Przejdź do głównej zawartości

Korona Gór Polski cz.10 - Ślęża (718m npm)

21, 22 lutego 2018

Rozgrzana izraelskim (palestyńskim) słońcem postanowiłam pewnej nocy wsiąść w pociąg do Wrocławia, by mimo niebotycznych mrozów zdobyć kolejny szczyt z Korony Gór Polski - Ślężę. Zastanawiałam się, czy dam radę, czy nie zamarznę, ale mam taki okropny problem, że nie znoszę monotonii, nudy, tych samych tras. Zwłaszcza, gdy wracam z miejsc, w których kipiało od wrażeń, nowości, emocji. A tak było w Izraelu/Palestynie...Ale o tym nie tutaj...Postanowiłam, że muszę gdzieś wybyć. Zewnętrzne warunki spróbuję pokonać. Co z tego wyjdzie zobaczymy. Wsiadłam w nocny pociąg jadący 5 godzin. Pośpię...Choć w pociągu, choć 5 godzin. Zawsze coś. Nie pospałam nic...Zainfekowana rowerową przygodą do szpiku kości myślałam o kolejnej wyprawie - gdzie. W zasadzie to wymyśliłam sobie pewne miejsce, które zaczęłam czuć wewnętrznie mocno, jednak czy zewnętrznie jest to wykonalne? Chyba nie...Tak, czy siak zamiast spać zajęłam się grzebaniem w Internecie, gadaniem ze znajomymi na ten temat...Jakby nie było lepszego czasu na to...Tym samym do Wrocławia dotarłam niewyspana....Ruszyłam w zimną noc w kierunku szlaku. W pewnym momencie zaczęłam odczuwać zimno. Muszę dorwać stację przed skrętem do Sobótki, skąd zamierzam startować. Muszę! Mogę nadrobić, ale muszę się zagrzać, wypić coś gorącego, zabezpieczyć stopy. O! jest jakaś! Spędziłam na niej sporo czasu zwierzając się koleżance z pewnego mojego palestyńskiego "problemu" przy okazji czekając na wschód słońca. A może odwrotna kolejność.?


Słońce wzeszło na dobre z obłędnie cudowną wersją "Autobiografii" Perfectu na moich słuchawkach (kocham ten kawałek; jaki Polak go nie kocha..?) ruszam dalej. Trochę się zajechałam. Nawigacja ratuje. Skręcam przy kościele, bo tam zaczyna się szlak prowadzący na Ślężę - w miejscowości Sobótka, której nazwa pochodzi od targów odbywających się tutaj w każdą sobotę.


Straszyli mrozami, okrutną zimą. Pytam się, gdzie ona jest..? Bo odnoszę wrażenie, że jest jesień - taka aura...


...i takie krajobrazy.


Gdzieniegdzie jednak można napotkać emblemat zimy - śnieg. Początkowo w małej ilości.




Jadę na kolejny szczyt z założonego "projektu" rowerowego: Korona Gór Polski. Szlakiem czerwonym, żółtym? Tak by wynikało z oznakowania. Nie planowałam, który wybiorę. Po prostu: jadę na Ślężę. Zdarza się jednak, że zerkam sobie w Internecie, jaką trasę na rower polecają inni. Tu tak nie było, kolejny szczyt "na przypał".


Miejsce akcji: Ślężański Park Krajobrazowy powołany w 1988 roku, położony na Przedgórzu Sudeckim.


Dotarłam na szczyt. Ślęża jest niewysokim szczytem - 718 metrów, ale mimo tego zyskała miano "polskiego Olimpu".


Kościół Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny na Ślęży. Został wzniesiony na przełomie XVII i XVIII wieku przez Augustian.



Wybrałam Ślężę, bo technicznie, logistycznie była możliwa do zdobycia mimo tego mrozu, który był odczuwalny w Krakowie, mimo informacji przekazywanych przez panie pogodynki i portale internetowe. Jednak potem zaczęłam czytać o Ślęży i okazało się, że jest to miejsce z historią, Pradawną historią. Co więcej, jest to bardzo tajemnicza, magiczna góra, gdzie pradawne plemiona odprawiały swe pogańskie praktyki. Ale i to nie wszystko - ze Ślężą wiąże się szereg legend. To w tej okolicy miało znajdować się...wejście do piekieł.



"Tam za kościołem masz wieżę widokową" - krzyknęła pewna pani, gdy weszłam na schody wspomnianego wyżej kościoła. Podziękowałam, bo gdyby nie pani, która postanowiła spędzić poranek wspinając się na najwyższy szczyt masywu Ślęży i całego Przedgórza Sudeckiego z całą pewnością nie byłabym świadoma istnienia konstrukcji.


Zostawiając Cube'a pod wieżą wspięłam się na szczyt wieży, by podziwiać panoramę okolicy. Tylko, czy mogłam ją podziwiać..? No nie do końca...Może to nie mgła...Może taki klimat tej ponoć magicznej góry...?


Schronisko PTTK imienia Romana Zmorskiego.


Na początku wspominałam o izraelskim/palestyńskim słońcu..? Tamta wyprawa zostawiła we mnie dużo więcej...Kupując jedzenie w sklepie moja dłoń sięgnęła po...hummus.


Teraz w dół inną trasą, przez Przełęcz Tąpadła położoną po przeciwległej stronie Ślęży. Jadę, a wchodzący w górę jeden pan stwierdza, że trudna sprawa, trochę niebezpiecznie, bo ślisko. Faktycznie musiałam hamować. Ze względu na śnieg, lód nie dane mi było delektowanie się zjazdem w pełnej krasie.




Wyjechałam z lasu zostawiając za sobą górującą nad okolicą sylwetkę Ślęży. Pomyliłam drogę. Pojechałam w drugą stronę. Wróciłam.


Jadę. Trochę już zachciewa mi się spać. Spoko...Kocie łby mnie obudzą...


Podczas tego wypadu zamierzałam zdobyć tylko Ślężę. Następnie planowałam wrócić pociągiem do domu z Wrocławia, ale przecież mam jeszcze jeden dzień wolny - pojadę do Wałbrzycha.


Gdzie ten Wałbrzych...? Gdy chce się spać droga się trochę dłuży...Jeszcze 10 km...


Dotarłam na miejsce.
Jeszcze nie miejsce, gdzie spędzę noc, bo gdzie to będzie tego jeszcze nie wiem (aczkolwiek znalazłam w Internecie idealną cenowo i ogólnie opcję).


Przemknę szybko przez miasto, które już kiedyś odwiedziłam na moim rowerze i pójdę spać.



Podążając za nawigacją dotarłam do parku. To tutaj znajduje się Dom Turysty, który wydawał się idealnym miejscem, by spędzić w nim noc. Widok na miasto utwierdził mnie w tym przekonaniu. Widziałam siebie kolejnego dnia o poranku popijającą kawę nad panoramą Wałbrzycha...Idę, by zarezerwować pokój i...całuję klamkę. Okazało się, że obiekt jest nieczynny. Ech...Szkoda, że w Internecie nie była podana informacja na ten temat.


Zaczęłam odczuwać zimno, głód...


Poszłam na kebaba, by zaspokoić głód i by w cieple poszukać noclegu na tę noc. W kebabowni dowiedziałam się, że Dom Turysty jest nieczynny od paru lat, ale są plany dotyczące tego miejsca - ma tam powstać bar wegański. Trochę mnie zdziwiło przyszłe przeznaczenie miejsca...


Udało mi się znaleźć miejsce, gdzie wpadnę w objęcia Morfeusza...Nie było to w Wałbrzychu, lecz w Szczawno-Zdroju położonym tuż obok. Przez to, że jest to miejscowość uzdrowiskowa można powiedzieć, że mimo mojego stanu (niewyspanie, powoli odczuwalne wyziębienie) byłam spokojna o swój sen...Dotarłam na miejsce, w którym przyjęła mnie bardzo miła właścicielka (nawet włączyła mi telewizor w drugim pokoju....nie bardzo mi się chciało oglądać telewizję, ale ok...miło, że dba nawet  moją rozrywkę). Choć telewizji nie oglądałam to nie poszłam od razu spać. Rzucenie się pod prysznic, a potem pod ciepłą kołderkę byłoby zapewne najrozsądniejsze, ale postanawiam jeszcze wypić piwo i podzielić się wyprawą z chłopakiem poznanym w Palestynie, który również lubi jeździć na rowerze...Dzieliłam się przejażdżką w zimnie, czyli wrażeniami z czegoś, czego on nie zna, czego nie może sobie nawet wyobrazić, bo w Palestynie zima to...jakby wiosna...Czasami nawet lato.

W końcu idę spać!


Wstałam później niż mogłam. Choć jeśli nie wstałam to może nie mogłam, bo mój organizm potrzebował regeneracji. Czasami bardzo go nadwyrężam faktycznie nie śpiąc długo, jadąc na rowerze, ale...niekiedy, żeby zobaczyć coś więcej niż swoje okolice tak trzeba. Tylko potem trzeba, a przynajmniej powinno się pozwolić, by odpoczął. Ja sobie na to pozwoliłam, czasu zostało tylko na Chełmiec. Górę, która również wchodzi w skład Korony Gór Polski - jest to najwyższy szczyt Gór Wałbrzyskich. Tak myślałam, tak przeczytałam...Potem doczytałam, że nie, to nieprawda...


Nieświadoma "oszustwa" (błędne informacje wynikające ze złego pomiaru) startuję z Wałbrzycha (żółty szlak) na Chełmiec.


Jadę. Gubię się. Nawigacja pokazuje mi, że już bardzo blisko. Owszem, ale...w linii prostej, ścieżynką, którą można by zdobyć szczyt pieszo, ale rowerem to tak nie bardzo...



 W końcu udaje mi się wjechać na właściwą trasę. Jak widać nawet po znaku - rowerową.



Temperatura nie jest wysoka, ale świeci słońce. Jest dobrze, ja tego dnia mam pełno energii!


Po drodze mijam stacje Drogi Krzyżowej Górniczego Trudu. Jedyna w Polsce Górnicza Kalwaria składa się z 14 stacji, które upamiętniają los górników.


W końcu wjeżdżam na Chełmiec z myślą, że "O! Jest mój jedenasty rowerowy szczyt z Korony Gór Polski".


Jak okazało się później górująca na 851 metrów góra, nie jest tą najwyższą w Górach Wałbrzyskich. Najwyższą jest Borowa, mierząca 853 m npm.


Na szczycie znajduje się krzyż milenijny. Znajduje się tam też wieża widokowa. Niestety w zimie zamknięta...


Pozostaje mi podziwianie widoków zza drzew podczas zjazdu.


Również tego dnia nie mogę raczyć się zjazdem na pełnej k**wie...Gdzieniegdzie jest lód, który stwarza realne niebezpieczeństwo, że nie utrzymam równowagi. Gdy pod moimi kołami pojawia się takie podłoże jadę bardzo ostrożnie. Jeszcze tyle szczytów z Korony przede mną...I w ogóle tyle świata do zjechania...


Wyjeżdżam z lasu, opuszczam szlak.


Zamierzam jechać pociągiem z Wałbrzycha, ale...


...wcześniej przypomnę sobie deptak w Szczawno-Zdroju.



Wałbrzych-Miasto. Bilet do Wrocławia. Stamtąd bilet do Krakowa. Niby wymarzłam, byłam "trochę" niewyspana, Chełmiec okazał się nie być szczytem z Korony, ale...ja nie mogę żyć bez takowych wypraw rowerowych. Czy to krótszych, czy dłuższych -  w pociągu powracam myślami do jednego  miejsca, które fajnie by było zobaczyć, bo jak to mówi chińskie przysłowie: "Lepiej zobaczyć coś raz, niż słyszeć o tym tysiąc razy". Ja lubię patrzeć, oglądać, poznawać. Na rowerze!!!


Komentarze

  1. Ślężański Park Krajobrazowy ... jest położony na Przedgórzu Sudeckim, nie Sądeckim.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O ja...Taką głupotę napisałam..? Literówka, bo wiem gdzie sądeckie tereny...Zmieniam szybko, bo wstyd...Dzięki.

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Usunąłem, ale niechcący :( W skrócie: prośba o kolejne relacje z wyjazdów :)

      Usuń
  3. kiedy nowe wpisy ?:) sprawdzam codzienie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. No właśnie, kiedy nowe wpisy? Potrzebuję tego jak tlenu 😋

    OdpowiedzUsuń
  5. A kiedy na wschód Polski szlakiem Green velo?...przedewszystkim tym szlakiem. Im więcej pojawi się chętnych rowerzystów przemierzających w/w szlak, tym bardziej będzie on uporządkowany. Tam naprawdę jest pięknie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Your car could be stolen if you don't remember this!

    Imagine that your car was taken! When you visit the police, they inquire about a particular "VIN check"

    Describe a VIN decoder.

    Similar to a passport, the "VIN decoder" allows you to find out the date of the car's birth and the identity of its "parent" (manufacturing facility). You can also figure out:

    1.Type of engine

    2.Model of a car

    3.The limitations of the DMV

    4.The number of drivers in this vehicle

    You'll be able to locate the car, and keeping in mind the code ensures your safety. The code can be examined in the online database. The VIN is situated on various parts of the car to make it harder for thieves to steal, such as the first person seated on the floor, the frame (often in trucks and SUVs), the spar, and other areas.

    What happens if the VIN is harmed on purpose?

    There are numerous circumstances that can result in VIN damage, but failing to have one will have unpleasant repercussions because it is illegal to intentionally harm a VIN in order to avoid going to jail or calling the police. You could receive a fine of up to 80,000 rubles or spend two years in prison. You might be stopped by an instructor on the road.

    Conclusion.

    The VIN decoder may help to save your car from theft. But where can you check the car reality? This is why we exist– VIN decoders!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

"Nad morze" cz.1 - Kraków-Gdańsk

 Moja najdłuższa przejażdżka rowerowa w 2014 roku to wycieczka z Krakowa na Hel. W ciągu 9 dni (dojazd + pokręcenie po okolicy) przejechałam 1087 km, więc dystans w stosunku do czasu nie jest obłędny, ale sama wyprawa w jakimś sensie była. Było to 9 dni w ciągu, których byłam odcięta od wszystkiego. Nie liczyłam czasu - dni odmierzałam "ostatnio spałam w...,wcześniej w...". Kilometrów też nie liczyłam, bo pierwotne wobec dystansu było zwiedzanie miast - w paru byłam po raz pierwszy, do kilku innych mam sentyment, więc chciałam w nich dłużej zostać. Zasadniczo była to wyprawa "na dzikusa", czyli bez planu, jedynie z celem. Nie miałam zaplanowanego żadnego noclegu, co spowodowało parę stresowych sytuacji, ale zawsze wszystko się dobrze kończyło (nawet, gdy raz noclegu nie znalazłam...). DZIEŃ PIERWSZY - 150 km Ruszyłam niewyspana...dziwną trasą - przez Dolinki Krakowskie, czym zdecydowanie nadrobiłam, gdyż nie dało się tam jechać zbyt szybko. Kierowałam się

Korona Gór Polski cz. 8 - Lackowa (997 m npm)

16 sierpnia 2017   Wstałam rano. Ruszyłam na dworzec. Jak zwykle nie spałam długo. Za mało. Cóż...Pasja wymaga poświęceń. Dla pasji można dużo - żeby tylko coś przeżyć...coś zobaczyć...gdzieś być...Może sprawdzić siebie? Wsiadłam w pociąg. Bilet kupiłam u konduktora, bo jak zwykle byłam późno na dworcu. W ostatniej chwili. Wystarczyło czasu tylko na to, żeby ruszyć na peron. Wysiadłam w Starym Sączu. Z moich obliczeń wyszło, że stąd najszybciej będzie na szlak. Chyba nie poszła dobrze mi ta matematyka... I woke up early in the morning. I did not sleep long. Too short. Ech...I went by train to Stary Sącz - it is close to the trail. I thought that is the best to leave the train there, but I think that I was wrong... Jednak trzeba do Nowego Sącza. O mało nie zostałam potrącona. Pan nie widział, bo to nie ścieżka rowerowa, to chodnik. Ścieżki nie ma, sprawdzam trasę, więc jadę chodnikiem wyglądającym, jak ścieżka. Mam wątpliwości, czy to oby nie ścieżka. Nic się nie stało