków-Gdańsk

 Moja najdłuższa przejażdżka rowerowa w 2014 roku to wycieczka z Krakowa na Hel. W ciągu 9 dni (dojazd + pokręcenie po okolicy) przejechałam 1087 km, więc dystans w stosunku do czasu nie jest obłędny, ale sama wyprawa w jakimś sensie była. Było to 9 dni w ciągu, których byłam odcięta od wszystkiego. Nie liczyłam czasu - dni odmierzałam "ostatnio spałam w...,wcześniej w...". Kilometrów też nie liczyłam, bo pierwotne wobec dystansu było zwiedzanie miast - w paru byłam po raz pierwszy, do kilku innych mam sentyment, więc chciałam w nich dłużej zostać. Zasadniczo była to wyprawa "na dzikusa", czyli bez planu, jedynie z celem. Nie miałam zaplanowanego żadnego noclegu, co spowodowało parę stresowych sytuacji, ale zawsze wszystko się dobrze kończyło (nawet, gdy raz noclegu nie znalazłam...). DZIEŃ PIERWSZY - 150 km Ruszyłam niewyspana...dziwną trasą - przez Dolinki Krakowskie, czym zdecydowanie nadrobiłam, gdyż nie dało się tam jechać zbyt szybko. Kierowałam się

Korona Gór Polski cz.10 - Ślęża (718m npm)

21, 22 lutego 2018 Rozgrzana izraelskim (palestyńskim) słońcem postanowiłam pewnej nocy wsiąść w pociąg do Wrocławia, by mimo niebotycznych mrozów zdobyć kolejny szczyt z Korony Gór Polski - Ślężę. Zastanawiałam się, czy dam radę, czy nie zamarznę, ale mam taki okropny problem, że nie znoszę monotonii, nudy, tych samych tras. Zwłaszcza, gdy wracam z miejsc, w których kipiało od wrażeń, nowości, emocji. A tak było w Izraelu/Palestynie...Ale o tym nie tutaj...Postanowiłam, że muszę gdzieś wybyć. Zewnętrzne warunki spróbuję pokonać. Co z tego wyjdzie zobaczymy. Wsiadłam w nocny pociąg jadący 5 godzin. Pośpię...Choć w pociągu, choć 5 godzin. Zawsze coś. Nie pospałam nic...Zainfekowana rowerową przygodą do szpiku kości myślałam o kolejnej wyprawie - gdzie. W zasadzie to wymyśliłam sobie pewne miejsce, które zaczęłam czuć wewnętrznie mocno, jednak czy zewnętrznie jest to wykonalne? Chyba nie...Tak, czy siak zamiast spać zajęłam się grzebaniem w Internecie, gadaniem ze znajomymi na ten t

10 000 km w 2014!

30 (..a właściwie już był to 31 - godzina 2 w nocy) grudnia przejechałam 10 tysięczny km w 2014!!!  Tej nocy było bardzo zimno...-14...brrr... Ogólnie moja grudniowa bikingowa "walka" o to co założyłam sobie na początku roku nie zawsze była łatwa...                                          ...więc zaopatrywałam się w nowe czapki..,:                                         ...ważnym elementem stroju były również getry: Jednak długi okres czasu temperatura w grudniu była wysoka, jak na tę porę roku.                                          Aczkolwiek niestety czasami piękną noc psuł deszcz..,                                                                                          ...a potem pojawił się również i śnieg: Ale jak śpiewali panowie z Monty Pythona always look on the bright side of life                Grudniowy biking po Krakowie często odbywał się w pięknej świątecznej scenerii: